34.

428 73 21
                                    

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.







     𝐓𝐖𝐎𝐉𝐀 𝐆Ł𝐎𝐖𝐀 była dwa razy cięższa niż normalnie.

Z niezadowolonym dźwiękiem, mającym ci niby pomóc w pozbyciu się bólu, spróbowałaś ją podnieść. Zgodnie z przewidywaniami było to praktycznie niemożliwe. Ledwo się podniosłaś, a już czułaś kaszel na końcu gardła i ciągnący się nos, znacznie utrudniający oddychanie. Otworzyłaś powoli powieki, aby zamrugać z zaskoczeniem parę razy, jakby miało to zmienić rozciągający się przed tobą obraz. Przez chwilę znajdował się za niewyraźną mgłą, ale po wyostrzeniu byłaś pewna, że jasna twarz z zamkniętymi oczami nadal była tuż przed tobą, nie znikając nawet po parunastu mrugnięciach.

Zimny pot spłynął ci po plecach, kiedy zdałaś sobie sprawę do kogo należała twarz.

Kamisato spał. Mimo błahości stwierdzenia był to pierwszy raz, kiedy obudziłaś się obok niego, zanim ten zdążył zniknąć w gabinecie. Obydwoje skryci byliście pod grubą kołdrą, zmienioną specjalnie na zimę, i tylko poniektóre promienie słońca dostawały się na poduszki, gdzie leżały dwie głowy. Całość nie byłaby taka przerażająca, gdyby nie to, że wiedziałaś w jakiej pozycji dokładnie leżała twoja noga, a gdzie jego. Tego jak jego ramię założone było wokół ciebie, sprawiając że powietrze było znacznie cieplejsze a w dodatku rzadsze, a przestrzeń między wami była tak niewielka, że czułaś na skórze lekkie, wydychane powietrze. Ledwo byłaś w stanie oddychać.

Spróbowałaś wysunąć swoją łydkę, ale utknęła ona między dwoma należącymi do mężczyzny, a twoje dłonie usunęły się jak najszybciej z miejsca przy podnoszącej się klatce piersiowej. Spięłaś się cała na ciele, przełykając głośno ślinę. Pozycja wprawiała cię w coraz większy dyskomfort, a w dodatku bliskość śpiącej twarzy tym bardziej mieszała ci w głowie. Nie mogłaś oddychać, twoje kończyny nie chciały się ruszyć, a głowa bolała jeszcze gorzej niż gdyby ktoś uderzył cię młotkiem. Prawie czułaś jak w gardle znajduje się niemy głos protestu.

Przez dłuższą chwilę szamotania się w objęciach, udało ci się ułożyć obok z ciężkim oddechem i światem mieszającym ci się przed oczami. Najgorszą częścią było to, że przez cały czas musiałaś się patrzeć na tą spokojną, nic niewiedzącą twarz. Przymknięte powieki dotykające rzęsami policzków, lekko rozwarte usta spierzchnięte przez noc oraz delikatnie czerwone policzki. Jakby ktoś musnął kolorem wiśni po skórze, pozostawiając nieznaczny ślad. Ściągnęłaś brwi, przyglądając się mu bliżej. Nienawidziłaś tego, że ciekawość zmuszała cię do takich działań.

Jednak to twoja dłoń z nieprzymuszonej woli ułożyła się na różowawej skórze.

— Wiedziałam, że będę zarażać... — mruknęłaś cicho z niezadowoleniem, opadając na poduszki obok. Pociągnęłaś nosem, kładąc palce na czole. Temperatura równała się tej, którą wyczułaś u mężczyzny.

Mimo twoich ruchów nadal się nie obudził, więc podniosłaś się do góry, ignorując kręcenie w głowie. Zerknęłaś na niego po raz ostatni, przyglądając się po raz pierwszy rozrzuconym niebieskawym kosmykom na poduszce, chorobliwie, krótko podnoszącej się klatce piersiowej i niewielkiemu znakowi pod jego ustami, po czym ściągnęłaś z siebie kołdrę. Zmiana temperatur była wręcz bolesna. Dreszcze przeszły przez twoją skórę, a ty potarłaś ramiona dłońmi, tęskniąc już za ciepłem kołdry.

Stawiając pierwszy krok, prawie przewróciłaś się tak jak wczoraj. Jakże głupie było to, że zadbałaś o to, aby twoje rodzeństwo nie zachorowało, sama kończąc w taki sposób. Ciągnąc za sobą przy okazji męża. Na samo wspomnienie wczorajszego upokorzenia, kiedy ciągnął cię w ramionach przez pół domu, zgrzytnęłaś zębami, chcąc znaleźć się jak najdalej łóżka, gdzie nadal leżał tak, jakby jeszcze znajdowałaś się między jego ramionami.

Cicha, ledwie słyszalna myśl, czy być może właśnie tak bywało każdej nocy, odbiła się echem, zanim wypleniłaś ją, nie mogąc znieść faktu, że twoje własne ciało tak lgnęło do niechcianego dotyku.

Wyszłaś na korytarz, próbując znaleźć kogoś, kto mógłby zostać powiadomiony o stanie głowy klanu. Z pewnością miał jakieś spotkanie na dzisiaj, czy inne ważne rzeczy i gdyby nie jego idiotyzm, nadal byłby w stanie uczestniczyć w obowiązkach. Zamiast tego spał, irytując cię swoją obecnością w łóżku. Nie powinien był ściągać cię do sypialni. Nie powinien był znajdować się tak blisko, kiedy wyraźnie powiedziałaś, że czujesz nadciągającą chorobę. Nie powinien był...

— Ah, Milady. Czyżby Milord już wstał? — zapytał radośnie Thoma, widząc twoją sylwetkę. Zaraz jednak przybliżył się z niepokojem, nawet jeśli nadal ubrana byłaś w nocną odzież. — Wszystko w porządku? Oh, chyba masz gorączkę.

— Obawiam się, że Milord też się zaraził — wycedziłaś powoli, ledwie pozbywając się chęci oparcia się na nim. Biło od niego takie przyjemne ciepło, wręcz wołające o przylgnięcie skóry do skóry. W szczególności kiedy jego dłoń dotknęła czoła, zjeżdżając na rozgrzane policzki, aby niewinnie sprawdzić twój stan.

— Rozumiem. Już się tym zajmę — oznajmił, wskazując ci drzwi do pokoju, abyś mogła wrócić pod ciepłą kołdrę. Na jego twarzy znajdowało się okropne zmartwienie, które jednak sprawiało, że cieszyłaś się z jego obecności. Mimo że zapewne dbanie o twój stan było jednym z wielu obowiązków, nie mogłaś nie docenić troski. — Poinformować Ayakę?

— Mogę sama to zrobić, nie jest ze mną, aż tak źle...

— Mowy nie ma. Sam mogę przekazać. A ty, [t.i.], lepiej się połóż. O, pozwól, że cię odprowadzę.

Podobał ci się sposób, którym się do ciebie odzywał – tak prosty i zarazem piękny.

❝EVERYTHING❞ kamisato ayato x f!readerWhere stories live. Discover now