1. Przekorny los

212 13 3
                                    

Brzdęk szkła. Śmiech, wrzask, muzyka. Rozmowy o pracy, pieniądzach, miłości, trunku, jaki w tej chwili konsumowano. Smród alkoholu i fajek. Uwielbiałam bar "Ola Mexicana" znajdujący się po drugiej stronie ulicy od mojego zamieszkania. Wcześniej nie miałam pojęcia o jego istnieniu, a był naprawdę przytulny. No może oprócz tego, że zawsze były tu tłumy.
- Co za dupek - warknęła Ariana po wysłuchaniu mojej opowieści o wczorajszym wieczorze.
- Przez grzeczność nie zaprzeczę. - W moich ustach rozpłynął się napój składający się z wody i soku z wiśni.
- Ale zaraz. Przecież on nie powiedział, że z tobą zrywa. Po prostu dał ci do zrozumienia, że nie może się na tą chwilę z tobą ustatkować - uśmiechnęła się, choć po jej oczach widać, że nie była przekonana co do swoich słów.

Spojrzałam na dziewczynę.
- Słyszysz co mówisz? Jeśli liczy na to, że będę tu grzecznie czekać, aż on łaskawie ułoży sobie firmę, to się grubo myli. - Westchnęłam, zakładając ręce na piersiach i opierając się na krześle.
- No to zależy ci na nim, czy nie?
- Przepraszam za spóźnienie. - Podbiegła do nas, zdyszana, Nicole.

Zdjęła kurtkę, usiadła i zamówiła dla siebie piwo.
- Jakieś opóźnienia w pracy? - Ariana stukała o szklankę swoimi długimi, czerwonymi paznokciami.
- Nie - zaśmiała się, jakby było w tym pytaniu coś zabawnego. - Marcus potrzebował auta i musiałam jechać autobusem.
- Mógł cię podwieźć. - Zasugerowałam, choć nie miałam ochoty go widzieć.
- Nieważne, lepiej powiedz, co teraz planujesz.

Czerwonowłosa spojrzała na mnie, podnosząc jedną brew.
- A co ma być? Żyje się dalej, nie? Nie pierwszy i nie ostatni raz. - Wyjaśniłam dość szybko, jak na mnie.

Ariana zawsze szukała jakiegoś wyjścia. I nie to, że jest coś w tym złego. Po prostu czasem warto odpuścić. Nie zadręczać się ciągłymi pytaniami "A co by było, gdyby...". Nicole była zupełnie inna. I choć wszyscy spodziewali się, że pójdzie za Marcusem i zerwie ze mną kontakt, ona okazała się być sobą. Potrafiła obiektywnie oceniać rzeczywistość i nie być, jak chorągiewka. Nicole do takich relacji podchodziła na luzie. Nie zamierzała mi mówić, że będzie dobrze, że wszystko się jeszcze ułoży, a Daniel do mnie wróci. Wręcz przeciwnie.
- Skoro nie masz planów, to może zaczniesz ze mną chodzić na boks? - Zmrużyła oczy, obserwując każdy mój ruch.
- Pracuję. - Uśmiechnęłam się.
- No i? Całe twoje życie ma się toczyć w tej przychodni?
- Może jakaś zmiana dobrze ci zrobi - wtrąciła się w końcu Ariana.
- Niedawno kupiłam mieszkanie, nowy samochód, od miesiąca pracuję, a ty mi mówisz, że znowu potrzebuję zmian? Ile ich kurwa jeszcze mam mieć?
- Wyluzuj. Nie mówię, żebyś zmieniała całe swoje życie. Może jakieś hobby. - Próbowała mnie uspokoić, choć jej głos już drżał.
- Muszę już iść. - Podniosłam się i zostawiłam pieniądze za swoje zamówienie.
- Nina...
- Wszystko ok. Muszę jeszcze zajechać do rodziców - wyjaśniłam szybko, poprawiając swój kucyk.

Pożegnałam się z dziewczynami i ruszyłam do auta, zaparkowanego z boku budynku. Wsiadłam za kierownicę i ruszyłam w stronę domu rodzinnego.
Boks. Dobre sobie. Mój plan dnia jest wypełniony od rana do nocy, a jeszcze mam się zaangażować w sport? Po co mi boks? Znowu mam wejść w szemrane towarzystwo? Po moim trupie.
Zaparkowałam na wjeździe do garażu. Zabrałam torbę, uprzednio wkładając do niej klucze i telefon. Zamknęłam samochód i ruszyłam do drzwi. Zastanawiałam się, czy zapukać, ale szybko wyrzuciłam tą myśl ze swojej głowy. Przecież to już nie ta sama rodzina... Zapukałam. Chwila ciszy. Kroki.
- Cześć córciu. - W progu przywitała mnie mama z zawiązanym na czubku głowy kokiem.

Nigdy tak nie wyglądała. Czyżby przestała pracować?
Weszłam do środka i udałam się głębiej, do salonu. Tata siedział przy stole i popijał herbatę.
- Siadaj. Opowiadaj, co u ciebie - wyszczerzyła się do mnie rodzicielka.
- No właśnie... - Stukałam paznokciami o blat stołu.

Za rodzinęМесто, где живут истории. Откройте их для себя