24.

471 77 16
                                    


Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.






     𝐊𝐀𝐌𝐈𝐒𝐀𝐓𝐎 𝐃𝐀𝐖𝐍𝐎 zniknął już w środku, dołączając do reszty, kiedy ty jeszcze odprowadzałaś wzrokiem swoją własną rodzinę.

Jak tylko znajome ci sylwetki zniknęły za rogiem, odwróciłaś się szybko na pięcie, próbując powstrzymać szybkie bicie serca. Jednak adrenalina już zdążyła wniknąć, pobudzając cię jeszcze bardziej. Z płatkami śniegu uderzającymi w twarz i zachodzącym słońcem gdzieś w tyle, otworzyłaś szeroko drzwi, sztormując do środka. Byłaś pewna, że twoje kroki odbijały się głośno po korytarzu, oznajmiając twoje przybycie, ale w tym momencie widziałaś przed oczami tylko czerwone linie. Wszyscy, tuż po twoim wejściu, zatrzymali trwającą rozmowę, przyglądając się szybko podnoszącej się klatce piersiowej i zaciśniętym pięściom.

— Obiecałeś... Obiecałeś, że nic im się nie stanie. To była moja jedyna prośba na to cholerne małżeństwo — zaczęłaś, wycedzając powoli słowa. Twój podniesiony palec wskazał winowajcę, który przyglądał ci się z nieukrywanym zaskoczeniem. Oczywiście, że nic nie widział. Był ślepy jak but. Dostał to, czego chciał. Po co trzymać się umowy?

— Thoma. — Na rozkaz swojego Pana, jasnowłosy popchnął delikatnie zdezorientowaną Ayakę w stronę wyjścia, próbując nie zerkać to na jedną, to na drugą osobę, jak dziewczyna i opuścić pomieszczenie, zanim jakiekolwiek inne słowa miały okazję wyjść z twoich ust. Pozwoliłaś im wyjść, zachowując milczenie, ale nadal ciężko oddychałaś, widząc to na zmianę uśmiechnięte twarze, to czerwone kreski.

— Weź głęboki wdech... — rzekł powoli Kamisato, próbując załagodzić sytuację, tuż po tym jak powietrze w pokoju stało się cięższe. Jednak jego słowa nie zrobiły na tobie żadnego wrażenia, tym bardziej podburzając zdenerwowanie, sprawiając, że zaczęłaś chodzić rozjuszona po pokoju.

— Ledwo opuściłam dom, już wszystko się sypie... Myślałam, że jak zrobię to, co chciał... Będzie dobrze. Nic im się nie stanie — wyrzuciłaś z siebie, załamując głowę. Nic nie szło zgodnie z twoim zamysłem.

Po chwili dwie dłonie usytuowały się na twoich ramionach, zatrzymując cię w jednym miejscu, abyś nareszcie spojrzała mu w oczy.

— O czym ty mówisz, kobieto? — zapytał ostrożnie, nie ukrywając jednak swojego zmieszania. Przełknęłaś głucho ślinę, odkręcając głowę, aby tylko uniknąć jego spojrzenia. Ten dzień miał być przyjemny. Miał cię oderwać od rzeczywistości i schować między rodziną. Ale po ich przyjściu nie mogłaś pozbyć się wrażenia, że twoje rodzeństwo stało się całkowicie odmienną grupą. Ludźmi, którzy już nie znajdowali się pod twoją opieką.

— Zaczął go uczyć bycia głową klanu. Nie w ten normalny, odpowiedni sposób, ale w swój pokręcony, stuknięty, aby tylko poszedł w jego ślady. Oczywiście, w tym nie omieszka używać siły, aby wymusić w nim posłuszność — stwierdziłaś gorzko, kręcąc głową z niedowierzaniem. Dlatego twój brat trzymał się tak daleko od ciebie, nie chcąc spalić żadnej gafy przed wujem. Zapewne gdyby wyczynił coś niegodnego podług stawianych mu oczekiwań, w domu czekałaby go kara. Gdybyś tylko została we własnym domu, nigdy by nie miało to miejsca.

Kamisato puścił twoje ramiona i westchnął ciężko. Wiedziałaś, że nie ma zbyt wielkich możliwości w tej kwestii, jednak podpisana umowa nadal znajdowała się gdzieś na dnie twojego umysłu, podburzając ewentualne wymysły. W końcu twój mąż miał władzę, autorytet. Aczkolwiek w tej kwestii najwyraźniej nie mógł ci pomóc. Niepotrzebnie się do niego zwracałaś. Już czułaś gorąco wstydu na ramionach, kiedy przed twoimi oczami pojawił się kubek z herbatą, zakrywając widok podłogi. Ściągając brwi, przyjęłaś go, posyłając mu nieswój wzrok.

— Zobaczę, co da się zrobić — wypowiedział w końcu, przerywając ci kręcące się na końcu języka słowa wypowiedzenia.

— Nie musisz się zmuszać — odparłaś, posyłając mu wręcz protekcjonalne spojrzenie. Nie zauważył go jednak, stojąc do ciebie plecami. Jakże śmieszne było to, że jedną z pierwszych prawdziwych konwersacji, jaką mieliście, polegała na tym, że wypowiadałaś mu czyny, których winien nie był, a on odwracał się od ciebie, nawet nie racząc na ciebie spojrzeć.

— To nadal twoje rodzeństwo. Twoja reakcja, choć dość... Gwałtowna, jest całkowicie zrozumiała — odparł, patrząc na drzwi. Zerknęłaś w tą sama stronę, zauważając cień dwóch postaci stojących za nimi. Nawet jeśli jedna stała bokiem, jakby pośpieszając drugą, to i tak z pewnością słyszały to, co mówisz. Wypuściłaś powietrze nosem, odwracając się do niego plecami.

No tak, prawie zapomniałaś, że to wszystko było teatrzykiem.

❝EVERYTHING❞ kamisato ayato x f!readerWhere stories live. Discover now