44. Wszyscy razem

116 8 0
                                    

×Ariana×

Westchnęłam ciężko, widząc jak Victor usilnie starał się równo przysmażać mięso na patelni. Chłopak był tak skupiony na wykonywaniu tej czynności, że zupełnie nie docierały do niego dźwięki zza pleców. Pokręciłam w rozbawieniu głową i zwróciłam swój wzrok na widok za oknem. Opatuliłam się mocniej swetrem, widząc pojedyncze płatki śniegu, które zaczęły spadać z nieba nad Manhattanem. Grudniowa aura dawała o sobie znać.

Kolejne dni przyniosły ze sobą same pozytywne informacje. Przede wszystkim udało się wypisać Ninę ze szpitala jeszcze w czwartek. Dzięki temu mogła odpocząć po wszystkich zabiegach w domu, nie musząc jednocześnie silić się na spędzenie czasu z przyjaciółmi przy okazji urodzin, które miały odbyć się w sobotę. Wiedziałam, że mojej przyjaciółce szczególnie nie podoba się ten pomysł, ale sama w sobie impreza nie miała na celu rzeczywistego świętowania. Bardziej miała to być okazja na spotkanie się w starym składzie. Gdybym zapraszała Nicole na losowy weekend, albo by nie przyjechała, albo nie wzięłaby ze sobą Marcusa. A na nim mi właśnie zależało. Chciałam również poprawić humor Judy, dlatego naciskałam na Chrisa. Żałowałam, że na przyjęciu nie będzie matki Niny, ale gdy dowiedziałam się o rzeczywistych powodach, zrezygnowałam z dalszych pytań. Owszem. Mój ojciec zmienił się z dyktatorskiego władcy i oddanego towarzysza Rogera, na opiekuńczego i troskliwego ojca. Olivia również. Zmiękła, przestała mną dyrygować, a bardziej skierowała swoją uwagę na odnawianie domu, wyjazdy z ojcem i inwestycje. Dlatego też nie byłam zaskoczona nagłą przyjaźnią tej całej trójki. Połączył ich wspólny wróg.

Przekręciłam głowę na bok, jeszcze raz zerkając w stronę nieudolnego kucharza. Nie mogłam powstrzymać cisnącego się na moje usta uśmiechu. Victor prawdopodobnie dostrzegł moje odbicie w płycie na ścianie, więc odwrócił się i zmarszczył brwi.
- Nawet mnie nie wkurwiaj - warknął na co przestałam się powstrzymywać i parsknęłam śmiechem.

Podeszłam do bruneta i zmniejszyłam moc palnika. Następnie pomogłam mu obrócić mięso i zajęłam się siekaniem warzyw na mniejsze kawałki.
- Dobrze się razem bawicie? - Z błogiego stanu wyprowadził mnie rozbawiony głos Simona.

Spojrzałam w jego stronę. Włożył dłonie w kieszenie spodni i patrzył na mnie z pobłażliwością.
- Gotujemy tak? - zapytał beznamiętnie Victor, nie odwracając swojej uwagi od patelni. - Ciekawe kto ich wszystkich wyżywi.
- Ja mówiłem, żeby zamówić catering. - Skwitował właściciel mieszkania.
- Już bez przesady. Nie będzie nas nie wiadomo ile. Pizza jest zamówiona, do tego zrobi się porządny posiłek, a reszta to przekąski. Wystarczy. - Odłożyłam nóż i zaczęłam mieszać wszystkie warzywa w jednej misce.

Naszą rozmowę przerwał dzwonek do drzwi. W tym samym momencie zobaczyłam Ninę, która schodziła ze schodów przy pomocy Judy. Od razu skierowały swoje spojrzenia w stronę drzwi, w których słyszałam śmiech i głosy Nicole i Marcusa. Chris wbiegł do mieszkania i rzucił się na szyję Judy. Zawsze bawił mnie ten widok. Ta dwójka była ze sobą tak niesłychanie zżyta. I absolutnie nie przeszkadzało im to, że Chris miał zaledwie dziewięć lat, a Judy już jedenaście.
- Kurwa no naprawdę! Jakie wielkie poruszenie, bo gwiazdy do nas zawitały! - Wyszłam za filar kuchenny, szczerząc się do czerwonowłosej i jej chłopaka.
- Nie klnij przy dzieciach - zbeształa mnie Victoria, partnerka Justina, która również podeszła do drzwi, aby pomóc gościom się rozebrać.
- Ty to mówisz - obruszyłam się jednocześnie ukrywając uśmiech.

Nicole przytuliła mnie mocno, a następnie podeszła do Niny i uwiesiła się na niej przez dłuższą chwilę. Z jej oczu popłynęło kilka łez, na co Nina lekko się zmieszała.
- Nie płacz - zaśmiała się. - Aż tak ze mną źle?
- Jak można komuś zrobić tak ogromną krzywdę. - Zaniosła się jeszcze bardziej.

Wymieniłam się znaczącymi spojrzeniami z Iris i obie wkroczyłyśmy do akcji. Ja zabrałam Nicole, zagadując ją w kontekście ich podróży do Nowego Jorku, natomiast Iris pomogła Ninie usiąść na kanapie. W domu w jedną sekundę zrobiło się bardzo tłoczno. Mimo że metrażowo to mieszkanie miało więcej, niż mój dom rodzinny w Malibu, to ciężko było już skupić swoją uwagę na jednej osobie. Judy i Chris poszli na górę, Victor wraz z Simonem i Nathanem walczyli w kuchni, a Ninę obsiadła Nicole wraz z Iris i Victorią. Sophia siedziała przy wyspie kuchennej i doradzała chłopcom.
- Dużo osób się tu zrobiło. - Skomentował Marcus, wychodząc z przedsionka.

Na niego nikt nie zwrócił uwagi. A przynajmniej nikt na to nie pozwolił Ninie, gdyż dziewczyna cały czas rozglądała się właśnie za nim.
- Pomnożyliśmy się. - Pokiwałam głową z delikatnym uśmiechem.
- O! Jeszcze żyjesz? - odezwał się Simon, wychodząc z kuchni.

Nina skupiła na nas swój wzrok, a inni rozmówcy z lekka się uciszyli.
- Na nieszczęście nie? - Westchnął Marcus, przewracając oczami.
- No chyba nie liczysz, że zaprzeczę? - zaśmiał się Simon, poklepał Marca po plecach i ruszył w stronę łazienki.

Brunet spojrzał na mnie z pytającym wzrokiem, na co wzruszyłam ramionami.
- Chyba nie myślałeś, że oni się dalej gniewają? - Poruszyłam zabawnie brwiami.
- Myślałem, że Simon ostrzy na mnie noże.
- Myślę, że ciebie zabiliby pistoletem. Nie warto brudzić sobie rąk. - Puściłam do chłopaka oczko i ruszyłam w stronę kanapy.
- Co tam u was? Opowiadajcie coś więcej. - Nina zaczęła zachęcać do rozmowy również Marcusa.
- Postanowiliśmy, że za rok bierzemy ślub - oznajmiła Nicole szczerząc się tak mocno, że od samego patrzenia bolała szczęka.
- Jesteście pewni? - zapytałam, uważnie przyglądając się też Marcusowi.

Ten uśmiechał się delikatnie, ale o wiele wyraźniej na jego twarzy malowała się niepewność i lęk. Zapewne każda jego reakcja była zniekształcona przez towarzystwo. Nie był w stu procentach pewny co do relacji z Niną, a co dopiero całej bandy Simona. To właśnie im uprzykrzył najbardziej życie. To przez niego cała czwórka musiała wyprowadzić się z Malibu i zmieniać swoje życie, gdyż ich kryjówka została spalona.
- Mieszkamy razem już od około pięciu lat, jest nam dobrze. Wydaje się, że to dobra decyzja. - Wzruszył ramionami, patrząc jednocześnie czule w stronę czerwonowłosej.

Pamiętałam Marcusa jeszcze za czasów studiów. Był to jeden ze śmieszków, którzy mieli kompletnie wywalone w cały świat. Zawsze nas rozśmieszał, wychodził na przód z tymi najbardziej idiotycznymi pomysłami. Ale był. Jak starszy brat. Zawoził nas, pomagał w trudnych sytuacjach, stał za naszymi plecami, gdy ktoś próbował nas atakować. I nigdy bym nie przypuszczała, że taki facet jak on, mógłby związać się z Nicole. Dziewczyna nie była sztywna, czy szczególnie poważna. Pasowała do mnie i do Niny, jednak zawsze sprawiała wrażenie silniejszej, męskiej. Była odważna, niezłomna, pewna siebie. Uwielbiała facetów. Ale jakich... Najlepiej napakowanych z idealną twarzą. Najchętniej przebierała w sportowcach. I tacy też do niej mknęli. Marcus oczywiście był kapitanem drużyny piłkarskiej, ale zawsze śmiałam się z Niną, że to była najgorsza decyzja trenera.
Ten Marcus, który stał teraz obok mnie, był zupełnie inny. Przypakował, zmienił kolor włosów, na twarzy spoważniał. Już nie zdarzało mu się wymsknąć coś kompromitującego. Teraz bardziej się pilnował. Najbardziej zaskoczył mnie fakt, że stał się bardziej poważny i odpowiedzialny od Simona. A to właśnie mąż Niny zawsze wydawał mi się głosem rozsądku w naszej paczce.
- Dalej będziecie mieszkać w Los Angeles? - pytała dalej Nina.
- Raczej tak. Tylko będziemy się skłaniać do kupna domu. - Wyjaśniła Nicole.
- A jak z ojcem? - zadałam kolejne pytanie.
- Dobrze. Zaczął interesować się Chrisem. Chce wziąć go do siebie na stałe. Nie do końca jestem przekonana, ale on strasznie nalega.
- A co, dalej tak często pracuje? - Kontynuowałam.
- Nie. Mam wrażenie, że trochę zwolnił, ale nie wiem, na jak długo. - Zamyśliła się, kierując wzrok gdzieś w podłogę.

W końcu zdecydowaliśmy się na jedzenie. Zasiedliśmy przy stole i oddaliśmy się całkowicie losowym tematom. I nikt nie zaczepiał o sprawy związane z mafią, zdrowiem Niny i wszystkim, co działo się wokół nas. W połowie imprezy Justin i Nathan wypili trochę więcej, więc zaczęli wygłupiać się i zachęcać resztę do tańca. Większość się przekonała i nawet moja najlepsza przyjaciółka została wyciągnięta na parkiet. Coraz lepiej utrzymywała się na nogach, dzięki czemu mogła trochę po pląsać. W dalszym ciągu jednak szybko się męczyła.
W między czasie zabrałam się za lekkie porządki przy stole. Zebrałam zbędne naczynia, dostawiłam kilka misek z ciasteczkami, talerz ciasta i inne przekąski. Wymieniłam puste butelki i podgrzewacze na nowe, kolejno je podpalając.
- Coś mi się nie podoba... - Usłyszałam za plecami mruknięcie Victora.

Odwróciłam się do niego i zobaczyłam, jak wpatruje się w przestrzeń za oknem. Podeszłam do niego bliżej i zaczęłam szukać obiektu, który tak go zainteresował. Za oknem od kilku godzin było całkowicie czarno. W mieszkaniu paliło się tylko światło przy drzwiach wejściowych i świeczki, więc spokojnie mogłam przyglądać się rzeczywistości za szkłem.
- Nie wiem, o co ci chodzi. - Westchnęłam.

Pomyślałam, że może siedząc z dala od całej reszty towarzystwa zebrało mu się na jakieś refleksje, ale brunet zmrużył oczy.
- Pod apartamentem stoją trzy czarne wozy bez rejestracji. - Wyjaśnił statecznym głosem.

Przekierowałam więc uwagę na chodnik pod budynkiem i doznałam niemałego zaskoczenia. Rzeczywiście. W samochodach najczęściej siedziało dwóch mężczyzn, również ubranych na czarno.
- Zadzwonię na policję - odparłam, wyjmując z kieszeni telefon.
- Co im powiesz?
- Że samochody są bez rejestracji i tyle. Zobaczymy, czy gdy przyjedzie tu policja, oni się spłoszą. - Wzruszyłam ramionami.
- Obawiam się, że to będzie długa noc. - Westchnął.

Patrzyłam na niego jeszcze przez chwilę, po czym wystukałam odpowiedni numer i odsunęłam się kawałek od całego rozgardiaszu panującego w salonie.


×Nina×

Usiadłam przy wyspie kuchennej i westchnęłam ciężko. Wyprostowałam delikatnie nogi, marszcząc się przy tym, gdyż sprawiało mi to jeszcze niemały ból.
- Mogłabyś trochę bardziej odpoczywać. - Skomentował moje poczynania Simon, opierając dłoń o blat.
- Muszę chodzić, żeby nie skończyć na wózku.
- Noo do wózka to jeszcze daleka droga - zaśmiał się.
- Zobacz. - Dyskretnie wskazałam Simonowi Arianę, stojącą przy schodach razem z Victorem.

Wpatrywali się w coś za oknem, rozmawiając.
- Jedyni bez par tutaj. No może oprócz Iris, ale ona uważa, że facet tylko we wszystkim przeszkadza. - Simon poruszył zabawnie brwiami.
- Myślisz, że mogliby być kiedyś razem?
- No a nie? Już chyba nawet próbowali.
- Tak, ale charakterem średnio do siebie pasują. - Westchnęłam.
- Victor przez większość czasu ukrywał to, kim tak naprawdę jest. W dalszym ciągu uważam, że mocno się hamuje. Także to, jaki on rzeczywiście jest, jest dalekie od tego, co próbuje jej pokazać.
- Ariana też się przy nim hamuje. Kiedyś tak bardzo się nie pilnowała. - Wzruszyłam ramionami.

W tym samym momencie usłyszałam dźwięk przychodzącej wiadomości. Simon wyjął z kieszeni telefon i odblokował go.
- Pewnie z pracy - odezwałam się, obserwując twarz męża.

Zastygł w bezruchu. Ściągnął brwi do środka i zwolnił oddech.
- O kurwa... - mruknął, podnosząc na mnie wzrok, który szybko jednak zabrał.

Zaczął panicznie szukać po sali, aż w końcu zatrzymał się na dwójce, którą przed chwilą obgadywaliśmy.
- Co jest? - Uniosłam się delikatnie na dłoniach, aby zerknąć na to, co blondyn zobaczył w telefonie.

Simon położył komórkę na blacie i przesunął ją w moją stronę. Wstał z krzesła i ruszył w stronę Victora i Ariany. Obserwowałam jak do nich podszedł, następnie para wskazała na coś za oknem, a on złapał się za kark i na chwilę przymknął oczy.
Podniosłam telefon i zobaczyłam wiadomość od nieznanego numeru.

"Oko za oko, ząb za ząb" ~ ϽϹ

Pod spodem drukowanymi literami zapisana była data dnia jutrzejszego i godzina dziewiętnasta. Przez chwilę zastanawiałam się nad znaczeniem znaku zapisanego po cytacie, ale szybko zorientowałam się, w czym rzecz. Connor miał ten znak wyryty poniżej kciuka, na wewnętrznej stronie dłoni. Biorąc pod uwagę, że znak przedstawiał literę "C" i jej odbicie, zapewne była to pierwsza litera jego imienia, jak i tatuaż wyróżniający jego grupę gangsterską.

Za rodzinęWhere stories live. Discover now