Rozdział 15

11 0 0
                                    

Słońce zaszło już jakiś czas temu, ale dzięki latarniom ulicznym i światłom samochodów ulice centrum stolicy były jasne. Szła szybkim krokiem, wyprzedzając innych, dopóki jej droga nie przecięła się z drogą jakiegoś chłopaka. Oboje zatrzymali się na środku chodnika, zrobiła pół kroku w prawą stronę, w tym samym momencie on zrobił pół kroku w lewą stronę, później sytuacja powtórzyła się w lustrzanym odbiciu, za trzecim razem w końcu udało im się rozejść. Zanim jednak to nastąpiło, miała chwilę, by mu się przyjrzeć. Jasnobrązowe włosy były zaczesane do tyłu i sięgały mu do brody. Był wysoki, chudy, miał na sobie czerwoną koszulkę polo, zapewne szedł na imprezę do któregoś z pobliskich klubów. Był całkiem przystojny, ale nie to spowodowało, że jej serce przyspieszyło, lecz jego spojrzenie, które wywołało w niej niepokój. Było głodne, wręcz nienasycone, lustrowało człowieka od stóp do głów, przeszywało na wylot i wwiercało dziurę w brzuchu. Pod tym spojrzeniem skurczyła się, chciała stać się niewidzialna. Na chwilę pożałowała, że ubrała koronkową bluzkę z głębokim dekoltem, która odsłaniała spory fragment jej pełnych piersi. Szczelniej okryła się spraną kurtką jeansową i ruszyła dalej, aż dotarła w pobliże apartamentowców na Emilii Plater.

Po zlokalizowaniu budynku, którego szukała, usiadła na ławce w pobliżu i rozłożyła gazetę, udając, że czyta. Nie musiała czekać długo. Jedynym co zdążyła, przeczytać był nagłówek jednego z artykułów informujący o kolejnych podwyżkach rachunków za prąd, gdy z przeciwnej strony nadeszła kobieta przed pięćdziesiątką, w obu rękach trzymała torby wypchane zakupami, nic dziwnego, że później będzie mówić o tym, jak bardzo bolą ją plecy. Kobieta przyłożyła małe, plastikowe kółeczko do czytnika i bramka przed apartamentowcem sama się otworzyła, nieznajoma za nią przeszła, a ona szybkim, lecz spokojnym krokiem wślizgnęła się, zanim urządzenie znów się zamknęło. Następnie została kilka kroków z tyłu, by nie zostać zauważoną przez tamtą. Miała szczęście, kobieta skierowała się do tej samej klatki schodowej, do której ona sama miała zamiar się udać. W przeciwnym wypadku musiałaby, czekać nie wiadomo jak długo aż ktoś inny przyjdzie i przy pomocy kawałka szarego plastiku przymocowanego do pęku kluczy, otworzy jej drzwi. Wprawdzie już przed bramką mogła skorzystać z domofonu i zadzwonić, na pewno zostałaby wpuszczona, ale nie chciała ostrzec osoby, którą zamierzała odwiedzić o swojej obecności. Udało się, niepostrzeżenie dostała się na klatkę schodową, serce ponownie zaczęło jej szybciej bić, tym razem z podekscytowania. Dawno nie robiła czegoś takiego, nawet nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo brakowało jej akcji w terenie. Skradania się, kamuflowania, przesłuchiwania, przeszukiwania terenu, niepewności i związanej z tym adrenaliny. Niestety nie była w formie na takie akcje, nadwaga dawała się we znaki. Musi się w końcu wziąć za siebie! Oderwać się od biurka i papierkowej roboty. Zacznie już dzisiaj, zamiast windy wybierze schody.

Szybko pożałowała tej decyzji, natychmiast dostała zadyszki, zanim wspięła się na czwarte piętro, musiała się zatrzymać i odpocząć. Nareszcie stanęła przed drzwiami z numerem 15, uspokoiła oddech i zapukała. Po chwili w drzwiach ukazała się wyraźnie zaskoczona kobieta.

- Milena!? Co ty tu robisz?

- Hej! Przyszłam odwiedzić moją przyjaciółkę i pomóc jej się rozerwać - uśmiechnęła się promiennie.

- Dzięki wielkie, to miłe z twojej strony, ale chyba sama się już wystarczająco rozerwałam - po tych słowach Roza złapała się za bok.

- Co się stało? - nie mogła ukryć zmartwienia w głosie.

- Coś sobie naciągnęłam, ćwicząc - dopiero teraz zauważyła, że kobieta rzeczywiście była w stroju do ćwiczeń - legginsy, biustonosz sportowy, adidasy oraz włosy związane w dwa malutkie kucyki na czubku głowy. - Wejdziesz, czy będziemy tu tak stać? - zapytała, robiąc Grochowskiej miejsce w drzwiach.

- Myślałam, że poczekamy, aż Staszek wyjdzie się przywitać. Na pewno by się ucieszył, widząc cię w tym stroju - delikatnie szturchnęła przyjaciółkę w bok, oczywiście ten nieuszkodzony. Ta jedynie wywróciła oczami.

- Ty sprawiłabyś mu jeszcze większą radość. U mnie nie miałby na co patrzeć - po tych słowach obie zaczęły chichotać jak nastolatki. Staszek był sąsiadem Rej, zakochanym w niej po uszy. Nieustannie starał się wywrzeć dobre wrażenie, pomóc w noszeniu ciężkich zakupów, naprawić coś, porozmawiać o pogodzie, czy sporcie. Ostatnio w ich relacji nastąpił "przełom", poruszony został temat polityki, który został zakończony równie szybko i niespodziewanie jak był rozpoczęty, gdy tylko okazało się, że mają różne poglądy. Stanisław był naprawdę miłym osobnikiem, pomimo że Roza nieustannie go odrzucała, on wciąż próbował i wierzył, iż kiedyś uda mu się podbić jej serce. "Kiedyś znaczy nigdy" odcinała się Rej, która za nic nie chciała nawiązywać bliższych relacji ze Stachem, z resztą z nikim innym również nie.

Skierowały się do pokoju dziennego, gdzie rozłożona była mata do ćwiczeń, Rozalia szybko ją zwinęła i poszła się przebrać, a w tym czasie Milena miała się rozgościć. Usiadła na czerwonym narożniku, Michał dumnym krokiem wszedł do pokoju, by się z nią przywitać. Był nieufny wobec ludzi, lecz po zachęceniu smakołykiem bez oporu wskoczył na jej kolana. Właścicielka i zwierzak idealnie się do siebie dobrali pod względem charakteru.

- Nie dokarmiaj mi kota i bez twojej pomocy jest tłusty.

- Musiałam go jakoś przekupić, by dał się pogłaskać.

- Ktoś tu się ostatnio stał strasznym obżartuchem. Na dodatek przekupnym - zganiła swojego pupila. Jednakże pod wpływem jego niebieskich oczu nawet najtwardsze serce miękło. Nie mogła nie zatrzymać się w pół kroku do kuchni i nie pogłaskać go. - Masz może ochotę na gofry?

- O tak! Dawno nie jadłam twoich pyszności, więc skuszę się nawet na resztki z zeszłego tygodnia! - Nie mogła ukryć entuzjazmu na myśl o pysznym posiłku przygotowanym przez Rej.

- Lepsze to niż zupka chińska.

- Lub fast food.

Grochowska nie pomagała przy gofrach, już sama jej obecność w pobliżu aneksu kuchennego mogła doprowadzić do katastrofy, zamiast tego postawiła na stoliku kawowym przyniesioną butelkę wytrawnego wina, wzięła z witryny dwa kieliszki oraz włączyła YouTube na telewizorze, potem znalazła jakąś playlistę z imprezową muzyką, podgłośniła. Rozalia postawiła przed nią talerz z goframi na bogato: bita śmietana, owoce, polewa, posypka i nie wiadomo co jeszcze niemalże spływały z talerza.

Po napełnieniu brzuchów i opróżnieniu butelki zaczęły tańczyć, śpiewać i wygłupiać się. Nie obyło się bez głupich zdjęć oraz bitwy na poduszki, a właściwie na poduchy oparciowe. Kiedy już wyładowały nadmiar energii po całym tygodniu spędzonym za biurkiem, usiadły na narożniku z filiżankami herbaty w dłoniach i zaczęły poszukiwania filmu.

- "Upadek Grace"? - zaproponowała Milena.

- Nie. "Ulica Strachu"?

- Nie!

- "Jumanji"?

- To oglądałyśmy ostatnio - przypomniała jej Rej.

- Masz rację. "Zanim się pojawiłeś"?

- Ble. "Nie Oddychaj"?

- Nie ma mowy! To było przerażające - na wspomnienie horroru Grochowską przeszedł dreszcz.

- Rzeczywiście, muszę to obejrzeć sama - powiedziała, zapisując film na liście "do obejrzenia"

- Ooo! "Alvin i Wiewiórki"! Tak, to jest to!

- Chyba cię! Może jeszcze "Jaś Fasola"? - zaśmiała się Rozalia.

- Skoro nalegasz... Co powiesz na kompromis w postaci "Cudu w celi nr 7"?

- Pokaż to, dobra może być - nareszcie udało im się podjąć najtrudniejszą decyzję tego wieczoru i ustalić, co będą oglądać.

Po seansie Milena wzięła prysznic, a w tym czasie Roza pościeliła dla niej narożnik oraz swoje łóżko, później sama się wykąpała i obie poszły spać.

PodglądaczWhere stories live. Discover now