48. Moralność nigdy tu nie istniała

90 7 0
                                    

Szybka mobilizacja i działanie to nasza specjalność? Nie w tym przypadku. To ja musiałam zabrać się za organizację, gdyż Simon zaliczył chyba jeden z większych dołów. Próbowałam mu tłumaczyć, że wcale nie jesteśmy w tak wielkiej dupie, jak się każdemu wydaje, ale moje słowa z jakiś niezrozumiałych dla mnie powodów, nie docierały do jego mózgu. Mężczyzna stał się roślinką. Wpatrywał się we wszystkie smsy, dane, które zebrała dla nas Iris. Słuchał naszych dywagacji i planów. Ale nie podejmował żadnych działań.
Doszłam do wniosku, że jeśli sama nie przejmę jego roli, po prostu będziemy stać w miejscu. Zaczęłam więc szukać w dokumentach Simona jakiś danych na temat płatnego mordercy, który miał wykonać na moim ojcu wyrok. Gdy dotarłam do jego telefonu, od razu powiadomiłam go o zaistniałej sytuacji i poprosiłam o spotkanie. Ten oznajmił, że jest w Nowym Jorku i przyjedzie do nas najszybciej, jak będzie w stanie. Dopiero gdy przyjechał Alan, podejście Simona zmieniło się diametralnie. Od razu się obudził, przybierając postać całkowicie odwrotną do poprzedniej. Teraz wszem i wobec wygłaszał, jak to zabije gołymi rękami każdego, kto choćby w najmniejszym stopniu skrzywdzi Judy.

Alan, płatny morderca zatrudniony przez Simona, wpadł do gabinetu i od razu obdarzył mnie szerokim uśmiechem.
- Muszę szczerze przyznać, że nie mogłem doczekać się tego dnia. Mam tylko nadzieję, że będziesz ze mną współpracować. - Podniósł jedną brew, dokładnie mi się przyglądając.

Sama nie wiedziałam dlaczego, ale za każdym razem, gdy widziałam tego mężczyznę, po moim ciele przechodziły ciarki. Wyglądał najnormalniej, choć nie do końca. Możliwe, że przez świadomość tego, że Alan zajmował się zawodowo zabijaniem innych ludzi, w moich oczach wyglądał na niebezpiecznego i podstępnego.
- Dlaczego miałabym nie współpracować? - Zmarszczyłam brwi.
- Bo to będzie walka manipulacji i uczuć. Doskonale z resztą o tym wiesz.
- Już dawno przestałam darzyć tego człowieka jakimkolwiek uczuciem.
- Tak ci się zdaje - mruknął.
- To na co tak właściwie czekamy? - Przerwał nam rozmowę Victor.
- Na raport mojego człowieka. Nie tylko Roger ma swoich szpiegów. - Uśmiechnął się chytrze blondyn. - Ale oprócz tego proponowałbym jakąś manipulacyjną rozmowę z tatusiem. Jeszcze do niego nie dzwoniłaś? - Spojrzał na mnie sugestywnie.
- Te rozmowy nic nie dadzą. - Wzruszyłam ramionami.
- Ale przez to nawet nie wiemy, czego on tak dokładnie oczekuje. - Westchnął Victor.
- No jak to czego... Mnie... Przecież od samego jebanego początku chodzi mu tylko o mnie - warknął Simon.
- Chętnie usłyszałbym, w jaki sposób Roger z tobą rozmawia. To może nam pomóc odgadnąć, w jakim jest stanie psychicznym, czy jest gotowy na ten spór. Przecież nie bez przyczyny zaatakował was zaraz po świętach i sylwestrze. Jestem pewien, że wiedział, gdzie spędzaliście ten okres. Wie, że jesteście mniej czujni, mniej skupieni, a bardziej odprężeni. Mniej wrażliwi na różne sugestie i ostrzeżenia... - Alan kontynuował opis swoich obserwacji.
- Tak jak i on jest bardziej zdenerwowany, niż zwykle. Jeśli z jakiś przyczyn jest bardziej niestabilny emocjonalnie, niż kiedyś, nawet fakt, że mama doskonale sobie radzi i zaprzyjaźniła się z Tomem, może na niego wywrzeć ogromne wrażenie. - Stwierdziłam.
- Może mniej tworzenia portretów psychologicznych, a więcej działania, co? - Ponaglił nas Victor.

Westchnęłam i wyjęłam z tylnej kieszeni jeansów, telefon.
Od kilku godzin siedziałam w gmachu mafijnym i już straciłam poczucie czasu. Najpierw moim celem było uspokojenie Simona, następnym czekanie na Alana, a teraz... Każda sekunda mogła przynieść nowe wieści. Miałam tylko szczerą nadzieję, że ojciec nie był na tyle obłąkany, aby skrzywdzić Judy. Nie chciałam , aby moja rodzina wpłynęła w jakikolwiek negatywny sposób na dziewczynkę.
Uprzednio wybierając numer Rogera, odłożyłam telefon na biurko i włączyłam głośnomówiący. Stresowałam się coraz bardziej, za każdym usłyszanym sygnałem. Nie miałam żadnego planu. Nie wiedziałam, co powinnam mówić, aby wyciągnąć od niego jakieś informacje. Dodatkowo, fakt, że wokół mnie było trzech innych mężczyzn trochę mnie krępowało.
- Nina - Usłyszałam jego głos.

Był spokojny i opanowany. Nawet wyczułam nutkę radości. Moje imię wypowiedziane przez niego, nie różniło się niczym od tego, jak kiedyś się do mnie odzywał. W każdy przeciętny dzień. W każdy wieczór, kiedy wracał zmęczony z pracy, siadał przed telewizorem z kubkiem herbaty, a ja wracałam z zajęć, albo zmiany u Bena.
- Tato. - Odezwałam się automatycznie.

Może to był jakiś sposób. Może powinnam ponieść się emocjom, jakie w sobie zaciskałam. Jakie dusiłam przez tyle czasu. Żeby potem rozłączyć się i zacząć pracować tak, jak dotąd.
- Co u ciebie słychać? - Nie zmieniał tonu głosu.
- Miałam nadzieję, że spokojnie odpocznę po powrocie do domu. A u ciebie? Jak spędziłeś święta? - Starałam się najlepiej jak potrafiłam, utrzymywać kamienną twarz.

Gdy podniosłam wzrok znad telefonu, zobaczyłam zadowoloną minę Alana. Był pochłonięty słuchaniem każdego zdania wypowiadanego przeze mnie i Rogera. Simon z resztą tak samo, chociaż on był bardziej wrogo nastawiony. Victor natomiast bardzo się niecierpliwił. Ale tu nie było miejsca na pośpiech. To była gra.
- U mojej nowej partnerki z Los Angeles. Jest oficerką SWAT. - Chwalił się.
- Ile ma lat? Tyle co ja, czy młodsza? - Powstrzymywałam uśmiech.
- No coś koło tego - zaśmiał się.
- Jesteś obrzydliwy - wysyczałam przez zęby.
- Zupełnie tak jak ty, kurwiąc się dla jakiegoś mafiosy. - Nie pozostawał mi dłużny.

Przygryzłam dolną wargę i spojrzałam w okno. Powoli zmierzchało, co oznaczało, że niedługo nasze rozmowy przestaną być przepychankami. Po prostu spotkamy się gdzieś tam, na świecie i wyrównamy porachunki.
- Masz jakiś plan, czy będziesz działał spontanicznie i udawał, że posiadasz wystarczającą ilość siły, aby nas przechytrzyć? - zapytałam.
- Od porwania tego dziecka minęły jakieś trzy godziny. Powiedz mi co wiesz, oprócz tego, co sam ci powiedziałem? - Poczekał chwilę, a ja nie zamierzałam się nawet odezwać. - No właśnie. Wydaje mi się, że to ty masz problem.
- Jak na razie to nawet nie powiedziałeś, po co ją porwałeś - warknęłam.
- Wiesz co... Na początku chciałem zajebać tego twojego MĘŻA, ale jak tak sobie teraz myślę, będę zadowolony z jego i z twojej głowy - zaśmiał się.
- Nie wolałbyś mieć nas żywych? - Zasugerowałam.
- A podłożycie mi się? Musiałbym być skończonym idiotą, żeby w to wierzyć.
- Podaj adres. Wymienimy się. Oddasz Judy i dostaniesz nas. Chyba nie jest to idiotyczna propozycja. Na pewno masz bardzo dobrych ludzi i w razie komplikacji dacie sobie z nami radę.

Zapadła cisza. W między czasie Alan wyszedł z gabinetu, gdyż dostał pilny telefon.
- Nawet nie ukrywasz, że będziesz miała tyły? - Znowu spokojny głos ojca.
- Musiałabym być skończoną idiotką, żeby wierzyć, że ty ich nie będziesz miał. - Wcisnęłam czerwoną słuchawkę i odsunęłam od siebie telefon.

Schowałam twarz w dłoniach i wypuściłam powietrze z płuc. Nagle poczułam na swoich plecach dłoń. Odwróciłam się i zobaczyłam Simona, który czule mi się przyglądał. Przysunęłam się do mężczyzny i schowałam się w jego ramionach. Ścisnął mnie mocno, co jeszcze bardziej dodało mi otuchy. Zastygliśmy w uścisku aż do momentu, kiedy do pomieszczenia wszedł Alan.
- Wyszło zajebiście. Jesteś naprawdę świetna, Nina. - Od progu zaczął mnie chwalić, na co zmarszczyłam brwi.
- Musimy coś wiedzieć... Za mało mamy informacji. - Stresował się Victor.
- Na spokojnie. Najgorsze, co w tej sytuacji możemy robić, to panikować i się niecierpliwić. - Zwrócił się do niego Alan.
- To było coś ważnego? - zapytał Simon, kiwając głową w kierunku trzymanego przez Alana telefonu.
- To była właśnie nasza pluskwa. - Wyszczerzył się, machając komórką. - Judy jest przetrzymywana na obrzeżach New Jersey...
- Znasz dokładny adres? - Ożywił się Victor.
- Tak, ale...
- Jedziemy! - krzyknął i wstał z krzesła.
- Ja bym poczekał na krok Rogera - warknął, na co brunet się zatrzymał i zacisnął dłonie w pięści.
- Musimy go zaskoczyć!
- Ma mnóstwo ochrony. Podobno nad tą opuszczoną fabryką latają helikoptery. To bez sensu. Niech sam nam wybierze miejsce spotkania.
- Nie jest to zbyt ryzykowne? W końcu może wybrać teren, który sam będzie doskonale znał. - Zauważył Simon, dalej trzymający na moich plecach swoją dłoń.
- Uwierz mi, że znam New Jersey i okolice jak własną kieszeń. Wychowałem się tam, tam się uczyłem i studiowałem. Tam też mieszkam na stałe.
- A ten twój szpieg mówił coś o Judy? Jak się trzyma? - zapytałam blondyna.
- Tak. Mój pracownik jest ochroniarzem celi, w której dziewczyna jest przetrzymywana. Podobno wszystko w porządku. Oprócz średnich warunków, ma wodę, jedzenie. Twój ojciec często do niej przychodzi i wypytuje ją o ciebie. To mnie w sumie zastanowiło, bo nie są to pytania o jakąś tajną wiedzę, a o to, jak sobie radzisz, co planujesz... Bardzo takie osobiste...
- Wystarczy - warknęłam. - Nie chcę tego słuchać. - Zamknęłam na chwilę oczy.

Jeśli chciałam zachować jasność umysłu, musiałam całkowicie odciąć się od wspomnień i emocji, jakie mogłyby sprawić, że zmięknę. Czy uważałam, że uda mi się zabić ojca? Tak. Czy uważałam, że takie plany są w porządku? Całkowicie nie. Ale taka była cena życia, które wybrałam. Tak jak z mordercami Petera i Sary. Trzeba było ich zabić, a ich ludzi poddać, aby zaznać spokoju. Inaczej nigdy nie możesz być w stu procentach pewny, czy ktoś nie uderzy. I tak. Nawet jeśli pozbawię życia wszystkie osoby, które będą wydawać mi się zagrożeniem, zaraz znajdą się kolejni chętni krwi. Bo takie wybrałam życie.

Za rodzinęΌπου ζουν οι ιστορίες. Ανακάλυψε τώρα