77.

523 67 2
                                    


Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.





    𝐓𝐎 𝐁𝐘Ł𝐎 niezmiernie dziwne. 

Jakby ulotny, niemożliwy do złapania liść opadł na dłoń, po czym zaczął się wierzgać, niby próbując polecieć wraz z prądem, niby chcąc się ostatecznie poddać. Ayato przyglądał się temu z nieukrywaną ciekawością, jak i rozbawieniem. Jego oczy natrafiały na widok czerwonych policzków i szeroko otworzonych oczu z zaskoczenia zamiast unikanych wymian wzrokowych i chłodnych przekazów próśb pozostawienia w spokoju. Pozyskawszy to, co nieosiągalne powinien czuć satysfakcję. Cieszyć się, że nareszcie nie widzi niezadowolenia oraz zniechęcenia, a w miejsce tego zyskuje przyjemny widok twarzy rozciągniętej w niezręcznym, ale nadal obecnym uśmiechu.

Mimo tego był ogromnie rozczarowany. Cała żywotność zniknęła pod pasywną stroną, wyciszającą się z każdym uśmiechem, a typowa nieprzychylność zamieniła się w bierną akceptację. Dlatego aby więc zachować namiastkę tego, co najbardziej uwielbiał, bawił się i drażnił z liściem, przekręcając go między palcami, ledwie puszczając, tudzież ściskając go w dłoni blisko siebie. Zaś jego ukochany liść tym bardziej reagował, próbując wyswobodzić się z ciągłej pętli chaosu i uzyskać upragniony koniec. Ayato właśnie to uwielbiał. I dlatego nie przestawał mimo wielu próśb.

— Ayato... Ayato, starczy już. — Wiedziałaś, że i tak nie przestanie. Składając niewinny, kulturalny pocałunek na dłoni złożył kolejny na nadgarstku, z zadowoleniem zauważając nagłe wyprostowanie pleców swojej żony.

— Hm? Nie podoba ci się? — zapytał z śpiewną nutką, stając przy twoim boku, aby narzucić nie za szybki rytm i poprowadzić cię wedle jego życzenia. Przyglądał się jeszcze przez chwilę jak odkręcasz głowę, niby kręcąc nią w wyrazie dezaprobaty, a w rzeczywistości chowając ją przed niebieskimi tęczówkami, nie chcąc paść ich ofiarą. — Wybacz. Następnym razem poprawię się.

— Oj, nie. Nie ma mowy. Ja już znam twoją poprawę — żachnęłaś się, prawie unosząc palec, aby wskazać na winowajcę. Ostatecznie jednak zachowałaś powagę, nie chcąc wypaść nieodpowiednio przed oczami tych, którzy zebrali się przed miejscem porad Tri-Komisji. Co prawda ciężko było nazwać to jakąkolwiek obradą. W oczach mieszkańców być może i stanowiło to jakieś istotne posiedzenie, ale dla tych którzy znajdowali się w środku, był to zwykły pokaz siły. Ukazanie kto jest nad kim i kto ma prawo głosu, a kto nie. — Zamiast dwóch, skończy się na czterech i zaraz będzie jakiś skandal. Miejże odrobinę godności...

— Ależ ja zachowuję się jak najlepiej mogę — odparł jedynie Ayato. Jego dobry humor, mimo że tak umiejętnie maskowany, przypominał bardziej rażące słońce bijące promieniami świadczącymi o prawdzie, które zostało przykryte księżycem okrążającym ziemię. Prawie każdy, kto miał bystrzejsze oko czy odrobinę lepiej znał Komisarza Yashiro, wiedział, że od czasu powrotu Kamisato jest praktycznie w siódmym niebie.

W szczególności, kiedy pod ręką trzyma swój mały, nowy diament, spoglądający z odrobiną zażenowania, jak i rozbawienia na zachowanie męża.

Nawet Kujou Kamaji, zazwyczaj zachowujący swoje spostrzeżenia dla siebie w celu nie urażenia kogoś bardziej doświadczonego, zauważył nagłą zmianę, wspominając o tym winnemu mężczyźnie. Ten, udając niezrozumienie, zaakceptował komplement, przekształcając to w pochwałę klanu [t.n.] za rozjaśnienie przykrych, długich i zimnych dni ciągnącej się zimy Inazumy. Wraz z jego słowami pogoda rozpogadzała się, ukazując pierwsze przebłyski wiosny. Wszyscy pośpieszali się nawzajem, czyszcząc posiadłość, zbierając dokumenty i szykując się na sezon festiwalów, jak i ciężką pracę. Kamisato żył w swoim małym światku, skacząc między krótkim szczęściem, a pracą, powiększając worki pod oczami. I mimo że te lśniły z radości, nic nie mogło zmienić faktu, że powoli wszystko uwydatniało swoje żniwo.

— Wróćmy do domu — zaproponowałaś ostatecznie, zerkając raz na nieznacznie podkrążone oczy męża. Kiwnął posłusznie głową, zgadzając się na propozycję, po czym zapadła spokojna cisza przerywana lekkim podmuchem wiatru. Kamisato czuł na sobie ciężki wzrok, jednak nie odezwał się na ten temat, pozwalając ci robić, co ci się żywnie podobało. W ten sposób przynajmniej jego diament nie rysował się w żaden sposób. — Chyba że życzysz sobie zajść na targ, aby ponownie skosztować... Tego wymyślnego napoju.

A jedynie się doskonalił.

Ayato uśmiechnął się szeroko na chwilę łamiąc swoją postawę, po czym schylił się nisko, aby złożyć szybki pocałunek na twoim policzku. Wciągnęłaś powietrze zaskoczona, otwierając usta, ale zaraz je zamknęłaś, posyłając mu w tym samym czasie ostre spojrzenie. Ku twojej uldze nikt wokół nic nie widział, w końcu i tak o tej porze kręciło się zaledwie parę osób zbyt zajętych swoimi sprawami, aby cokolwiek dojrzeć. Mimo tego zadowolenie mężczyzny nadal promieniowało spod fasady spokoju, a ty mogłaś się rozkoszować jego delikatną poświatą oraz ukradkowymi spojrzeniami posyłanymi przez Kamisato.

— Lepszej żony nie mógłbym mieć.

❝EVERYTHING❞ kamisato ayato x f!readerWhere stories live. Discover now