𝐂𝐇𝐘𝐁𝐀 𝐓𝐑𝐀𝐂𝐈Ł rozum.
Chociaż być może bardziej odpowiednim stwierdzeniem było to, że powoli zakupywał się głębiej i głębiej w ogniach piekła, będąc wciąganym na same dno. Próbował wyszarpać się z ich uścisku, ale zaraz powracał, nie zauważając że jego dłonie same garnęły się do płomieni, jakby nie mogły się oderwać. Mimo że te paliły, krzywdziły i rujnowały go od środka. Tracił cierpliwość do samego siebie. Rozrzucając na bok kartki, nie zważając na rozlany tusz, starał się zachować resztki godności i nie oddać się w ręce diabła. Jednak i tak kończył w całkowitym chaosie, zastanawiając się gdzie popełnił błąd.
A po tym do jego umysłu wdzierał się obraz klęczącej przed kartką postaci wpatrującej się w niego z altany.
Ciągle czuł krew na ustach. Cóż go skłoniło do tego? Stawał się szaleńcem, palącym się takim samym ogniem, jak płomień którego się dotknął. I pragnął go rozpaczliwie, próbując się odsunąć, ciągnąc się do niego, łaknąc być bliżej, znosząc wszelkie słowa i czyny. Ayato wziął głęboki wdech, przeczesując palcami włosy. Nigdy tak się nie czuł. Serce biło mu w niepokojąco szybkim tempie, a w głowie mieszały się wspomnienia z rzeczywistością, pokazując twarze i gesty, tam gdzie ich nie było. Schylił się aby sięgnąć po rozrzucone niedbale kartki, wyrzucone w nagłym rozmachu na podłogę, i pozbierać emocje.
— Milordzie, wszystko w porządku? — Thoma bez pukania wszedł do środka, rozglądając się za możliwym zagrożeniem. Nie widząc niczego, podszedł bliżej do niego, aby przyjrzeć się uważnie powstałemu bałaganowi. Jasne brwi ściągnęły się w zmartwieniu, w trakcie kiedy Ayato ciągle jedynie przesuwał dłońmi po rozgramiszu, klęcząc przy nim, aby uprzątnąć swój nagły, niespodziewany wybuch. — Co się stało...? Nic ci nie jest?
Podniósł spojrzenie na chłopaka, doszukując się tej samej palącej rozterki, aby napotkać jedynie zieloną spokój wraz z przywieszoną przy boku wizją.
— Nic się nie stało. Możesz wyjść, Thoma — nie miał takich intencji, aby wypowiedziane słowa zabrzmiały tak ostro. Cięły prawie tak samo jak pojedyncze, wycięte z układanki części zbitego naczynia trzymającego dwa kwiaty wysuszone przez zimę i niedbałość. Dotknął się jednego z nich, chcąc uzbierać części, ale napotkał drugą rękę, próbując zebrać wszystko, aby jasne dłonie ich nie dotknęły.
— Już zaraz to ogarnę... Tuszu można szybko się pozbyć, tylko trzeba użyć... — zaczął mamrotać chłopak, ściągając wszystko w jedną całość, próbując przy tym odzyskać najważniejsze dokumenty. Wszystko było zalane tuszem i przyozdobione niewielkimi, białymi fragmentami.
— Thoma. Możesz wyjść. — Odwrócił w bok spojrzenie, nie chcąc wyładowywać mieszanki skrytej w środku na niczego winnym przyjacielu, który posłusznie odsuwał się po jego rozkazie, chyląc nisko głowę z respektem. Wiedział, jak nienaturalnie musiało to wyglądać. Zawsze był idealny. Wyglądał perfekcyjnie nawet podczas pisania pism, nudzących swoją treścią i długością, trzymając swoją gardę prosto, plecy wyprostowane, a pędzel w dłoni jak najdelikatniejszy płatek Sakury.
Teraz tylko klęczał na jednym kolanie przed swoją pomyłką, próbując pozbierać się w środku.
Nie był jednak w stanie. Kiedy drzwi stuknęły cicho, pozostawiając go w samotności i milczeniu, zacisnął mocno powieki, próbując przełknąć ślinę. Dłoń zaciskała się na bieli papieru zamoczonej w czerni roztaczającej się po każdym fragmencie jego miejsca, na pozór odzyskania kontroli, w rzeczywistości będącej jedynie śladem bezsilności. Palił się tak jasno i mocno, że obawiał się, że nigdy nie będzie w stanie wygasnąć. A wszystko to bowiem zaraził się od upartego spojrzenia i ostrego uosobienia, nie będąc w stanie odseparować się na potrzebny czas.
Uzależnił się, nieświadom nadchodzących skutków.
CZYTASZ
❝EVERYTHING❞ kamisato ayato x f!reader
Fanfiction【 even if it's tearful waiting is happiness to me】 ❝𝘥𝘳𝘰𝘨𝘪 𝘮ęż𝘶, 𝘣𝘺ł𝘣𝘺ś 𝘯𝘢 𝘵𝘺𝘭𝘦 ł𝘢𝘴𝘬𝘢𝘸𝘺 𝘪 𝘸𝘺𝘱𝘪𝘦𝘳𝘥𝘢𝘭𝘢ł?❞ anegdoty z małżeńskiego życia.