69.

412 66 12
                                    

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.









     — 𝐖𝐈𝐃𝐙Ę, Ż𝐄 przypadło ci do gustu przebywanie poza domem.

— Komu by nie przypadło?

Z jego gardła wydobyło się krótkie, ciche prychnięcie, prawie przypominające śmiech. Gdyby nie pewna ironia brzmiałoby autentycznie. Nie był w stanie jednak wydusić z siebie prawdziwego dźwięku. Jakby nałożył już tyle blokad na nie, by zachować elegancję i perfekcję w każdym geście, że zapomniał o realistycznym brzmieniu. Przez to może nie wiedział jak się zachować, mogąc tylko wpatrywać się z boku na widoki, okazjonalnie pozwalając sobie zjechać na niewielką perłę zasłaniającą morze. Zaczerwienione od chłodu policzki, rozwichrzone przez wiatr włosy i lekki, ledwie widoczny uśmiech, kiedy oczy skierowane były wprost na ciągnącą się plażę.

Szkoda, że zniknął, kiedy twoje spojrzenie przesunęło się na niego.

— Nowe zajęcie? Przyglądanie mi się z ukrycia? Ostatnio masz dużą do tego tendencję — prychnęłaś, kręcąc oczami. Ayato jedynie uśmiechnął się szerzej, wyprostowując plecy. Aby zerknąć na ciebie musiał załamywać swoją postawę, nachylając się do przodu ze względu na różnicę wzrostową. Nawet jeśli wasze stopy zakopywały się w piasku, twoje bez butów, jego nadal w, musiał patrzeć z góry. Tak jak ich role zostały przypisane.

— Oceniam swoje wybory — odparł nonszalancko, narzucając szybsze tempo spaceru. Na praktycznie obcej ziemi Ayato nie posiadał wielkiego stosu dokumentów przed sobą, nawet jeśli te potulnie i tęsknie czekały na niego w domu, więc w czasie, kiedy miał więcej wolnego czasu, był w stanie zaczerpnąć świeżego powietrza. A jak lepiej wyjść na dobrego męża, niż poprzez zaproszenie swojej żony do dołączenia?

— I jak się ima twoja ocena? — zapytałaś, prawie przedrzeźniając jego ton. Jak zwykle odparowałaś niechęcią i ironią, broniąc się przed wszystkim, co wypowiedział. Nawet jeśli tylko żartował. Przymknęłaś powieki, podnosząc dumnie podbródek, aby nie musieć na niego zerkać. — Bowiem moim zdaniem jesteś w błędzie, jak zwyk-...

Nawet nie mrugnął, kiedy twoja twarz zderzyła się z piaskiem.

Przez dłuższą chwilę panowała absolutna cisza. Po tym Ayato nie wytrzymał i zaśmiał się cicho, ciągle patrząc się w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą stałaś. Zakrył usta ręką, jakby nie dowierzając że pozwolił sobie na taki gest, po czym ponownie się zaśmiał, zagłuszając dźwięk dłonią. Trzymał się za usta, nie wierząc, że to on, czysta ekspresja elegancji i wyrafinowania, śmieje się z damy, która się przewróciła. Powinien upewnić się, że nic ci się nie stało i pomóc jak najszybciej, a zamiast tego stał w miejscu, przyglądając się rozpalonej do czerwoności twarzy. Zaraz jednak pożałował swojego wyboru, nadal go dziwiącego, czując powiew wiatru, przesuwający go w stronę wody.

Ledwie utrzymując równowagę, wrzucony został brutalnie do morza, brudząc sobie białe, schludne spodnie. Zadrżał na ciele czując chłód wody, po czym podniósł niezadowolone spojrzenie na ciebie, aby zatrzymać się w miejscu, kiedy z twoich ust wydobył się śmiech nad wyraz podobny do jego. Wstrzymywany, ale czysty. Nic nie mógł poradzić na zamoczone nogawki. Ani na jego własne działania. Nachylił się do przodu, łapiąc za kostki leżące na piasku, po czym przyciągnął je do siebie, posyłając ci zadowolony uśmieszek, widząc pojawiającą się świadomość, tego co miał zamiar zrobić, na dotychczas uśmiechniętej twarzy.

— Nie... Nie. Kamisato, nie waż się. To nie jest już śmieszne! — wyrzuciłaś z siebie, szarpiąc się z jego objęć, nawet jeśli z ust nadal sypał ci się śmiech. I mimo protestów nie przestawał ciągnąć, nawet jak wciągnęłaś przez zęby powietrze po dotyku z zimną wodą, otrzymując te same traktowanie, co on.

— Myślałem, że lubisz spacery na plaży... — zarzucił, wciągając cię aż po talię. Fale zaczęły muskać materiał kimona, wsiąkając w jego warstwy, przylepiające się do twojej skóry. Gest przykuł uwagę Ayato, który po przysunięciu nogi do siebie miał doskonały widok z góry.

— Nie w wodzie... W zimę... — wydusiłaś powoli, zaczerpując duże hausty powietrza, aby uspokoić się po nagłym śmiechu. Nie był w stanie oderwać oczu od nadal czerwonych policzków i ciągle iskrzących tęczówek, wpatrując się w nie jak w najpiękniejsze dzieło świata. Nawet nie poczuł kiedy jego kolana uderzyły o mokry piasek, ciągle zalewany przez zimne fale, a on sam opadł tuż nad swoją żoną.

Nikogo wokół nie było. Jedynie ciągnący się piasek wraz z linią brzegu. Przez cały spacer fakt ten nie przeszkadzał żadnemu z was. W tym momencie jednak pustka była zarazem zbawieniem, jak i koszmarem. Pozostawiała was bowiem samym ze swoimi sumieniami. Z dłońmi na odsuniętym materiale kimona oraz oddechami łączącymi się w parze wodnej. I tymi dreszczami przechodzącymi po plecach, czy to ze względu na pogodę, czy niewypowiedzianą bliskość między dwójką ciał. Ayato pragnął. Wiedział to już od dawna, nie będąc w stanie wytrzymać roznieconego w nim płomienia. Nie był jednak pewien, czy lekko rozchylone usta też tego chcą.

— Czy... Czy mógłbym...? — Pytanie ledwo wyszło z jego płuc, przedostając się z ledwością przez blokadę, aby unieść się w powietrzu i zawisnąć tuż nad małżeństwem. Przyglądał się każdemu szczegółowi, drobnostce, skrzywieniu. Tego, jak rzeczywistość uderzyła w twój umysł, aby zniknąć pod warstwą zmieszanego spojrzenia.

— Tak.

Nie dbał o to, czy powiedziane to było z przymusu. Z obowiązków matrymonialnych, czy samego faktu, że on miał większą władzę. Nawet jeśli wiedział, że myśli będą go później nachodzić, nie dając mu spokoju, w tym momencie nie był w stanie przestać. Przysuwając więc do siebie nogę jedną ręką, zaciśniętą na skórze w delikatny, ale zarazem mocny sposób, drugą ułożył na policzku, aby nareszcie z powrotem złapać te ulotne usta, wypowiadające w jego stronę bluźnierstwa i słowa nienawiści. Spijał z nich każde z nich, napawając się dodawanym olejem do ognia. Nawet jeśli były niewypowiedziane, nadal wisiały w powietrzu jak duchy przeszłości.

W teraźniejszości jednak przysuwał swoje ciało do drugiego, aby dotknąć bliżej i bliżej, aż dwie klatki piersiowe stykały się ze sobą, a on rozpuszczał się w miejscu przeznaczonym tylko dla niego. Ubrania przylegały do skóry, utrudniając znacznie ruch, mokre od fal. Iskrzące oczy zniknęły pod zaciśniętymi powiekami, kiedy dłonie zaczepiły się wokół szyi, ciągnąc go w dół, aż do samego Abyssu. Palcami wyżłabiał swoje znaki na odkrytej nodze, kiedy ta zaczepiała się na jego biodrze, tak jakby jej właścicielka pragnęła go tak samo jak on. Ayato rozpalał się, rozpuszczał i rozkładał pod wpływem poruszających się ust w wytyczonym rytmie, wciskając się miedzy wargi, zahaczając zębami o delikatną skórę...

— Ekhem... Milordzie, oczekiwana jest Pańska obecność na obiedzie. — Podniósł spojrzenie jak odwodniony mężczyzna topiący się w morzu, aby cisnąć je na Tsuyko stojącą na brzegu, daleko od nich wraz z uśmiechem. Wziął głęboki wdech, budząc się ze snu i podnosząc się do góry.

Nie zapomniał jednak odwróconego wzroku i czerwonych policzków.

❝EVERYTHING❞ kamisato ayato x f!readerWhere stories live. Discover now