#26

35 6 0
                                    


Pov Katie

— Hejka. Jestem Katie. — chwyciłam wystawioną przez niego dłoń i wstałam z jego pomocą. Zaraz po tym zrobiłam krok do tyłu. Brunet dokładnie mi się przypatrywał, co szczerze mówiąc, trochę mnie speszyło, po prostu nie lubię, jak ktoś tak robi.

— Następnym razem uważaj, dokąd biegniesz. — zaśmiał się lekko, a ja przypomniałam sobie, że właśnie przed chwilą niemal go nie staranowałam, a raczej siebie, bo on nawet nie drgnął. Zrobiło mi się strasznie głupio, ale byłam tak podniecona swoim odkryciem, że jak najszybciej chciałam podzielić się nim z innymi.

— Przepraszam. A teraz pa. — może było to niemiłe, bo chłopak zaczął się mnie o coś pytać, ale ja to zignorowałam i pobiegłam szukać przyjaciół, tym razem jednak uważając, żeby w nikogo nie wbiec. Harry, Ron i Hermiona siedzieli w Pokoju Wspólnym i o czymś żywo dyskutowali. Niedaleko siedział też Fred i George, którzy mimo zakazu Umbridge jak zwykle sprzedawali innym swoje produkty. Zawołałam wszystkich i zaprowadziłam ich na korytarz, na którym wcześniej pokazał mi się pokój. Pomimo wielu pytań skierowanych przez znajomych w moją stronę nie odpowiedziałam na żadne z nich. Rozejrzałam się dookoła, upewniając się, że jesteśmy sami. Nie zauważyłam nikogo innego, więc zrobiłam kilka kroków do przodu i nagle na ścianie pojawiły się znane mi już drzwi. Spojrzałam na twarze przyjaciół, którzy nie ukrywali zdziwienia. Weszliśmy do środka, a drzwi automatycznie zamknęły się za nami i zniknęły. Każdy rozglądał się dokładnie po pomieszczeniu, w którym właśnie staliśmy.

— Genialnie Katie znalazłaś...— zaczęła Hermiona, ale ja już wiedziałam, co chce powiedzieć.

— Pokój Życzeń. — przerwałam jej, podchodząc jeszcze kilka kroków naprzód.

— Co znalazła? — zapytał Ron, nie wiedząc, o czym mowa. W sumie nie dziwiłam się, że nie ma pojęcia co to za pomieszczenie, w końcu jest ukryte, a informacje o nim znajdują się jedynie w książkach, których rudzielec nie używa za często, jak jego starsi bracia.

— Inaczej zwany Pokojem przychodź, wychodź...— Miona próbowała chyba mu wyjaśnić, o co chodzi, ale wątpiłam, że ten zrozumie te słowa.

— Pojawia się tylko wtedy, kiedy ktoś tego naprawdę potrzebuje, a w środku jest zawsze to, co najbardziej potrzebne. — powiedziałam w skrócie, mając nadzieję, że ten domyśli się, jak to działa.

— A gdyby ktoś naprawdę chciał do kibla? — na pytanie młodego Weasleya parsknęłam śmiechem tak samo, jak jego starsi bracia. Najważniejsze, że chłopak zrozumiał, o co w tym chodzi.

— Bardzo śmieszne Ronald, no tak mniej więcej tak to działa. — moja przyjaciółka była ewidentnie zażenowana jego pytaniem, a ja nadal śmiałam się pod nosem, ale próbowałam przestać, żeby nie spotkał mnie wkurzony wzrok brunetki.

— Sami widzicie, to jakby Hogwart chciał, żebyśmy walczyli. — słowa Harry'ego uderzyły we mnie bardzo mocno. Jeśli szkoła naprawdę tego chce to, czy to przypadek, że Pokój Życzeń pokazał się właśnie mi? Mam nadzieję, że to nie tylko zbieg okoliczności, ale w sumie to w Hogwarcie nic nie dzieje się bez powodu.

Z moich zamyśleń wyrwał mnie Harry, który poradził nam poinformować resztę członków Gwardii o moim odkryciu i dzisiejszych wieczornych zajęciach. Udałam się z bliźniakami do Pokoju Wspólnego, gdzie zapewne przebywa większość szukanych przez nas osób. Nie myliliśmy się. Od razu po wejściu spostrzegliśmy Ginny, Lunę i Neville'a, siedzących w kilku zakątkach pomieszczenia. Ruszyłam jak najszybciej w stronę siostry rudzielców, żeby podzielić się z nią tą wspaniałą informacją.
W dojściu do przyjaciółki przeszkodził mi jednak tors Jake'a, na którego znowu wpadłam. Nie spadłam na ziemię, bo brunet przytrzymał mnie w pasie. Spojrzałam na niego, ten zrobił to samo.

— Chyba lubisz na mnie wpadać. — uśmiechnął się lekko w moją stronę, co próbowałam odwzajemnić, ale niestety wyszedł mi tylko grymas. Chłopak jednak nadal na mnie patrzył i wciąż trzymał w pasie. Miło z jego strony, że nie pozwolił mi upaść, ale bez przesady, niech nie przegina. Zrobiłam duży krok do tyłu, przez co ten był zmuszony zdjąć swoje dłonie. Przeprosiłam go i już chciałam odejść, ale nagle znikąd pojawili się bliźniacy. Zmierzyli brązowookiego przenikliwym spojrzeniem, a po ten popatrzyli na mnie.

— Nic ci nie jest Katie? — zapytał George.

— Nie przedstawisz nam swojego znajomego? — dodał Fred, znów kierując wzrok na naszego towarzysza. Dlaczego wydawało mi się, że atmosfera strasznie zgęstniała? Może faktycznie tak było, ale starałam się nie pokazywać, że przez to czuję się niekomfortowo.

— To Jake, nowy uczeń... i Gryfon? — zapytałam zdziwiona, dostrzegając szatę z logiem lwa w jego dłoniach.

— Tak. Dostałem się do Gryffindoru. Chciałem zapytać cię, czy oprowadzisz mnie po szkole. — powiedział nieśmiało, widząc spojrzenia bliźniaków.

— Z chęcią cię oprowa...

— Oprowadzimy. — przerwał mi Fred, uśmiechając się. Pokiwałam głową z dezaprobatą.

— Ci pajace to Fred i George. — zaśmiałam się lekko, patrząc na nich z wściekłością wypisaną na twarzy.

— To jak? Pójdziemy się przejść po szkole? — Jake wskazał na mnie i na siebie, co tylko upewniło mnie w tym, że zachowanie bliźniaków ewidentnie go zniesmaczyło. Pokiwałam twierdząco głową, a dwom rudzielcom kazałam samemu dokończyć zadanie, które razem zaczęliśmy.

Ruszyłam z dzisiaj poznanym chłopakiem w stronę wyjścia, wcześniej odwracając głowę do tyłu i spotykając zdziwiony wzrok przyjaciół. Starałam się nim nie przejmować podczas oprowadzaniu chłopaka. Gdy szliśmy sami, wydawał się zdecydowanie bardziej zabawny i pewny siebie. Okazał się zdecydowanie lepszy, niż sądziłam. Był miły, śmieszny i przede wszystkim, potrafił żartować ze Snap'a. Pokazałam mu Wielką Salę, Wieżę Astronomiczną i kuchnie, z której zwędziliśmy ciasteczka dyniowe oblane czekoladą. Wypytywał o szkołę, uczniów i Umbridge, która jak stwierdził ,,budziła w nim odrazę, gdy tylko ją zobaczył". Nie dziwiłam mu się, ta kobieta naprawdę potrafiła przyprawić o dreszcze nawet dorosłego mężczyznę.

— Tak w ogóle to przepraszam za nich. — zaczęłam, wychodząc z nim na dziedziniec. Było mi głupio, że bliźniacy się tak zachowali i denerwowała mnie ich kontrola.

— Nie masz za co przepraszać. To miłe, że się o Ciebie tak martwią. — posłał mi szczery uśmiech, który natychmiast odwzajemniłam. Może miał rację. Bliźniacy są nadopiekuńczy, ale to z troski, przecież nie mają złych zamiarów. Niepotrzebnie aż tak się na nich zdenerwowałam, a raczej na Freda, ale jego zachowanie było naprawdę dziwne. Temat po chwili zboczył z nich i przeniósł się na Hogsmeade.

— Może kiedyś się tam razem wybierzemy? — zaproponował chłopak, słysząc, że jest tam bar. Nie byłam przekonana do tego pomysłu, bo tak naprawdę w ogóle go nie znałam, więc odpowiedziałam tylko ciche ,, może".

Szliśmy w stronę Zakazanego Lasu, gdy nagle spojrzałam na zachodzące już Słońce. To niemożliwe, że minęło już tyle czasu, przecież dopiero było południe. Kurde! Spotkanie Gwardii! Zapomniałam na śmierć. Jest naprawdę późno, więc pewnie już się spóźniłam. Przeprosiłam Jake'a i szybko pobiegłam w stronę zamku. Będąc już na wyznaczonym korytarzu, dostrzegłam Neville'a, który chyba też się spóźnił i właśnie czekał na otwarcie się drzwi. Podbiegłam do niego i weszliśmy razem. W środku czekali już wszyscy, a Harry właśnie pokazywał, jak rzuca się zaklęcie rozbrajające.
Kazał ustawić się nam w kolejce, a Neville'a poprosił jako pierwszego. Ja w tym czasie dostrzegłam bliźniaków, podeszłam do nich i przytuliłam. Byli bardzo zdziwieni, ale oddali przytulasa, a ja wiedziałam, że już nie są na mnie źli.

Wonderful MuggleWhere stories live. Discover now