gdyby Halciu przyłączył się do Morgaratha - 9

70 7 222
                                    

Gilan i Crowley siedzieli przy ognisku. Musieli wyciągnąć jakoś Duncana z zamku Dzika Rzeka. Musieli, by dać powód do buntu tym którzy się wahali. Jeśli będzie ktoś, kto po upadku Mordy Wołowej będzie mógł zasiąść na tronie, przyłączą się chętniej. Crowley wytrzasnął skądś plan zamku Dzika Rzeka, Gilan wolał nie wiedzieć skąd. Musieli najpierw wybadać, gdzie może być przetrzymywany królewicz.

Szybko wykreślili większość komnat, zostały jeszcze lochy i kilka pomieszczeń na wieżach. Czyli dużo roboty. Trzeba pojechać tam i zobaczyć, jak się sprawy mają. Gilan zawołał Dereca, chłopak był zawsze pomocny i młody dowódca często zostawiał pod jego opieką swoich ludzi. Zrobił tak i tym razem, a następnego dnia ruszył z Wroną do zamku na rzece.

Gilan stwierdził, że Morgarath coraz większą wagę przywiązuje do złapania przywódcy młodocianych buntowników. Samo to, że był wstanie posunąć się do opłacenia skandian wskazywało na to, że uzurpator bał się Gliana i Aralda.

Dojechali już po nie długim czasie. Zajęli stanowisko obserwacyjne na skarpie naprzeciw zamku. Wkrótce też na warcie Crow'a dowiedzieli się, gdzie przebywa królewicz Duncan. Zwiadowca obudził Gilana i polecił mu by wracał do Redmont co koń wyskoczy i przekazał Farrelowi wiadomość, którą szybko skreślił na kolanie i zawarł w niej kilka instrukcji.

Gilan nie był teraz potrzebny. Pojechał tylko na wypadek gdyby dało się oblegać zamek, jednak zbyt wielu ludzi Mordy Wołowej się tu kręciło. Zresztą Crowley i Derec chcieli, żeby Gilan nieco odpoczął, gdyż znowu się przepracowywał i praktycznie nie spał po nocach. Wrona uczył też młodego dowódcę nieletnich banitów sztuki zwiadowczej, choć obaj nie do końca zdawali sobie z tego sprawę.

Chłopiec szybko zapamiętywał wszytko i jeszcze szybciej się uczył. Crowley jednak nie oferował mu przyłączenia się do korpusu, wiedział że chłopak odmówi. Był zbyt porządny i nie porzuciłby roboty którą zaczął. Ale jeśli uda się zwyciężyć Morgaratha...

Crowley spoglądał na chłopca podpinającego popręgi. Taki młody a tak kumaty, no nie zdarzało się to często. Głównie była to kwestia wychowania. Podejście " nie znasz się, jesteś tylko dzieckiem, więc nie mędrkuj " było w tych czasach bardzo częste. Zniechęcało dzieci do kreatywnego myślenia. A szkoda, tyle talentów się marnuje...

- Coś jeszcze? - pytanie przerwało rozmyślania Wrony.

- Nie, tylko powiedz Farrelowi, żeby wziął ze sobą gołębia, może się przydać.

Gilan powtórzył sobie w myślach polecenie by zapamiętać. Poczym spiął wierzchowca i popędził co koń wyskoczy.

Dojechał też wkrótce do Redmont. Tam się zatrzymał by dać kasztankowi i sobie odpocząć. Pierwszy raz wziął do Redmont karuska. Negro wreszcie mógł przespać się w stajni. Co prawda nie wielkiej, ale miał dach nad głową.

Następnego dnia Gilan wrócił do obozu z Samdashem. Zwiadowca zdecydowanie nie wyglądał na zadowolonego. Musiał teraz niańczyć jakieś dzieciaki, które chcą się bawić w wojnę! On zwiadowca i to nie byle jaki!

Gilan zdawał sobie sprawę dlaczego Crow wysłał do nich. Poznał nieco Samdasha i wiedział, że bez Crowley'a zacznie się rządzić.

Trudno trzeba będzie się z nim trochę poużerać, ale to jest życie, po prostu życie. A na takie indiwidua lepiej po prostu nie zwracać uwagi. Wkrótce też Gilan ruszył z drużyną czterdziestu chłopców po zaczajać się na gościńcach na ludzi Mordy Wołowej. Miał nadzieje, że Halt i Samdash się nie pozabijają.

***

Glian zaklął siarczyście. Trzeba wiać. I to szybko. Nie podejmował walki ze skandianami, chyba że miał trzykrotną przewagę i cały podjazd popierał możliwość starcia. Teraz za to Skandianie mieli przewagę dwóch do jednego. W dodatku brakowało banitom ciężkiej jazdy. Ta została w obozie. Młody dowódca zarządził odwrót. Każdy wiedział co robić, każdy zawrócił konia i pognał w las, każdy oddzielnie, by nie zostawiać wyraźnych śladów. Mieli się spotkać przy jednym z fortów zajętych przez ludzi barona Redmont. Gilan wystrzelił wszystkie strzały, każda trafiała w skandianina lub w jego tarczę jeśli dał radę się zasłonić. Dopiero potem zawrócił kasztanka i ruszył w las.

Wilki morskie były dosyć blisko. Gilan pognał dzianecika ostrogami. Jednocześnie stanął w strzemionach by odciążyć konia. Odwrócił się na chwilę. Nagle coś mu błysnęło przed oczami, a może w głowie. Zamroczyło go na chwilę. Otrzeźwił go dopiero strumyczek krwi łaskoczący go w ucho. Został bez konia. Kasztanek pogalopował za jakimś innym wierzchowcem. Chłopiec rzucił wiązankę zdecydowanie nie odpowiednią dla chłopców w jego wieku i z tak szlachetnym pochodzeniem.

Gil wyciągnął miecz i cofnął się za drzewo. Może go miną i nie zauważą. I faktycznie część go minęła i nie zauważyła. Ale niestety szczęście mu nie sprzyjało.

Zobaczyło go dwóch Skandian, chłopiec spiął wszystkie mięśnie. Nie da rady im uciec, z nerwów na pewno się gdzieś wywali, a wtedy to już się nie obroni, ani nie ucieknie dalej. Zakręcił lekko mieczem. Czekał. Ale czekał krótko. Po chwili jeden ze Skandian był już tuż obok. Gilan zaatakował pierwszy. Cios zadał silny i pewny. Wilk morski zasłonił się tarczą. Chłopiec skoczył w bok, tak żeby znaleźć się po za zasięgiem topora i ciął przeciwnika w nogę. Odskoczył zaraz, nim tarcza uderzyła go w ramię. Chłopiec z całej siły rąbnął rękojeścią swojej broni w hełm przeciwnika. Skandianin postąpił krok do przodu, oszołomiony. Syn rycerza bez wątpienia zabiłby zamorskiego wojownika, gdyby nie jego towarzysz. Gilan musiał zablokować cios i szansa przepadła. Chłopak cofnął się pod drzewo teraz to on się bronił, nie miał szans wyprowadzać kontrataków, nie mówiąc już o ofensywie. Nie zdawał sobie sprawy, że gdyby Skandianie chcieli go zabić, byłby już martwy. Jednak Gilan był silny. Dlatego żył.

Chłopiec bronił się z rosnącą desperacją. Męczył się. Z każdą zasłoną coraz bardziej. Na to też liczyli jego przeciwnicy. Nie doczekali się jednak. Nagle chłopak nie poczuł oporu. Ostrze topora śmignęło tuż przed nim. Coś przeleciało obok niego uderzając w ramię. Pociekła krew. Gilan z zaskoczeniem stwierdził, że trzyma rękojeść miecza bez głowni. Odbił w bok zanim wpadł na rosłego wojownika. Szybko skoczył za drzewo. Zobaczył nad sobą gałąź. Bez wahania się na nią podciągnął i skoczył na drugą wyżej. Chwycił się jej rękoma i szybko podciągnął nogi. Patrzył teraz z góry na Skandian. Oni patrzyli na niego. Za nimi była jedyna droga ucieczki.

Potem nie do końca wiedział, co właściwie zrobił. Pamiętał tylko, że spadł jak żbik na  jednego wojownika. Wbił mu pięty w klatkę piersiową. Natychmiast skoczył na drugiego zatapiając zęby w jego szyi. Skandianin smakował ohydnie. Gilan nie zwracał jednak na to uwagi, próbował wepchnąć przeciwnikowi kciuk w oko. Ktoś chwycił go za kark i oderwał od wroga. Próbował ugryźć rękę, która go trzymała jak małego kociaka, próbował kopnąć napastnika. a potem nagle zobaczył drzewo z BARDZO bliska i stracił przytomność ze świadomością, że coś mu nie wyszło.


__________________________

Na prawde przepraszam, że tak długo nie wstawiałam rozdziałów, ale szkoła popsuła mi plany. Zmagałam się też z brakiem weny. Niestety nie wiem kiedy wstawie kolejny rozdział chociaż mam pomysł. Mam nadzieje, że jak najszybciej.

co by było gdyby - zwiadowcyWhere stories live. Discover now