60.

375 57 9
                                    

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.









     𝐍𝐈𝐄𝐍𝐀𝐖𝐈𝐃𝐙𝐈Ł𝐀Ś 𝐆𝐎, prawda?

Więc dlaczego mimo że mogłaś uciec, zniknąć, usunąć się z widoku, przysunęłaś się ponownie? Pocałowałaś go jeszcze raz. Złapałaś za jego kosmyki, przyciągając go bliżej, czując jak jego zimne od chłodu palce gładziły rozgrzaną skórę policzków. Odwzajemniałaś wszystko, każdą część, fragment, moment, ba! nawet sama napoczęłaś to szaleństwo, oddając się w ramiona diabła. Ciągle czułaś w środku palący się ogień, kiedy skóra dotykała drugą, warga przesuwała się w tańcu przy drugiej, a dwójka ludzi całkowicie zapomniała o rzeczywistości. Teraz wszystko paliło jeszcze bardziej, doszczętnie niszcząc ci gardło.

Miałaś ochotę zwrócić śniadanie.

Przesunęłaś nerwowo palcami po wargach w szybkim, niespokojnym geście, aż zaczęłaś je wręcz trzeć, chcąc pozbyć się łaskoczącego uczucia, gdzie zderzyłaś się przypadkiem z jego zębami. Mimo że całą dłonią, ręką, nawet rękawem próbowałaś pozbyć się wrażenia, nie byłaś w stanie go usunąć. Tak samo jak tego, co zdarzyło się zaledwie przed chwilą. Rozgrywało ci się to ciągle w głowie, nie chcąc zniknąć, jakby było na stale wdrożone do pamięci. To że oderwałaś się od niego poparzona i odwróciłaś na pięcie, chowając w pierwszym lepszym pokoju, prawie czując jak serce bije ci na tyle szybko, aby było w stanie wyrwać ci się z piersi i powędrować tam, gdzie sobie życzyło.

Twoje palce jednak wbiły się w materiał kimona, gdzie znajdowała się twoja klatka piersiowa, aby zatrzymać je przy sobie i ukryć wytłaczany przez nie rytm. Nikt nie miał go usłyszeć. Oparłaś się o drzwi, powstrzymując kogokolwiek przed wejściem do środka. Pokój, dom, każda rzecz wydawała ci się teraz obca. Przyglądała ci się z wrogością, napierając z każdej strony, jakby chciała ci wmówić, że nie było tu dla ciebie miejsca. Siedziałaś więc tylko skulona z boku, nie chcąc nikomu zawadzać. W szczególności, że nadal się paliłaś, czując jak powietrze wokół ciebie gęstnieje, ściskając cię w małym, bezpiecznym kokonie.

— Głupia.

Dlaczego to zrobiłaś?

— Głupia, głupia, głupia...

Po co w ogóle było trzeba się zamartwiać? Głupi żart Yae cudownie się udał, to było trzeba jej przyznać. Widziałaś rano, jak Kamisato wywraca się i ląduje na zimnej podłodze, przeglądając się ziemi, sobie, a potem butom w poszukiwaniu winowajcy. Nic jednak nie znalazł. Papier z inkantacją zniknął, wchłonięty jakoby przez jego but, tuż po tym jak przyczepiłaś go do jego podeszwy, wymawiając przekazane ci słowa. Prawie przeklęłaś kapłankę, zanim zagryzłaś język, nie pozwalając sobie na tak dumny akt wobec kogoś tak potężnego. Wszystko przez głupie chęci, niepotrzebne obietnice i ludzką, boską, cało światową chciwość.

— Co on sobie teraz pomyśli?

Mogłaś przypuszczać, że wstał z miejsca, tuż po tym jak odbiegłaś od niego jak najszybciej, aby zostawić go samego, żałosnego na ziemi w ogrodzie, gdzie rozpamiętywałby swoje działania. W końcu to on pierwszy zaczął. To, że ponowiłaś gest było drugą, całkowicie inną rzeczą. Jęknęłaś cicho, czując jak do oczu dochodzą ci łzy, zakrywające mgłą świat. Powstrzymałaś je jednak, zdając sobie sprawę, że to twoja wina. Nie musiałaś się przysuwać. Nie powinnaś go całować. Miałaś cichą nadzieję, że przewróci się jeszcze z milion razy. Aby jego upadki ugaszały płomień. Aby cokolwiek go zgasiło.

Dlaczego więc jedynie sprawiał, że paliłaś się jeszcze bardziej, chcąc, pragnąc, aby ponownie to zrobił?

❝EVERYTHING❞ kamisato ayato x f!readerWhere stories live. Discover now