Część pierwsza. Rozdział 1

237 13 14
                                    

Przebiegła salon w mgnieniu oka, zaraz wydostając się na taras i zbiegając po schodach na duży ogródek. Przyciągnęła uwagę Louisa, który pracował właśnie na swoim laptopie, siedząc na kanapie z wyprostowanymi nogami, stopy opierając na pufie pod stołem. Pokręcił głową nad roztargnioną dziewczyną, po czym poprawił okulary na nosie i wrócił do pracy. Na dworze było ciepło, lubił to, jak promienie słońca zawsze wpadały do pomieszczeń od strony ogrodu. Dlatego na dworze postawił już kilka lat temu basen, w którym często chłodził się wraz z rodziną. Wystukiwał literki na klawiaturze dosłownie kilka sekund, zdążywszy zapisać tylko jedno słowo, aż nie usłyszał swojego imienia z dworu. Westchnął i odłożył urządzenie na stolik razem z okularami, podchodząc boso do drzwi tarasowych i szukając wzrokiem dziewczyny.

Podbiegł do niej, wiedząc już jaki jest problem. Stanęli razem pod płotem odgradzającym ich ogród od tego sąsiadów, Louis podskoczył, aby zobaczyć czy po drugiej stronie nie biega czasem ich mała zguba.

-Boo! - krzyknął, widząc jasne futerko.

-Nie mam pojęcia, jakim cudem znów przebiegł - wyznała dziewczyna obok niego. Również bosa, ale udająca, że kora pod ich stopami wcale jej nie rani. -Zadzwonisz do Adamsów? Zdaje się, że nie ma ich nawet w domu.

Louis jeszcze raz zerknął na psa na posesji ich sąsiadów. Obwąchiwał cały teren i biegał we wszystkie strony, ale oboje wiedzieli, że wcale nie szuka miejsca do załatwienia się.

-Zadzwoń do nich i zapytaj, czy pochowali koty. Ja pójdę po Boo.

Razem z tymi słowami odszedł, ale spojrzał w jej stronę, kiedy wbiegła do domu, aby odnaleźć telefon i zadzwonić. Gdyby wyszedł na drogę i ktoś zobaczyłby, że wchodzi na obcą posesję, mógłby oskarżyć go o włamanie (to wcale nie tak, że kiedyś już zdarzyła się podobna sytuacja), a ponieważ on nie zamierza ponownie tego przeżywać (staruszka była na tyle uparta, że zadzwoniła na policję), stanął przed wysokim ogrodzeniem między jego podjazdem a podjazdem Adamsów. Oparł dłonie na dobrej wysokości i wspiął się wyżej, aż w końcu przerzucił nogi na drugą stronę i zeskoczył. Kiedy otrzepywał ręce w koszulkę, usłyszał jak ktoś bije mu brawo.

-Wciąż w formie - zaśmiała się Maddie, trzymając w dłoni telefon.

Louis przewrócił oczami.

-Powiedzieli, że dwa są w domu, ale jeden nie wracał od kilku dni. Oni sami powinni niedługo wrócić, są na zakupach.

-Świetnie - rozejrzał się dookoła. -Poczekaj tutaj.

Dziewczyna przytaknęła, ale odeszła kawałek, aby przysiąść na schodku od tarasu. Szatyn przeszedł kilka kroków, w końcu dostając się na tył domu. Ogromny ogród w nieco gorszym stanie, niż ten jego. W rogu walała się bramka piłkarska, chociaż jego sąsiad nie miał w domu żadnych dzieci, a jedynie czasem odwiedzał go nastoletni już siostrzeniec. Nie było tu basenu, ale pod ścianą domu stało jacuzzi. Trawa w żywym odcieniu zieleni, ale niekoszona od dłuższego czasu. Na jej tle biegał Boo, machając szczęśliwie ogonem, zwłaszcza kiedy ujrzał swojego pana.

-Dalej kolego, wracamy do domu - powiedział do psa, ale ten nie zareagował, jedynie poświęcając ostatnią swoją sekundę na przyglądanie mu się, po czym zaczął uciekać. Louis westchnął, ponownie nawołując psa, którego wciąż widział. -Równie dobrze mógłbyś pobiegać w naszym ogródku, wiesz? Maddie na pewno z chęcią się z tobą pobawi.

Kiedy zdecydował się na psa kilka lat temu, nie wiedział w co się pakuje. I chociaż Maddie zajmowała się szczeniakiem najlepiej jak mogła, na niego również spadła duża odpowiedzialność. Nie zliczy, ile mebli musiał wymieniać, ponieważ Boo pogryzł stare oraz ile par butów poszło do wyrzucenia. Nie chciałby się czepiać, ale futrzak chyba niezbyt przepadał za jego osobą - tylko jego rzeczy cierpiały przez te wszystkie lata. Ale kiedy Louis przypominał sobie szczęście Maddie wymalowane na twarzy, stwierdzał, że byłby w stanie stracić to wszystko jeszcze raz, tylko po to, aby jego dziewczynka uśmiechnęła się dla niego. W domu zapanował harmider, od kiedy pojawił się w nim Boo, i chociaż z czasem pies nauczył się kilku ważnych rzeczy, jak 'nie wolno' czy 'nie gryziemy butów pana', wciąż nie był najłatwiejszym pupilem, jakiego Louis poznał.

Powerlessness | LarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz