- Jasne - odparła, jakoś odruchowo cofając krzesło lekko do tyłu. Może i kojarzyła mężczyznę, ale nie znaczyło to, że go znała.

- Dziękuję. Myślałem, że w spokoju zjem lunch i trochę popracuję, a tu tak tłoczno - zaśmiał się i wydawało jej się, że zrobił to zupełnie szczerze. - Jestem tu praktycznie codziennie i nigdy się to nie zdarzyło.

Uśmiechnęła się bez cienia wesołości, zachowując na twarzy tylko czystą życzliwość. Gdy się odwróciła, rzeczywiście nie było już miejsca w kawiarni, a facet miał do wyboru tylko ją albo niezbyt miło wyglądającą staruszkę. Nie dziwiła się, że postanowił dosiąść się do niej - tamta kobieta ciskała gromy na wszystkich obecnych w kawiarni.

- Przepraszam, że tak się wprosiłem. Czekała pani na kogoś? - spytał, wyraźnie zaciekawiony jej nerwowym zachowaniem.

- Nie... Nie czekałam - odpowiedziała, a mężczyzna posłał jej przenikliwe spojrzenie. Chyba uwierzył, bo nie drążył tematu.

- Jestem Robert - oznajmił, a Ruth jęknęła w duchu. Choć nie wyglądał, zapewne był tym typem osoby, która nie widziała niczego złego w zagadywaniu obcych osób. Nie było jej to na rękę, w szczególności, że nie czuła się zbyt dobrze.

- Ruth - odparła, siląc się na grzeczny ton.

Jeszcze raz uważniej przyjrzała się mężczyźnie. Gdyby miała zgadywać, powiedziałaby, że był jakimś biznesmenem albo kimś w jego rodzaju. Miał na sobie granatowy garnitur, jak na jej oko szyty na miarę, bo zbyt idealnie na nim leżał. Nie był jakoś bardzo przystojny i choć wyglądał na o wiele starszego od niej, wydawało jej się, że mogłaby się z nim dogadać. Przynajmniej wtedy, kiedy nie przeżywałaby załamania nerwowego po utracie pracy.

- Nie wyglądasz dziś zbyt dobrze - stwierdził, a w głowie dziewczyny zaświeciła się czerwona lampka. Niestety zbyt mało intensywna, by potraktować poważnie dziwnie brzmiące zdanie. - Może jednak sobie...?

- Nie. W porządku - przerwała mu, w duchu każąc sobie wziąć się w garść. Nie mogła odstraszać ludzi swoją napiętą miną! - To po prostu nie mój dzień.

- Stało się coś?

Zdziwiła się ciekawością mężczyzny, ale uznała to za cechę jego charakteru. Niepokoił ją również fakt, że przyglądał jej się, zupełnie jakby się już znali, jednak skoro i ona kojarzyła go z widzenia, nie uznała tego za nic wartego uwagi. Zastanawiała się, czy powinna zwierzać się obcemu facetowi. Coś w jego spojrzeniu zachęcało ją do wylania swoich żali i wbrew obawom, odpowiedziała.

- Zwolnili mnie z pracy - powiedziała, ledwo tłumiąc przeciągłe westchnięcie. Wciąż poniekąd chciało jej się płakać, ale nie pozwoliła wypłynąć ani jednej łzie. - Nie wiem, czy cokolwiek tu znajdę i... Sam pan rozumie.

Na przekór jej oczekiwaniom, mężczyzna uśmiechnął się delikatnie. Nie wiedziała, czy chciał ją w ten sposób pocieszyć, czy po prostu totalnie zlał jej wypowiedź.

- Jestem Robert, już mówiłem - przypomniał, zaraz potem przybierając na twarz o wiele więcej powagi i, jak jej się wydawało, współczucia. - Jesteś młoda, na pewno jeszcze coś znajdziesz. W sumie to...

Odwróciła się z zaskoczeniem, kiedy tuż za nią zaszurały krzesła. Najwyraźniej jakaś rodzina postanowiła wreszcie pójść do domu, a gdy wyszła, w kawiarni momentalnie zrobiło się ciszej. Spojrzała na swojego towarzysza nieco ponaglająco, ale kiedy nie poszedł zająć innego stolika, nie odezwała się ani słowem.

Wydawało jej się to lekko podejrzane. A może tylko wariowała i w każdej nowo napotkanej osobie widziała już wroga? Przecież facet mógł chcieć po prostu doprowadzić rozmowę do końca i nie zostawiać jej tak niegrzecznie.

- Co podać?

Zadrżała niekontrolowanie, słysząc nieznany, bardziej rzeczowy ton głosu kelnera. Przypatrzyła mu się z zaskoczeniem, dostrzegając jak uśmiechał się z wymuszeniem. Było to dla niej nieco dziwne, skoro zachowywał się tak wobec innego klienta. Czyżby tylko ją traktował z jakimś uwielbieniem wypisanym na twarzy?

- Kawę. Mocną i czarną jak śmierć - odparł Robert, zaraz potem śmiejąc się pod nosem.

Ruth nie rozbawił jego dobór słów. Była przewrażliwiona na wszelkie wyrazy związane z demonami, rytuałem i całą jej obecną sytuacją.

- Już się robi - odparł David, gwałtownie obracając głowę w jej stronę. - A tobie zaraz przyniosę ciacho, Ruth.

Nieco onieśmielona, przytaknęła, nie widząc tak naprawdę sensu odzywania się. Gdy tylko odszedł za ladę, z powrotem popatrzyła na siedzącego przed nią Roberta.

- Jakie masz wykształcenie, jeśli mogę spytać?

- Studiowałam ekonomię, a pracowałam jako agent nieruchomości - odpowiedziała odruchowo, nie widząc niczego złego w dzieleniu się taką informacją.

- Masz jakieś doświadczenie w księgowości? - spytał mężczyzna, opierając ręce na stoliku. Uśmiechał się przy tym uprzejmie, cierpliwie czekając na jej odpowiedź, kiedy się zastanawiała.

Nie wiedziała w sumie, dlaczego o to pytał. Przypomniała sobie całą szkołę średnią i studia, uważając się za niejako doświadczoną akurat z tym działem.

- Nie pracowałam, ale dużo pamiętam ze szkoły - powiedziała po chwili. - Dlaczego pan pyta, jeśli mogę spytać?

Rozkojarzył ją jego intensywny wzrok i nagłe napięcie mięśni. Jakby radosne drgnięcie na usłyszenie czegoś wspaniałego. Albo po prostu spodziewanej odpowiedzi.

- Może nie powinienem iść w ciemno, ale od jakiegoś czasu szukam księgowej do swojego biura. Nie ukrywam, że trochę mi się spieszy, bo sam się nie wyrabiam, a terminy gonią - oznajmił, sugestywnie wskazując na torbę z laptopem. - Może chciałabyś spróbować?

Nie miała pojęcia, co sobie myślała, od razu rozważając tę propozycję i nie dostrzegając w niej żadnych haczyków.

Była zbyt zaślepiona wizją, że nie zostanie na lodzie, a aktualnie nie było przy niej nikogo, kto prędko wybiłby jej taki pomysł z głowy.

Nic dziwnego, że potraktowała tego mężczyznę jak gwiazdkę z nieba.

Nie wiedziała, że jakiś czas później okaże się on groźnym meteorytem. 

Demon PactWhere stories live. Discover now