25. Niespodzianka

124 6 4
                                    

Ostatnie bluzki, które odebrałam o poranku z pralni, wylądowały w mojej walizce. Na wierzch ułożyłam kosmetyczkę i zamknęłam cały bagaż. Podniosłam się z kolan i upiłam łyk wody z butelki. Dochodziła godzina dziewiąta. Wyszłam z domku i pokazałam Nathanowi, gestem dłoni, że spakowałam swoje rzeczy i może je już zanieść do auta. Ruszyłam w stronę poligonu, na którym rozstawiały się już grupy szykujące się do wykonywania porannego biegu. Założyłam dłonie na piersiach i przyglądałam się pewnym siebie, dumnie stojącym mężczyzną, którzy prężyli się ile wlezie, aby druga grupa, składająca się z samych kobiet, zwróciła na nich uwagę. Pośród tego zgiełku zauważyłam Iris, która wyglądała jak zawsze, czujnie i pewnie. Gdy grupy się rozproszyły po poszczególnych zadaniach, podeszłam do brunetki. Dopiero po chwili podniosła głowę znad swoich zapisek i zmróżyła oczy.
- Już jedziesz? - Słyszałam w jej głosie zdziwienie.

No tak. Zapewne tydzień na takim obozie to mało. Ale miałam mnóstwo pracy w Nowym Jorku. Poza tym, ktoś musiał zajmować się Judy. Nie mogła całymi dniami przesiadywać u Oliviera i Berty. Nie po to się do niej wprowadziłam.
- Na to wychodzi. - Wzruszyłam ramionami uśmiechając się pod nosem.
- Więc, kiedy się jeszcze zobaczymy? - Podniosła jedną brew.
- Mieszkam w Nowym Jorku.
- Ja też - wyszczerzyła się.
- No to bardzo bardzo niedługo.

Kobieta poprosiła o mój numer telefonu, a ja chętnie się nim podzieliłam. Gdy tylko odeszłam, aby pomóc Nathanowi w ostatnich porządkach, dostałam od Iris SMS, żebym dała znać, gdy będzie mi się nudzić w domu. Uśmiechnęłam się na tą wiadomość.

Cały czas z tyłu głowy słyszałam słowa Carlosa, jak to Iris jest trudna w kontaktach. Tylko, że kompletnie na taką nie wyglądała. Wydawała się naprawdę w porządku. Owszem, była zdystansowana, z resztą tak jak ja, ale nie całkiem zimna. Byłam bardzo ciekawa, jak wyglądałaby nasza wspólna akcja mafijna. A biorąc pod uwagę nasze stanowiska, współpraca mogła nadejść w każdym momencie.

Po godzinie rozsiadłam się w samochodzie Nathana. Był to duży, czarny SUV. Położyłam na podstawce butelkę z wodą, a obok otwarte pudełko z jagodowymi delicjami polanymi białą czekoladą. Wzięłam jedno ciastko i zaczęłam zjadać czekoladę, następnie galaretkę, a na koniec zostawiłam sobie sam biszkopt. Nathan w ciszy obserwował moje poczynania, kląc pewnie w duchu, abym niczego nie ubrudziła.
- Może zapodasz jakąś fajną nutę - przerwał w końcu milczenie.

Od razu się ożywiłam i zaczęłam poszukiwania w telefonie. Ostatecznie wybrałam piosenkę Olivii Rodrigo pod tytułem "Brutal". Nathan od razu podgłośnił piosenkę praktycznie na cały regulator, przez co czułam uderzenia basu w siedzeniach. Wystukiwał rytm na kierownicy, a ja tańczyłam i wykrzykiwałam refren. Kolejny utwór, który puściłam również był tej samej wykonawczyni, ale o tytule "Deja vu".
- Początek z czymś mi się kojarzy, ale potem robi się nieprzyjemnie - odparłam i zaczęliśmy wsłuchiwać się w tekst piosenki.

Na pierwsze słowa uśmiechnęłam się pod nosem.
- Chciałabyś wrócić do Malibu? - chłopak wyrwał mnie z myśli.
- Chyba tak - westchnęłam.
- O. Nie zbrzydło ci to miejsce?
- Wiesz co, gdy tam byłam, miałam takie wrażenie. Teraz Malibu kojarzy mi się z samymi najlepszymi chwilami. Tylko pojawia się problem. Do czego ja wrócę?
- A chociażby do matki. Przecież mieszka sama w wielkim domu.
- Ona nie wie o Simonie. - Spojrzałam na Nathana, który otworzył szerzej oczy.
- To chyba czas najwyższy jej powiedzieć. W końcu chcesz, żeby była na waszym ślubie? A zanim przetrawi w sobie to, że i tak spotkałaś na swojej drodze tego pajaca, trochę minie - kiwałam głową wsłuchując się w słowa przyjaciela.

Miał rację. Lepiej zrobić to zawczasu. Bo nie wiadomo, jak zareaguje na tą wiadomość, a nie wyobrażam sobie brać ślub bez jej obecności. Pomijając fakt, że wypadałoby wybrać się do Malibu, aby zaprosić Diaz no i Nicole z Marcusem. I Arianę.

Za rodzinęWhere stories live. Discover now