gdyby Halciu przyłączył się do Morgaratha - 8

78 6 103
                                    

Wypady na sprzymierzeńców uzurpatora stawały się coraz częstsze i zuchwalsze. Gilan polował na nich na własny rachunek lub u boku barona Aralda. Od nieszczęsnego więźnia dowiedział się, że królewicz Duncan, o ile jeszcze żyje, jest zamknięty w zamku Dzika Rzeka. Niestety Gilan nie miał bladego pojęcia jak go stamtąd wydobędzie, był tam raz, jako siedmiolatek i z tego co pamiętał była to forteca nie do zdobycia. Co prawda raz podjął się oblężenia. Prawie udało im się zmusić załogę do kapitulacji, zagładzając obrońców, niestety ktoś doniósł Morgarath'owi i ten wysłał ludzi by przybyli sojusznikowi z odsieczą. Gilan nie wdał się w bitwę i umknął ze swoją drużyną w las. Jednak nawet uciekając potrafił dotkliwie ukąsić. Wtedy złapali tego cholernego łucznika. Co do niego sierota miał mieszane uczucia. Mężczyzna zabił mu ojca i z własnej woli przystał do Mordzia, choć mógł zostać bohaterem. Ale mógł zastrzelić Gilana, a jednak opuścił łuk, mimo rozkazu Morgaratha...

***

Tydzień wcześniej trwało jeszcze oblężenie. Banici wiedzieli, że na zamku nie ma co jeść, tak nie wiele dzieliło ich od zwycięstwa. I było tak pięknie dopóki nie przygalopował jeden z młodszych chłopców wysłanych by ostrzec bandę (która liczyła już trochę ponad sto osób, gdyż na ściągało do nich chłopców z innych szkół rycerskich, ujeżdżenia i zbrojmistrzów, buntujących się przeciw władzy Morgaratha, oraz mnóstwo dzieci i młodzików ze wsi) w razie przybycia ratunku dla obleganych.

- Skandianie z ludźmi Morgaratha. Pół dnia drogi od nas. - zameldował dziesięciolatek. - Z dwustu ich.

Młody dowódca zarządził zwijanie obozu. Szybko wytłumaczył niechętnym, że jeśli wdadzą się w walkę z przybyłymi zostaną wzięci w kleszcze bo ci z zamku zaatakują ich tyły i nawet jeśli się obronią to wróg ich otoczy i zagłodzi. Tak samo jak dotychczas robili z mieszkańcami zamku. Wycofali się kiedy tylko zobaczyli wroga i skoczyli w las. Naturalnym odruchem jest ścigać uciekających. A Skandianie mają to do siebie, że zwykle działają odruchowo. Rzucili się tedy za wycofującą się drużyną buntowników. Za skandianami poszli ludzie Morgaratha.

Gonili Gilana cały dzień, a ten cały czas kontrolował pościg czasami zostając w tyle z grupką ochotników i podsycając chęć doścignięcia go u wroga, to znikając gdy ci zaczynali mu zagrażać. Zabawa trwała, aż do momentu w którym napotkali rzekę. Oddział lekkiej kawalerii króla Świńskiej Mordy wysforował się dużo naprzód. Nie zauważyli, że po przejechaniu brodu ich zwierzyna zmieniła taktykę i ruszyła zastępem, jeden za drugim. A nawet jeśli zauważyli to nie połączyli faktów.

Halt także ścigał wtedy Gilana. Widział też błąd popełniony przez konnych swego zleceniodawcy. Panem bowiem było go ciężko nazwać. Uczeń Pricharda zaczekał ukryty w szuwarach za rzeką. Nie musiał długo czekać na czterdziestu łuczników którzy przyjechali rzeką i zamknęli ludziom Mordy Wołowej odwrót. Halt pojechał za nimi. Ci jechali szybko. Wkrótce też dognali kawalerzystów którzy skoczyli naprzód na  uciekających banitów. Widzieli zaledwie trzydziestu na szkapach małej urody, zwykłych koniach do pracy przy pługu. Jakież było zaskoczenie kiedy nagle z gęstwiny wypadli na nich kadeci szkół rycerskich i ujeżdżenia. Oczywiście razem z szeregiem pochylonych kopii.

Wtedy Halt dostrzegł dowódcę, podniósł łuk i naciągnął cięciwę. Ale zawahał się, wszakże czy on, wychowany na króla upadł tak nisko by zabić dziecko na zlecenie jakiegoś tam rycerza wyróżnionego nadaniem mu lenna? Który może i jest teraz królem, ale został nim przez zdradę i spisek. W dodatku jego mistrz Prichard, który bardziej był dla niego ojcem niż ten biologiczny, stracił przez niego pracę, którą tak kochał, w dodatku niesłusznie. Zresztą, ten chłopiec walczy o dobro ogółu społeczeństwa, o to samo, o co swego czasu chciał walczyć Halt z ojcem, dla którego liczyło się tylko złoto, władza i Ferris. Halt opuścił łuk. Nie strzeli choćby mieli z niego pasy drzeć. Porwał go gniew na Morgaratha.

I nagle poczuł cios w tył głowy i mroczki stanęły mu przed oczami. Zrozumiał, że zaraz się przewróci, ale nic nie poczuł. Po chwili zobaczył ciemność. I ,jak mu się zdawało, obudził się po kilku sekundach, tyle że to nie były sekundy, a kilka godzin. Halt poczuł też wtedy ból, otworzył oczy. Pierwszym co ujrzał, było ponure spojrzenie młodego mężczyzny siedzącego naprzeciw niego, nie, właściwie nie mężczyzny, chłopca, sprostował w myśli. To spojrzenie go zwiodło, dzieci zazwyczaj patrzą inaczej. W spojrzeniu dziecka nie ma zwykle takiego bólu, a nawet jeśli to jeszcze rzadziej jest w nim chęć zemsty, żal, zimna zawziętość i to wszystko naraz, Hibernijczyk miał przeczucie, że to przez niego chłopak tak patrzy. Halt zrozumiał teraz, że jego życie wisi na włosku.

- Zabiłeś mi ojca, - odezwał się ów dzieciak - powiedz mi jedno, dlaczego ja nie miałbym cię teraz zabić, Halt?

Skąd ten chłopak znał jego imię? Myśli Halta galopowały bezładnie w jego głowie, jak rozpuszczone konie, potęgując ból. Nieważne, ten chłopak może go zabić, nie zawaha się. Ale co może powiedzieć na swoją obronę? Nie oddał strzału, który miał pozbawić tego chłopaka życia? Mógł w ogóle się na to zadanie nie zgadzać. Młody pewnie tylko prychnie i karze rozwiązać go, żeby "dokończył dzieła", a on Halt nie da rady go zabić, ostatecznie zostanie zabity przez tego chłopca. Co jeszcze? Nic nie przychodziło mu do głowy.

- Nie wiem. - Hibernijczyk spuścił wzrok. - Nie mam bladego pojęcia, dlaczego nie miałbyś mnie teraz zabić.

Co tu dużo gadać, zasługiwał na śmierć. Mordował tych, którzy nie zgadzali się z królem, mimo iż właściwie byli niewinni. Jednak, kiedy podniósł wzrok, zobaczył, że we wzroku sieroty pojawił się pewien podziw i satysfakcja.

- Cóż... Lepszej odpowiedzi dać nie mogłeś. Owszem mogłeś powiedzieć, że się rozmyśliłeś i nie zabiłeś mnie, ale miałbym cię wtedy za tchórza, skomlącego o swoje życie, bez krzty honoru. Crowley powiedział mi, że mogłem przez ciebie zginąć, a opuściłeś łuk, gdyby nie to już byś nie żył. A i to jemu zawdzięczasz sporego guza na głowie.

- Crowley? Ten ryży palant z lenna Hogarth tu jest?

- Tak, jest i zaraz ci obetnie uszy jeśli tego nie odszczekasz. - odezwał się znajomy głos za Haltem.

Halt nie zdążył otworzyć ust, kiedy usłyszał:

- Królewicz Halt? Co ty tu do stu diabłów robisz?

Mężczyzna odwrócił się gwałtownie.

- Derec? - Halt ujrzał zaskoczony na ukochanego swojej siostry, jedynej osoby którą naprawdę kochał.

- Królewicz? - Gilan i Crowley tego to się akurat zupełnie nie spodziewali.

Halt westchnął. 

- Już nie. Młodszy brat prawie mnie zabił, więc sobie odpuściłem, właściwie nigdy się do tego nie nadawałem. W ogóle cała rodzinka po za Caitlyn była nienormalna.

Gilan odnotował, że kiedy Halt wspominał o normalnych osobach z jego rodu nie powiedział, że on także jest normalny. Chłopiec doszedł do wniosku, że może na coś jeszcze się ten Carrick przyda. Chyba, że po prostu jest szpiegiem, i to bardzo dobrym, który doprowadzi ich do zguby...

co by było gdyby - zwiadowcyWhere stories live. Discover now