#13

55 7 2
                                    

Pov Katie

Otworzyłam powoli oczy i rozejrzałam się dookoła. Byłam w Skrzydle Szpitalnym, a tuż obok mojego łóżka siedział George. Spał, a jego głowa spoczywała na mojej ręce, którą na dodatek kurczowo trzymał. Wyglądał przeuroczo, ruda czupryna zasłoniła mu twarz, a usta ułożone były w grymas.

Położyłam się zaraz naprzeciw niego i patrzyłam na jego śliczne rysy twarzy. Korzystając z tego, że śpi, zaczęłam delikatnie jeździć dłonią po jego ciepłym poliku. Ku mojemu zdziwieniu ten momentalnie się obudził, a widząc mnie, uśmiechnął się szeroko. Zaraz jednak przybrał poważny wyraz twarzy.

— Wiesz, kim jestem? — zapytał całkowicie serio.

— No tak, Georgie. — zaśmiałam się, widząc jego radość wywołaną tymi słowami.

— A czemu pytasz?

— Pani Pomfrey powiedziała, że możesz stracić pamięć, a tego bym nie przeżył...— szepnął cicho, a ja ponownie przejechałam ręką po jego twarzy. Gdy dzięki nas coraz mniejszy dystans, przypomniałam sobie o czymś.

— Syriusz! — krzyknęłam, gwałtownie się podnosząc do pozycji siedzącej. Od razu tego pożałowałam, bo poczułam okropny atak bólu głowy. Nie zwracałam na to jednak.wiekszej uwagi. Interesowało mnie tylko to, co z moim tatą.

— Co z nim?!

— Spokojnie Kate. Czekał na pocałunek dementora, ale już jest bezpieczny dzięki Harry'emu i Hermionie. Nic mu nie będzie, ale kazał ci to przekazać. — w tym momencie chłopak podał mi kopertę, którą natychmiast otworzyłam.

— Mówiłem, że jesteś do niej bardzo podobna. — przeczytałam na głos słowa zawarte w liście i wyciągnęłam ze środka jakąś fotografię.

Przedstawiała ona młodego Syriusza, a u jego boku stała piękna kobieta, trzymającą na rękach noworodka zawiniętego w różowy kocyk. To był mój kocyk, z którym trafiłam do domu dziecka. Poczułam jak w moich oczach, zbierają się łzy, ale nie były one spowodowane smutkiem czy żalem, a szczęściem, że w końcu zobaczyłam swoją rodzicielkę.

Była dużo niższa od Syriusza. Miała długie, brązowe włosy, pięknie duże oczy i na dodatek była szczupła. Była śliczna, a jej twarz wyrażała spokój i szczęście. Zdjęcie to zostało pewnie wykonane na kilka dni przed jej śmiercią...

George posłał mi pytające i zatroskane spojrzenie. Odwróciłam fotografię w jego stronę, a ten delikatnie złapał rękę, w której je trzymałam i przybliżył w swoją stronę. Próbowałam nie skupiać się wyłącznie na naszych dłoniach, ale czułam, jak cała drętwieje.

— Już wiem, po kim masz urodę. — uśmiechnął się, patrząc na mnie.

W tym momencie do pomieszczenia wszedł Harry z Hermioną. Od razu więc zabrałam swoją rękę spod dłoni rudzielca. Przywitałam się z przyjaciółmi i siedzieliśmy tak jeszcze kilka godzin i rozmawialiśmy o nadchodzącym turnieju quidditcha, który odbędzie się w wakacje. Czułam, że to będzie fantastyczne wydarzenie.

—***—

Następnego dnia z rana mogłam w końcu wyjść ze Skrzydła Szpitalnego. Gdy szłam w stronę Pokoju Wspólnego, doszły mnie plotki o odejścia profesora Lupina. W takim wypadku zawróciłam i udałam się do jego gabinetu. Już przed wejściem zauważyłam jak on i Harry wyparują mnie w drzwiach. Spostrzegłam na stoliku Mapę Huncwotów, więc wiedziałam, że musieli na niej widzieć, że idę.

— Cześć Katie. — przywitali się oboje.

— Dlaczego pan odchodzi? — zapytałam zawiedziona, bo pomimo tego całego obserwowania bardzo go polubiłam.

— Tak będzie lepiej dla wszystkich. Rodzice nie chcą, by je dzieci uczył ktoś taki, ale spokojnie jeszcze się zobaczymy. Trzymam za ciebie kciuki. — słysząc to, uśmiechnęłam się i wraz z Harry'm odprowadziliśmy profesora. Potem poszliśmy do Wielkiej Sali, gdzie od razu podszedł do nas zafascynowany Ron.

— Dasz się przelecieć Harry? — rudzielec zapytał, jakby pytał o coś niemożliwego, a ja z okularnikiem popatrzyliśmy na siebie pytająco.

Żadne z nas nie wiedziało, o co chodzi, ale gdy tylko doszliśmy do swoich miejsc, wszystko się wyjaśniło. Na stole leżała miotła, Błyskawica, czyli najszybsza miotła, jaka istnieje. Obok leżało pudełeczko, a w środku był pierścionek. Był on raczej dla mnie, a oprócz tego dostaliśmy kosz słodyczy. Popatrzyłam na Harry'ego i w tym samym momencie Hermiona pokazała nam pióro Dziobka, choć i bez tego domyśliłabym się, że prezenty są od Syriusza. Od razu założyłam pierścionek na palec. Był naprawdę ładny. Srebrny z szarym kryształem na środku. Jednak gdy włożyłam go, kolor diamencika zmienił się na żółty. Nie rozumiałam, o co tu chodzi, ale nie zważając na to, wybiegłam z Harry'm i resztą na dziedziniec, żeby zobaczyć, jak spisuje się jego nowa miotła. Chłopak wsiadł na nią i zanim się obejrzeliśmy, nie było już go widać. Coś czuję, że w następnym roku inne drużyny nie mają szans z szukającym Gryfonów. Gdy okularnik pokazywał miotłę innym, do mnie podszedł George. Na moich ustach pojawił się szeroki uśmiech, a kryształ w pierścionku zmienił swój kolor...

Wonderful MuggleWhere stories live. Discover now