gdyby Halciu przyłączył się do Morgaratha - 13

62 5 163
                                    

W końcu Gilan dogadał się co do ceny za usługi, był na tyle rozgarnięty żeby nie przepłacać. Zostawił Skandian na głowie Dereca i Crowa a sam pojechał do obozu porządnie się wyspać. Tylko kawa sprawiała, że był w stanie myśleć. Ale w drodze powrotnej zdrzemnął się w kulbace. Drzewo znowu próbowało go ukatrupić, szczęściem leszczyna chlasnęła go w twarz mokrą gałązką i zdążył się pochylić zanim uderzy głową w konar starego dębu. Nie spał dobre dwa dni jeśli nie liczyć krótkiej drzemki, podczas gdy Derec budził drużynę po przyjeździe Gilana do obozu. Ale nikt się nie wyśpi w dziesięć minut. Od tamtego czasu działał na kawie z miodem. Bardzo dużej ilości kawy z miodem.

Kiedy dojechał, oporządził Negra i zasnął w swoim namiocie, nie dało się go obudzić przez bite 10 godzin. Spał dobrze, młody organizm odpoczął w międzyczasie. Obudził się na godzinę przed świtem. Wyszedł cicho z namiotu. Całe obozowisko było pogrążone w śnie, jedynie Cowley siedział pod drzewem na skraju obozu, chyba robił nowe strzały. Gilan jak cień przeszedł między namiotami, Crowley zauważył go dopiero gdy chłopak stanął kilka metrów przed nim. Na usprawiedliwienie zwiadowcy może posłużyć fakt, że był skupiony na czymś innym i nikogo się nie spodziewał o tak wczesnej porze. Chyba się starzeje, pomyślał Wrona.

- Nasza śpiąca królewna wreszcie raczyła się obudzić. - mruknął zwiadowca.

- Crowley'u...

- Hm?

- Bo ja... no... chciałbym się nauczyć rzucać nożami.

- Że ja mam cię uczyć? - Crow osłupiał.

- No tak, jesteś zawsze w pobliżu. Bo Haltowi to chyba nie dasz noża do ręki?

- No tak... Tylko nie pytaj się o tysiąc rzeczy naraz.

Crowley nie przypuszczał nigdy, że Gilan sam wyjdzie z inicjatywą, rzadko tak się działo. Zwykle to mistrz proponował naukę, Crow zupełnie zapomniał, że on sam był takim wyjątkiem.

Zwiadowca skończył obwiązywać osadkę starzały i zaprowadził Gilana na ich zwykłą strzelnicę. Obaj chętnie zabrali się do pracy, Crowley szybko odkrył, że doskonale wie jak wytłumaczyć sierocie jak rzucać. Żaden z nich nie zauważył, że nie skończyło się tylko na rzucaniu, ale doszła także walka za pomocą dwóch ostrzy później i strzelanie. Gil faktycznie nie zadawał tysiąca pytań naraz, ograniczał się do najwyżej dziesięciu rozbudowanych pytań naraz. Obaj bawili się przy nauce przednio i praktycznie zapomnieli o upływie czasu. Dopiero donośny dźwięk, metalowej chochli uderzającej o, prawdopodobnie, garnek, oznaczający, iż śniadanie gotowe, sprawił, że wrócili do obozowej rzeczywistości i pognali na wyścigi do kuchni polowej, głodni jak dwie hieny, po miesiącu niedojadania w trakcie pory suchej (wiem cudne porównanie).

Dopiero, kiedy chłopiec zaspokoił głód zorientował się, że z kostki na podstawie kciuka ma praktycznie zdartą do kości skórę. A kiedy tylko ten szczegół dostrzegł ranka zaczęła piec i swędzieć. Gilan postanowił to zignorować i szybko zapomniał o urazie. Do czasu. Kiedy postanowił poćwiczyć trochę fechtunek, Derec nie musiał się nawet zbytnio postarać, by wytrącić przyjacielowi broń z dłoni.

- Chyba nasz nieomylny i niezwyciężony pan generał przestał być nieomylny i niezwyciężony. - wyszczerzył zęby w uśmiechu przyjaciel młodego dowódcy.

- Nie jestem nie omylny, tym bardziej niezwyciężony. Ot, mamy zwykle szczęście. Ile razy planowałem, że uda nam się zrobić więcej, a trzeba było wiać. Zawsze mówiłem, że tak miało być, a w odwrocie zawsze kąsaliśmy, żeby postawić na swoim. Jak wiele wam zawdzięczam nawet sobie nie wyobrażasz. A teraz z tymi skandianami... Wcale nie byłem pewny czy się uda, czy dobrą taktykę obrałem. Mogli nie zechcieć paktować i rozrąbać mi łeb i resztę też poszczerbić. Mówię szczęście mamy.

***

- JA NIGDY SIĘ NIE MYLĘ! Z NIKIM NIGDY NIE PRZEGRYWAM! ROZUMIESZ DURNIU! NIKT NIGDY MNIE NIE ZWYCIĘŻYŁ I NIGDY NIE ZWYCIĘŻY! ROZUMIESZ TO ZAKUTY ŁBIE! CZY TO DLA CIEBIE ZA WIELE! - wydarł się Morgarath na swojego doradcę gdy ten w bardzo zawoalowany sposób zasugerował, że ta hałastra, ta banda gówniaków, zwycięża w większości bitew mimo, iż ucieka. A wojsko Morgaratha przegrywa te bitwy.

- Ale ja nic takiego nie poddałem w wątpliwość, wasza wysokość. - dworak rzekł ulegle. Został nagrodzony uderzeniem w twarz. Doradca nie zareagował. Wycofał się jedynie kłaniając. Morgaratha wkurzali tacy ludzie, ludzie bez charakteru, bez woli. Brakowało mu ludzi takich jak ów Halt. W sumie ciekawe co się z nim stało, chodziły słuchy, że zdradził. Cóż jak Halta znajdą to poprosi go o wyjaśnienia.

***

Halt siedział pod drzewem i głaskał po łbie drobną świerzopę. Klacz skubała trawę obok jego nogi. Na pastwisku panował spokój przed chwilą dwa ogiery pogryzły się o względy kobyłki jednak zostały już rozdzielone.

Większość koni była wypuszczana na sporą łąkę w lesie. Zimą dokarmiano tu jelenie. Teraz pasły się tu spętane konie. Nie dawano im codziennie owsa, trawa i zioła porastające pastwisko wystarczały wierzchowcom jeśli te nie pracowały.

Jakiś ruch na krańcu polany. Bieganina. Znowu gdzieś jadą.

- Zakarmić konie. Za dwie godziny mają być gotowe do drogi. - do uszu Halta doszły strzępki poleceń wydawanych przez Derec'a. Ukochany jego siostry dobrze się odnajdował w roli zastępcy. Miał talent, byłby dobrym królem, lepszym niż Ferris.

Halt westchnął. Czemu jego brat chciał go ukatrupić? Nieważne. Uczeń Pricharda wstał i ruszył do straży przy koniach pomóc z wierzchowcami.

***

Erick zacisnął pięści. Po raz kolejny tego dnia. Znów na tą samą myśl. Król Morgarath zażądał od swoich lenników wystawienia pomocy do zdławienia buntu, a baron Frergus wysłał właśnie jego drużynę.

Erick domyślał się kto stoi na czele buntu. Gilan zaginął nocy, której zarąbano sir Davida. Tej samej nocy ze szkoły rycerskiej zniknęło koło dwudziestki kadetów. Niedługo po tym doszły ich plotki o Hare Hill. Dość logiczne zdawało się, że Gilan, Derec i reszta kompanii miała w tym swój udział.

Coś na przedzie pochodu zakotłowało się. To chyba wojacy Pellera, tego starego pijaka. pewnie znów się... Erick nie dokończył myśli, ujrzał zastęp konnych który pojawił się jakby znikąd. Pierwsze szeregi mordziowych żołnierzy pierzchły bądź spróbowały zaatakować. Buntownicy pomyślał Erick. Z jazdą byli też Skandianie. Z lasu po bokach traktu rozległy się wrzaski ranionych uciekających. Czyli jesteśmy osaczeni, stwierdził dowódca.

- Rzucamy broń chłopcy! Swoich bić nie będziemy. - zawołał do swych żołnierzy. Przez chwilę Erick bał się, że go nie posłuchają. Na szczęście żaden z wojaków z Caraway nie palił się do mordowania dzieciaków. Wszystkie topory, miecze, piki, lance i łuki gruchnęły o ziemię, a jak i piechota tak i konni rozstąpili się na boki traktu, przepuszczając szarżujących banitów.

Niestety nie wszystkie oddziały z innych lenn też zdecydowały się poddać, ich łucznicy napięli łuki i cięciwy zagrały. Na drugą salwę nie mieli czasu.

co by było gdyby - zwiadowcyWhere stories live. Discover now