Rozdział 34

1K 82 18
                                    

Wychodząc z pracy, wcale nie była w lepszym humorze. Chyba jednak łudziła się, że była pracownica Roberta nie jest w żaden sposób powiązana z morderstwem. Nie wiedziała, czy niewiedza byłaby dla niej lepsza. Być może tak, skoro teraz zaczęła się wszystkim zamartwiać.

Nie znała żadnej Kate, choć mieszkała w tym mieście dobrych kilka lat. Czym bardziej nie rozumiała swoich obaw, skoro ofiara po prostu miała tę samą pracę, co ona. Zastanawiała się, z jakiego powodu została zamordowana i dlaczego jeszcze nie złapali sprawcy.

Nie pamiętała, kiedy jej nogi same zaczęły kierować się w stronę miejsca zbrodni. Adres zapamiętała podczas słuchania któregoś wydania wiadomości i choć nigdy nie przechadzała się po tamtej części miasta, wiedziała, że znajdzie to, co ją interesowało. Była ciekawa, którymi ulicami szła tamta młoda kobieta, zanim ktoś jej nie zaatakował.

- Pakowanie się w kłopoty to jakieś twoje hobby?

Przystanęła na moment, kompletnie nie mając pojęcia, o co chodzi Ralphowi. Odkąd skończyła pracę, podążał za nią jako cień i wydawało jej się, że robił to nieco nerwowo.

- O co ci chodzi? - szepnęła, znów skręcając w jakąś ulicę.

- Co da ci zobaczenie tego miejsca na żywo? I tak tam nie wejdziesz, skoro wszędzie porozwieszali taśmy.

- Mówisz tak, jakby akurat tobie to przeszkadzało - mruknęła, z daleka dostrzegając już zarysy żołto-czarnych taśm, o których wspominał Ralph.

- Wchodziłem już tam wiele razy, bo w przeciwieństwie do ludzi nie jestem aż tak nierozgarnięty, żeby zniszczyć wszystkie dowody.

- Że co? Jak to tam...?

Kiedy w wielkim zaskoczeniu próbowała go o to zapytać, jej uwagę zwrócił szelest tuż za jej plecami. Gwałtownie się odwróciła, nawet nie kończąc zdania, ale nie zdołała dostrzec niczego niepokojącego. Było zresztą zbyt szarawo, by widzieć wszystko dokładnie. Ten dzień był nadzwyczaj pochmurny i już w okolicach szesnastej robiło się ciemno.

- Słyszałeś to? - spytała szeptem, wciąż niepewnie rozglądając się dookoła.

- Tak. Idziemy stąd, puella - warknął, zupełnie jakby coś go rozjuszyło.

To jeszcze bardziej zaniepokoiło Ruth, więc odpuściła sobie podchodzenie bliżej tamtego zaułka i po prostu skierowała się w stronę domu. Przynajmniej tak jej się wydawało, bo naprawdę nie znała tej okolicy i wyjście stamtąd mogło zająć jej trochę czasu. Jej orientacja w terenie nigdy nie była zbyt dobra.

- Skręć w prawo. Stamtąd przyszłaś, głupia człowieczko.

Skrzywiła się na nieprzyjemny ton swojego demona, ale postąpiła zgodnie z jego poleceniem. Czując na plecach silniejszy podmuch wiatru, szczelniej owinęła się swoją kurtką. Dopiero wtedy zorientowała się, że w okolicy nie ma praktycznie żadnych ludzi.

Kiedy już chciała się odezwać i zapytać Ralpha, o co w tym wszystkim chodziło, warkot w jej głowie w jednym momencie stał się tak przerażająco głośny, że na moment wstrzymała oddech. Czy właśnie atakował ich kolejny demon?

Pisnęła, czując na ustach szorstką dłoń. Jej krzyk został jednak skutecznie stłumiony, więc nawet jeśli ktoś szedłby główną ulicą, nie dosłyszałby niczego więcej, jak tylko sapnięcia. Koci demon momentalnie przemienił się w swoją naturalną postać, warcząc na jej napastnika. Kiedy jednak zamiast spodziewanego ratunku, poczuła chłód noża przy swojej szyi, łzy przerażenia momentalnie popłynęły jej z oczu.

- Nawet się nie ruszaj, demonie. Jedna oznaka, że chcesz się teleportować, a po dziewczynie.

Dosłownie skamieniała, słysząc ten znajomy głos.

Demon PactWhere stories live. Discover now