26. Niebo

40 5 0
                                    

Przez piętnaście lat swojej pracy jako sekretarka zawsze przychodziła o godzinie siódmej, a drzwi pozostawały lekko uchylone, aby widzieć, kto i kiedy przychodzi. Wtedy zapisywała na liście obecności nazwiska osób, dzięki temu oni nie musieli się o to martwić. Niektórzy witali się z nią, a nawet zamieniali parę słów. Bardzo się z tego cieszyła, ale od trzech miesięcy z niecierpliwością wyczekiwała dwójki policjantów, którzy jako jedyni przychodzili parę minut przed ósmą.

Tego dnia także czekała, aż przez uchylone drzwi mignęła jej kobieca postać o bujnych, ciemnych lokach związanych w kitkę. W moment podniosła się z krzesła obrotowego i podeszła do ekspresu do kawy. Codziennie nosiła dwa kubki do pokoju numer trzydzieści trzy z nadzieją, że w końcu zbierze się na odwagę i powie im to, co wie, ale za każdym razem czuła blokadę. Chciała, aby dziewiętnastego lipca się to zmieniło. Czas dobiegał końca, nie mogła dłużej milczeć. Musiała liczyć się z tym, że ściany mają uszy, dlatego obmyśliła sprytny plan.

Z gotową kawą w rękach czym prędzej ruszyła w dobrze sobie znanym kierunku. Jak zwykle nie minęła się z nikim, co również ją ucieszyło. Będąc na miejscu, westchnęła cicho. Powtórzyła sobie w myślach powód, dla którego to robi, po czym nacisnęła klamkę łokciem i weszła do środka.

— Dzień dobry, dzieci — przywitała się.

— Dzień dobry! — odpowiedzieli radośnie.

Lauren szybko do niej podeszła i odebrała od staruszki kubki, które następnie postawiła na długim stole. Heaven tak bardzo chciała powiedzieć im o tym, co wie, ale znowu wszystkie słowa ugrzęzły jej w gardle. Lecz nie odeszła, jak to robiła poprzednio — stała jak słup soli zapatrzona w to, jak przeglądają jakieś dokumenty. Dopiero pytanie Chrisa sprowadziło ją na ziemię.

— Coś się stało, pani Miller? — zmartwił się.

— Nie, nic się nie stało. — Machnęła lekceważąco ręką. — Słyszałam, że podobno siostrzenica Merton zeznała, że to nie ona stoi za śmiercią Bailey.

"Jakikolwiek temat, to później będzie z górki" — przeszło przez myśl starszej kobiety.

— Mówi pani o Victorii Evans? — zaciekawił się, zajmując miejsce przy stole.

Ciemnowłosa także się zainteresowała. Bez słowa podeszła do jednego z wolnych krzeseł i postawiła je zaraz obok staruszki, aby mogła sobie usiąść, z czego skorzystała.

— Tak, dokładnie o niej. Taka młoda, aż się wierzyć nie chce, że mogłaby dokonać takiej zbrodni...

— Kto ją przesłuchiwał? — zapytał i wziął łyk gorącego napoju.

— Peter Haertel i taki jeden sędzia śledczy z Chicago. Chyba Bledsoe ma na nazwisko.

— Uwierzyli jej? — wtrąciła Lauren.

— Oni nie, ale Merton już tak.

— Co pani gada! — zawołał zaintrygowany.

— Mówię to, co usłyszałam.

— Ale co się dziwić, skoro to jej siostrzenica — stwierdził Chris i upił nieco kawy. — Gdybym był w takiej sytuacji, też bym pewnie nie uwierzył w jej winę.

— Czy coś poza tym Victoria mówiła? Może powiedziała, kto za tym stoi?

Heaven pokręciła głową.

— Żeby się kobieta takimi rzeczami zajmowała...!

— Woda sodowa uderzyła do głowy — skwitował.

— I pieniądze — dodała ciemnowłosa.

Oboje zgodzili się z jej słowami.

Miller cały czas pamiętała, po co tak naprawdę tu przyszła dzisiaj i po co przychodziła przez ostatnie dziesięć tygodni. Mając z tyłu głowy złotą zasadę o ścianach, w końcu zebrała się na odwagę i powiedziała na jednym tchu:

Midas Touch [+18] ✓Where stories live. Discover now