40. Ciemność i wilgoć

85 8 2
                                    

×Nina×

Z letargu wybił mnie mój bezsensowny bełkot. Otworzyłam oczy i uderzyły mnie tak mocne zawroty głowy, że nie byłam w stanie skupić się na czymkolwiek, co działo się wokół mnie. Wiedziałam jednak, że cały czas jestem w samochodzie.
- Kurwa... Trzeba jechać do magazynu i wziąć morfinę. - Usłyszałam głos towarzysza mojego oprawcy i jednoczesnego kierowcy.
- To co ty jej podałeś, że tak szybko się obudziła? - warknął drugi.
- Miałem resztkę! Uprzedzałem cię. A ty byłeś przekonany, że wsiądzie z nami dobrowolnie, więc nic cięższego nie będzie nam potrzebne...
- Nie spodziewałem się, że Simon zdąży ją tak szybko wyszkolić. Chociaż chyba nie na tyle, bo nie zorientowała się, kim jestem - zaśmiał się Conan.

Nie zamierzałam ujawniać się z tym, że dość szybko zdążyłam wrócić do żywych, więc leżałam bezwiednie i zachodziłam w głowę, kim mógł być ten mężczyzna. Na pewno mafia. Zna Simona, ma tatuaże, które przede mną ukrywał. Nie kojarzyłam w mafii jednak takiego imienia, jak Conan, ale mógł je zmyślić dokładnie tak samo, jak ja, a było to wręcz pewne. Gdybym choć w małym stopniu wiedziała, kim w tej chwili zajmował się Simon z chłopakami. Bo na pewno działo się coś wyjątkowego. Inaczej tak często Simon by z nimi nie wychodził.

Z przemyśleń wyrwała mnie cisza, która nagle zapadła w aucie. Kierowca wyłączył silnik i wysiadł z samochodu, tak samo jak jego towarzysz.
- A może tu zostaniemy? - Zamyślił się jeden, patrząc na budynek, który nawet nie miał otynkowanych pustaków.
- To zbyt oczywiste. Simon będzie szukał w miejscach, gdzie kiedyś stacjonowałem.
- Skąd będzie wiedział, że to ty? - zaśmiał się.
- Nie bój się. On już wie, ale czeka na moje kroki. - Wzruszył ramionami.
- Czyli co?
- Chodź, weźmiemy ją na wszelki wypadek. - Momentalnie zaczęłam wmawiać sobie, że jestem nieprzytomna.

Najlepiej, jak tylko potrafiłam, pozwoliłam swojemu ciału na bezwładność, przez co mężczyźni raczej nie zauważyli, że w pełni się przebudziłam. Położyli mnie na betonowej posadzce przy drzwiach wejściowych.
- Może chociaż weźmiemy to? - Towarzysz Conana na coś wskazywał, ale musiałam mieć zamknięte oczy, aby niczego nie podejrzewali.
- Zobacz kurwa, jacy sprytni - warknął mój oprawca i splunął gdzieś na trawę.
- Ty i Emily też takie mieliście - zaśmiał się kierowca.
- Nie wymawiaj jej imienia! - Conan podniósł głos.

Następnie zapadła cisza, a panowie zniknęli gdzieś na tyłach budynku. Otworzyłam oczy i od razu zaczęłam szybko rozglądać się dookoła. Ciemna noc, a wokół drzewa, zarośnięta drużka, na której stał samochód oraz budynek, a raczej rudera od lat przez nikogo niezamieszkała. Spojrzałam na swoje nogi, na których poczułam przeszywające zimno spowodowane przez wiatr. Dopiero teraz zauważyłam, że dresy miałam obcięte do połowy ud, a na łydkach miałam przesiąknięte od krwi bandaże. Gdyby mnie nie opatrzyli, byłabym martwa, ale im widocznie zależało na tym, abym była żywa. Przynajmniej na razie. To dawało mi nadzieję na to, że nie będą chcieli celowo zrobić mi krzywdy, czy też sprawić, że sama sobie tą krzywdę będę pragnęła sprawić.
- O! Panienka się przebudziła! - Wzdrygnęłam się na dźwięk głosu nieznanego mi mężczyzny.
Zaraz za nim pojawił się Conan z wypakowaną po brzegi torbą sportową. Zamaskowany nieznajomy ruszył prosto w moją stronę, wyciągając jednocześnie igłę ze strzykawką. Teraz przynajmniej mogłam podejrzewać, że jej zawartość stanowiła morfina.
- Poczekaj, przyda nam się. - Powstrzymał go czarnoskóry i zaczął grzebać w swoim telefonie.

W końcu chyba wybrał jakiś numer i podszedł do mnie z wymalowanym na twarzy uśmiechem.
- Masz dwadzieścia cztery godziny, żeby przyjechać po nią. Niestety muszę cię zmartwić, ponieważ już znalazłem twoją pluskwę. Za karę nie powiem ci, gdzie twoja żona w tej chwili przebywa. Jeśli nie znajdziesz jej na czas, po prostu ją zabiję. A jeśli przyjedziesz na czas, zabiję ją, a potem ciebie. Do zobaczenia. - Bez chwili zawahania wypowiadał te słowa do telefonu, w tym samym momencie patrząc mi prosto w oczy.

Na koniec, z całej siły kopnął mnie w postrzeloną łydkę, przez co wydałam z siebie głośny krzyk pełen bólu. Z moich oczu zaczęły lecieć pojedyncze łzy. Conan rozłączył się najprawdopodobniej z Simonem. Schował telefon do kieszeni i podszedł do mnie. Chwycił mnie za nadgarstki. Było to tak mocne szarpnięcie, że musiałam przechylić się na prawy bok, przez co jęknęłam. Zerwał z mojej dłoni obrączkę, chwycił ją w dwa palce i spojrzał na mnie przez kółko.
- Widzisz to? - zapytał, wskazując na malutką diodę we wnętrzu pierścionka, umiejscowioną zaraz obok grawera.

Nie odzywałam się, po prostu wpatrywałam się w czerwone światełko, którego blask widoczny był tylko, gdy dookoła było całkowicie ciemno. Oczywiście, że wiedziałam. Zwłaszcza, że nie był to jedyny GPS, który przy sobie posiadałam, czego oni nie musieli wiedzieć.
Mężczyzna bacznie mi się przyglądał. Na koniec uśmiechnął się szeroko i wyrzucił moją obrączkę gdzieś w krzaki.
- Myślę, że ona nam się już nie przyda - wyszeptał mi do ucha, a następnie jego kolega podszedł do mnie i wbił mi igłę w skórę nad obojczykiem.

Za rodzinęWhere stories live. Discover now