#20

47 6 0
                                    


Pov Katie

Patrzyłam na nią morderczym wzrokiem, oczekując odpowiedzi, na którą tyle czekałam.

— Nie odzyskasz mocy NIGDY. — ostatnie słowo odbiło się echem w mojej głowie, powodując wybuch wściekłości.

Uderzyłam pięścią w ramę obrazu, która pękła na rogu. Kobieta zaśmiała się złowrogo, a ja już chciałam powtórzyć mój czyn, ale powstrzymały mnie czyjeś dłonie, które złapały mnie szczelnie. Odwróciłam się i zobaczyłam George'a, który najwidoczniej usłyszał moją kłótnię z matką Syriusza i przyszedł. Chciałam wyrwać się z jego uścisku, ale ten tylko go wzmocnił, dzięki czemu w końcu się uspokoiłam. Przyciągnął mnie do siebie jeszcze bardziej, a ja wtuliłam się w jego ramiona.

— Ależ to żałosne. Jesteście siebie warci, a ty szlamo już zawsze nią pozostaniesz. — kolejny raz ten przepełniony nienawiścią głos obił się o moje uszy, wywołując tym samym niemałe zdenerwowanie.

— Katie spokojnie. Nawet jako zwykła mugolka jesteś wyjątkowa. — chłopak poluzował uścisk i przeniósł nas do pokoju swojego i jego bliźniaka. Doskonale wiedział, że czas z nimi spędzony na pewno poprawi mi humor. Trafiliśmy akurat w tym momencie, w którym Fred siłował się z naszym nowym prototypem słodyczy. Lukrecjowe żelki złapały go w swoje sidła, a my z George'm nie mogliśmy się powstrzymać od śmiechu. Wyglądało to na prawdę komicznie więc postanowiliśmy mu nie pomagać i poczekać aż sam upora się z problemem. Nareszcie ten moment nastąpił i przystąpiliśmy do ulepszania planów produktów do sklepu. Chłopcy wyrzucili na ziemię wszystkie kartki z planowanym składem i wyrobem słodyczy, które już niedługo miały zawitać na naszych półkach. Przypomniałam sobie, że od dłuższego czasu pracuję nad pewną rzeczą, która może zrobić furorę i przyniosła bym ją, gdyby nie ten przeklęty obraz. Postanowiłam wrócić się po to, czego nie dałam rady wziąć za pierwszym razem. Powiedziałam bliźniakom, ze zaraz przyjdę, przez co George posłała mi niepewny wzrok. Uśmiechnęłam się do niego delikatnie z dając znak, że będzie dobrze. Wstałam, wyszłam z pokoju i po chwili stałam na końcu korytarza przy schodach. Wzięłam głęboki wdech i stwierdziłam, że jestem Black i byle jaka starucha nie wyprowadzi mnie z równowagi. Zaczęłam schodzić w dół, starając się nie patrzeć na wiszący obok obraz. Mimo kilku wyzwisk rzuconych w moją stronę, szłam dumnie przed siebie, rozwścieczając tym kobietę. Tym razem to ja zaśmiałam się wrednie nawet nie patrząc na płótno. Zeszłam na dół, chwyciłam swoje bagaże i zapisane kartki pergaminu, leżące na stole. Zmierzałam w stronę, z której przyszłam, gdy nagle usłyszałam stłumione głosy rozmów, dobiegające zza drzwi. Przystawiłam do nich ucho i zdołałam usłyszeć, że kilka osób chce wcielić do Zakonu młodzież, przebywającą w tym domu. Niestety nie wszyscy byli za tym pomysłem, pani Molly uważała, że jesteśmy za młodzi do walki z Voldemortem. Usłyszałam głos Moody'ego więc od razu odsunęłam się od drzwi, będąc pewna, że ten pewnie zobaczył mnie swoim magicznym okiem. Ruszyłam pędem na górę i wbiegłam do pokoju moich kochanych rudzielców, którzy właśnie omawiali skład zmywacza siniaków, który był naszym nowym wynalazkiem. Wszystko byłoby dobre, gdyby na miejscu gdzie winiak siniak nie zostawiał lekkiej wysypki.

Wyszczerzyłam się i wręczyłam im do ręki moje notatki. Z zaciekawieniem patrzyli na to, co na nich pisało.

— Eliksir miłosny powiadasz? — wzrok Freda wyjrzał zza pergaminu.

— Tak. Dziewczyny pewnie oszaleją na tym punkcie, a to wcale nie jest nic niebezpiecznego. Działa tylko przez dobę. — chłopcy spojrzeli na siebie porozumiewawczo, a ja nadal czekałam na ich relacje.

— To jest super pomysł! Żyła złota normalnie. Tylko trzeba będzie na kimś go przetestować. — ostatnie zdanie wypowiedzieli razem, a ich wzrok poleciał w moją stronę. Chyba sobie żartują, nie ma opcji, że akurat na mnie. O nie, nie.

Wonderful MuggleWhere stories live. Discover now