1. Archiwum

373 34 106
                                    

Równo o godzinie szóstej w całym pomieszczeniu rozległ się dźwięk budzika, który został dzień wcześniej ustawiony przez Lauren. Z lekko otwartymi oczami spojrzała na wyświetlacz telefonu i wyłączyła alarm. Opadła na poduszkę, zasłaniając twarz ramieniem. Dotarło do niej, że właśnie zaczął się kolejny tydzień. Przetarła twarz, w myślach przeklinając każdy poniedziałek. Gdyby mogła, usunęłaby go bezpowrotne lub zrobiła go dniem wolnym. Dwudniowy weekend to zdecydowanie za mało, aby odpocząć od otaczającej rzeczywistości. Dopiero po tych rozmyślaniach wyszła spod grubej kołdry i skierowała się do łazienki.

Weszła do białego pomieszczenia, od razu blokując wzrok na swoich hebanowych tęczówkach odbijających się w okrągłym lustrze. Oparła się o umywalkę, wzdychając ciężko. Uniosła głowę, aby zobaczyć w odbiciu swoich oczu ból istnienia. "Trzeba było położyć się wcześniej spać" - ochrzaniła samą siebie, prychając pod nosem. Odkręciła kran i ochlapała zmęczoną twarz, przy okazji odgarniając burzę swoich czekoladowych loków. Następnie opuściła łazienkę, wracając do sypialni. Jeśli chciała zdążyć do pracy, musiała żwawiej się ruszać.

Malowanie zajęło jej o wiele dłużej, niż sądziła, przez co nie miała już czasu na ogarnięcie włosów. Jedyne, co mogła zrobić, to założyć zieloną opaskę, aby jej loki nie wpadały jej do oczu. Po tym złapała za skórzaną torebkę i szarą marynarkę, i czym prędzej wyszła z mieszkania. Musiała zajść do swojej ulubionej kawiarenki, gdzie codziennie kupowała swoją ukochaną kawę. Bez niej nie mogła normalnie funkcjonować.

Po wyjściu z bloku, choć z nieba zaczęły spadać pierwsze krople deszczu, ciepły wiatr złożył delikatny pocałunek na jej policzkach i sprawił, że na jej twarzy pojawił się uśmiech. Tego jej właśnie brakowało - ciepła. Nie znosiła niskich temperatur, mroźnego wiatru i krótkich dni. O wiele bardziej wolała letnią pogodę, która potrafiła na początku maja się objawiać.

Czekając w kawiarence na swoją kolej obserwowała, jak z drobnej mżawki powstaje potężna ulewa. Mina jej zrzedła, gdy zrozumiała, że nie wzięła ze sobą swojej podręcznej parasolki, a ona musiała wyjść, aby zdążyć na autobus. Nie mogła czekać, aż przestanie padać, bo spóźniłaby się do pracy, więc zabrała plastikowy kubek i wyszła z lokalu. Dojście do przystanku autobusowego zajęło jej może ze trzy minuty, jednakże zmokła porządnie. Wycisnęła wodę z włosów i związała je w luźnego koka z myślą, że gorzej być nie mogło.

Autobus podjechał chwilę później, a po kupieniu miesięcznego biletu i zajęciu osobnego miejsca, dwudziestotrzylatka włożyła słuchawki do uszu i włączyła swoją ulubioną playlistę. Ponure dźwięki pianina oraz dramaturgia skrzypiec w utworze Piotra Czajkowskiego "Valse sentimentale" idealnie pasowały do pogody za oknem.

Babcia często jej powtarzała, że gdy pada deszcz, to oznacza, że Bóg jest smutny, bo właśnie dowiedział się, że nie jest w stanie pomóc człowiekowi, który trafił pod opiekę Szatana.

Po około czterech piosenkach pojazd zatrzymał się, a wytrącona z zamyślenia Lauren w pośpiechu zebrała swoje rzeczy i ruszyła do wyjścia. Jako że ludzi było dość sporo, to pewien mężczyzna trącił ją łokciem, przez co mało co nie wypuściła swojej kawy z dłoni. Młoda policjantka przeklęła go pod nosem po hiszpańsku, a gdy miała zamiar iść dalej, usłyszała za sobą niski głos:

- Przepraszam najmocniej, nie zrobiłem tego celowo - i poprawił swoją niebieską czapkę z daszkiem.

- Nic nie szkodzi, nic się nie stało - odparła Lauren z wymuszonym uśmiechem i czym prędzej ruszyła dalej.

Dotarła na komendę pięć minut przed ósmą, a wraz z wybiciem równej godziny znalazła się w pokoju numer osiem. Było to sporych rozmiarów pomieszczenie, gdzie naprzeciwko znajdowało się biurko policjanta w podeszłym wieku, a jej biurko znajdowało się w wnęce na prawo od wejścia. Jej część była obładowana wszelkiego rodzaju teczkami, papierami, listami oraz czarnymi długopisami i kilku plastikowych kubkach po kawie.

Midas Touch [+18] ✓Where stories live. Discover now