4. Poprawa jakości pracy

124 9 75
                                    

Od wtorku ich śledztwo stanęło w miejscu. Nie mieli innych punktów zaczepienia, nie wiedzieli, gdzie szukać kolejnych świadków. Nawet Frank Lowell nie był im w stanie pomóc. Dlatego też do końca tygodnia analizowali wszystko, co mieli oraz snuli przeróżne teorie. Spokoju jej nie dawały słowa Lilith Sørensen. Było w nich coś takiego, że nie potrafiła jej uwierzyć. Całe jej zachowanie wskazywało na to, że może coś ukrywać.

Pomimo, że była sobota, to ciemnowłosa od siódmej siedziała nad papierami, pisząc sprawozdania na temat dotychczasowego dochodzenia. Zapisywała wszystko skrupulatnie na wiekowym laptopie, a od ogromnej ilości czarnych literek na białym ekranie wszystko zaczęło jej się zlewać w jedną całość. Nie chciała się go podejmować, ale nie miała innego wyjścia. Niestety, nie było nikogo, kto mógłby ją w tym zastąpić.

Przetarła ręką zmęczone oczy, a następnie rozejrzała się po salonie.

Okrągły, czarny stolik kawowy, przy którym siedziała, a na nim leżał biały obrusik. Pod ścianą, naprzeciw niej, znajdowała się czarna komoda, a na nim nieduży telewizor. Jej wzrok przeniósł się na skórzaną kanapę, o którą się opierała plecami, a konkretniej na czerwoną poduszkę w kształcie serca. Wyciągnęła po nią rękę i położyła sobie na kolanach, przejeżdżając palcem po szwie. Dostała ją od Oscara na swoje szesnaste urodziny i od tamtego razu zszywała się ponad tysiąc razy.

Zszywała... Szycie kojarzyło jej się jedynie z mamą, która zawodowo zajmowała się krawiectwem. Kiedyś marzyła o zostaniu projektantką mody, ale życie miało dla niej inny plan. María została szwaczką, jednakże nie porzuciła swojego marzenia w pełni. Szyła bardzo piękne ubrania, często bardzo wyszukane, a po urodzeniu córki robiła stroje specjalnie dla niej. Mała Lauren kochała chodzić w sukienkach z bufiastymi rękawami czy falbaniastych bluzkach, przez co wyróżniała się na tle legginsów w galaktykę i koszulek z wąsem.

Pewnego dnia młoda Sheffield przyszła do szkoły w sukience, która na spódnicy miała wszystkie kolory tęczy. Jeszcze wtedy nie była świadoma, ale jej rówieśnicy zaczęli za nią wołać "rainbow". Później to przezwisko rozprzestrzeniło się na pozostałe osoby ze szkoły i każdy w szkole wiedział, kim jest Lauren.

W gimnazjum wszystko się zmieniło. Nikt już nie wołał na nią "rainbow". Przechodząc korytarzem, słyszała co rusz "klaun", "dziwadło", "idiotka". Osoby z jej klasy unikali ją jak mogli, bo nie chcieli być z nią kojarzeni. Wielobarwny ubiór ciemnowłosej zmienił się na zwykłe, czarne bluzy oraz jeansy z wysokim stanem. Jedyną osobą, z którą się trzymała w tamtym czasie, był Charlie. Spędzali razem przerwy, siedzieli razem w ławce. Chłopak przez bielactwo nabyte także był wyrzutkiem w klasie i tylko on nie wytykał jej ubioru. Jednak nie zrobił też nic, gdy w jego obecności koleżanki z klasy wyzywały Lauren od najgorszej z najgorszych.

Na samo wspomnienie przykrych wydarzeń z przeszłości, łzy napłynęły jej do oczu. Przygryzła drżącą wargę, próbując się uspokoić, gdy nagle do jej uszu dotarł dźwięk telefonu. Gwałtownie wstała i ruszyła do kuchni, gdzie zostawiła komórkę i prychnęła nerwowo. Młoda policjantka szybko odebrała i zapytała radośnie:

- Hola mamá (Hej mamo), co tam?

- Hola, mi sol (Hej, moje słońce) , u nas wszystko dobrze. Ja skończyłam właśnie zmywać, a twój ojciec siedzi przed telewizorem i ogląda te swoje telenowele - powiedziała kobieta z charakterystyczną chrypką w głosie. Tego właśnie Lauren potrzebowała, usłyszeć najważniejszą osobę w swoim życiu.

- A ciekawe to chociaż? - zainteresowała się, kładąc się na kanapie.

- Ani trochę - przyznała szczerze. - Pero (Ale) ty mi lepiej powiedz, co u ciebie! Wszystko w porządku? Jak w pracy? Cały czas te papiery, co?

Midas Touch [+18] ✓Where stories live. Discover now