#23

44 6 0
                                    


Pov Katie

Dumbledore przywitał wszystkich, przedstawił nowych nauczycieli, w tym tę różową ropuchę zwaną Dolores Umbridge. Jak się okazało, miała uczyć nas obrony przed czarną magią. Tak więc o dobrej ocenie z tego przedmiotu mogę pomarzyć. Dyrektor zwrócił też uwagę na inne ważne zasady dotyczące Hogwartu, gdy nagle ta zaczęła chrząkać, jakby się czymś zakrztusiła. Siwowłosy spojrzał na nią, ta wstała, podeszła bliżej i rozpoczęła swój jakże idealnie przygotowany monolog.

— Dziękuję panie dyrektorze za te miłe słowa powitania. Cieszę się ogromnie, widząc wasze słodkie, wesołe buzie uśmiechające się do mnie. Jestem pewna, że cały rok będziemy radośni tak, jak dzisiaj. — powiedziała, uśmiechając się fałszywie.

— Już to widzę. — mruknęłam, a wraz ze mną bliźniacy. Spojrzałam na nich, oni na mnie i zaśmialiśmy się.

— Spędzasz z nimi tak dużo czasu, że zaczynasz gadać tak jak oni. — skomentował Ron, co tak naprawdę było dla mnie komplementem. Uśmiechnęłam się lekko, po czym spojrzałam na siedzących po obu moich stronach rudowłosych. Cieszę się, że mam kogoś takiego jak oni przy sobie.

Gdy nareszcie wszystkie najważniejsze rzeczy zostały ogłoszone, Dumbledore klasnął w ręce, a na stołach pojawiła się masa jedzenia. Od razu chwyciłam tosta i zjadłam błyskawicznie ze smakiem, brudząc się przy tym. Odpowiedzią na moje zachowanie był cichy śmiech moich przyjaciół. Spojrzałam na nich, marszcząc brwi i nie wiedząc za bardzo, o co chodzi. George pokręcił głową rozbawiony, po czym kciukiem delikatnie starł mi trochę sosu z kącika ust. Mogło mi się wydawać albo ten robił to dosyć długo. Zagryzłam delikatnie wargę i czując pieczenie na policzkach, opuściłam głowę, a rękę z moim pierścionkiem, który mienił się teraz na mocny róż, przeniosłam na kolana.

Po zjedzonym posiłku udaliśmy się do dormitorium, aby pogadać z innymi i opowiadać im o naszych nowych wynalazkach. Większość z nich była zachwycona naszymi pomysłami, inni śmiali się, że takim sposobem nic nie osiągniemy, a kolejni pragnęli robić to samo w życiu, co my. Mieliśmy zamiar przedstawić wszystkim eliksir miłosny, ale wiedzieliśmy, co mogą zrobić zakochane dziewczyny, więc zrezygnowaliśmy z tego pomysłu.

Nagle w Pokoju Wspólnym zrobiło się małe zamieszanie. Słyszałam ciche szepty ,,Idzie" lub ,,Patrz to on". Nie miałam pojęcia, o co chodzi, więc wstałam i spojrzałam w stronę, w którą patrzyli większość osób. Koło drzwi wejściowych stał Harry i to właśnie w jego kierunku były rzucane te wszystkie, niemiłe komentarze. Okularnik albo ich nie słyszał, albo zwyczajnie nic sobie z nich nie robił. Zatrzymał się przy fotelu, na którym siedział czarnoskóry chłopak.

— Dean, Seamus jak wakacje? — Potter nie za bardzo wiedział co zrobić. Patrzył się tylko na nich niepewnie, oczekując na odpowiedź.

— W porządku Seamus miał o wiele gorzej. — powiedział czarnoskóry z nutą żalu w głosie.

— Mama nie chciała, żebym wracał do szkoły. — chłopak siedzący koło Deana, rzucił trzymaną gazetę na stół, podniósł się i podszedł bliżej Harry'ego. Już wiedziałam, że nie świadczy to o niczym dobrym.

— Dlaczego? — mój kuzyn stał, a większość osób, choć nic nie mówiła to była przeciwko niemu.

— Niech pomyślę...przez ciebie. Prorok Codzienny całkiem sporo o tobie pisał i o Dumbledorze też. — Seamus zrobił jeszcze krok do przodu, Harry natomiast stał nieugięcie, patrząc to na niego, to na mnie.

— I twoja matka w to wierzyła?! — niemal krzyknął oburzony.

— Wiesz, nikt właściwie nie widział, jak zginął Cedrik. — słysząc to, wiedziałam, że skończy się źle. Okularnik nienawidził, jak inni wypowiadali się o śmierci Diggory'ego. Rozumiałam go, to on widział, jak Voldemort go zabija i nadal żałował, że temu nie zapobiegł, choć nic tak naprawdę nie mógł zrobić.

— To sobie dalej czytaj Proroka tak jak ta twoja matka, a na pewno wszystkiego się dowiesz! — bliznowaty był wściekły, tak samo, jak jego rozmówca.

— Ty się lepiej nie czepiaj mojej matki.

— To mi przestańcie wmawiać, że kłamie. — nie mogłam dalej patrzeć na to, jak Harry jest poniżany i nikt mu nie wierzy.

— Dosyć! — stanęłam między nimi, groźnie patrząc na Seamusa.

— Lepiej odwal się od Harry'ego. Szkoda, że jednak wróciłeś do szkoły. Bez ciebie byłoby tu o wiele spokojniej. — prychnęłam zła, zakładając ręce na piersi.

— Ty mu wierzysz?! — krzyknął chłopak, jakby nie było to oczywiste.

— Jasne, że tak. I wy też w końcu mu uwierzycie, tylko uważajcie, żeby nie było za późno. Ktoś ma jeszcze jakiś problem?! — warknęłam zła i w tym momencie do salonu wszedł Ron, który od razu poszedł z Harrym na górę do dormitorium.

Ja nadal nie uspokoiłam się, a spojrzenia posyłane w moim kierunku nie pomogły mi tego dokonać. Zła wyszłam z Pokoju Wspólnego, wcześniej trącając ramieniem Seamusa. Włożyłam ręce do kieszeni bluzy i zaczęłam iść schodami do góry. Było już późno i na korytarzach jedynym słyszanym dźwiękiem był stukot moich butów. Starałam się iść jak najciężej, żeby nie spotkać Filcha, ani żadnego z przechadzających się nauczycieli. Nie uśmiechało mi się dostać szlabanu w pierwszy dzień szkoły. Wolałam nacieszyć się jeszcze wolnością.

Weszłam na wieżę astronomiczną i usiadłam przy barierkach, wkładając nogi w ich szpary tak, że moje stopy swobodnie sobie zwisały. Spojrzałam w górę na księży i widniejące obok niego gwiazdy. Układały się w najróżniejsze kształty, a niektóre z nich migały jakby miały jakieś ważne przesłanie. Uwielbiałam na nie patrzeć, a szczególnie gdy niebo było niemalże czarne, dopiero wtedy wyglądały naprawdę magicznie.

Nagle usłyszałam zbliżające się kroki, które z każdą mijająca sekunda stawały się głośniejsze. No świetnie, jednak już jutro będę musiała sprzątać w ramach kary, a myślałam, że wytrzymam przynajmniej tydzień. Wzięłam głęboki wdech i odwróciłam się, oczekując widoku woźnego lub któregoś z nauczycieli.

— George co ty tu robisz? — zapytałam zdziwiona, patrząc na uśmiechającego się w moją stronę chłopaka.

— Nie mogłem ci pozwolić szwędać się samej o tej porze po szkole, a poza tym przyniosłem jedzenie. — rudowłosy wyszczerzyła się, podnosząc rękę z trzymanymi w niej moimi ulubionymi kwaśnymi żelkami. Zaśmiałam się i poklepałam miejsce obok siebie, dając rudzielcowi do zrozumienia, żeby usiadł. Nie musiałam długo czekać, chłopak od razu zajął miejsce obok mnie, otworzył paczkę słodkości i wystawił rękę w moją stronę. On to zawsze wie jak poprawić mi humor. Zaczęliśmy rozmawiać i śmiać się ze wszystkiego. Gdy skończyło nam się jedzenie, położyliśmy się na podłodze i patrzyliśmy na rozgwieżdżone niebo. Brązowooki wystawił słoń do góry, pokazując mi konstelację, jego zdaniem przypominającą pieroga. Według mnie było to ucho, ale ten się uparł przy swoim, więc zostaliśmy przy jego kształcie. Po naszej zażartej kłótni na temat pieroga i tego, że gdy lepiłam je z jego mamą, wyglądały jak małe księżyce, temat zszedł na coś zupełnie innego.

— A ty? Wierzysz Harry'emu? — zapytałam nagle, zdając sobie sprawę, że nigdy go o to nie pytałam. Odwróciłam głowę, spoglądając na niego.

— Wierzyłem od momentu, gdy zobaczyłaś wizję medalionu. Nigdy wcześniej nie widziałem cię w takim stanie, więc jak mogłem nie wierzyć. Poza tym wszystkie ostatnie wydarzenia tylko mnie w tym upewniły. To pewne, że Diggory zginął z ręki...— ty chłopak zawahał się, a w jego spojrzeniu dostrzegłam niepewność i lęk.

— Voldemorta. — dokończyłam za niego, uśmiechając się niepewnie.

— Jak ty to robisz, że z takim spokojem wypowiadasz jego imię? — spojrzał w moje oczy, próbując wyczytać z nich to, co zaraz powiem.

— Normalnie. Po prostu wiem, że mamy coś, czego on nie posiada. Broń, której nie zna i nie pozna. — wpatrywałam się w jego tęczówki jak w najlepszy obraz, co mu zupełnie nie przeszkadzało, bo robił to samo.

— Chodzi o nos? — słysząc odpowiedź brązowookiego, wybuchłam śmiechem, którego nie byłam w stanie powstrzymać. Rudzielec również zaczął się śmiać, gdy dotarło do niego, co powiedział. Najlepsze było to, że chłopak chyba mówił poważnie. Po kilku minutach gromkiego śmiechu uspokoiłam się i wytarłam łzę schowaną w kąciku mojego oka.

— No co skubany na pewno chciałby go mieć tak, jak Snape nieprzetłuszczone włosy. — zaśmiał się krótko, ale zaraz przestał i kontynuował.

— A tak na poważnie to, o jaką broń ci chodzi? — był ewidentnie zaintrygowany tym, czego czarnoksiężnik moim zdaniem nie posiada.

— O miłość. — uśmiechnęłam się delikatnie, spoglądając na niego.

— Nigdy się nie dowie, jak to jest kochać i troszczyć się o drugiego człowieka. To uczucie daje nam siłę i cel walki, która jeszcze się nie rozpoczęła. — chłopak spojrzał na mnie i troszkę się zbliżył, nie odrywając ode mnie wzroku. Nagle jednak nie wiedzieć czemu spuściłam głowę i mocno zagryzłam wargę. To nie może być prawda, na pewno mi się wydawało. Rudowłosy zmieszał się okropnie i zaczął patrzeć wszędzie, byle nie na mnie. Ja w tym czasie wyczuwałam się w myślach za to, co zrobiłam. A może on wcale nie chciał tego, o czym myślę. Może zamierzał coś powiedzieć lub mnie przytulić.

Kiedy nami zapanowała bezwzględna cisza, która w przeciwieństwie do wszystkich innych była stresująca i niepewna. George położył rękę na posadce i lekko się podniósł. Wiedziałam, że chce odejść, ale nie mogłam na to pozwolić. Chwyciłam jego drugą dłoń, którą trzymał barierkę. Ten próbował ją zabrać, ale spowodowało to, że wzmocniłam uścisk. Chłopak wrócił na swoje miejsce, a ja ułożyłam głowę na jego ramieniu i patrzyłam w dal na horyzont i niebo. Tak spędziliśmy resztę wieczoru do chwili, gdy Filch nie rozpoczął swojego nocnego obchody. Usłyszeliśmy go więc szybko uciekliśmy do Pokoju Wspólnego. Nie zamieniliśmy żadnych słów oprócz tych na pożegnanie, po czym poszłam do dormitorium. Tę noc, jak każdą zresztą spędziłam, rozmyślając o George'u i relacji z nim. Byłam bardzo zmęczona, przez co nie trwało to długo, bo już po kilkunastu minutach oddałam się w objęcia swoich snów.

Wonderful MuggleWhere stories live. Discover now