Słońce zaszło już jakiś czas temu, ale dzięki latarniom ulicznym i światłom samochodów ulice centrum stolicy były jasne. Szła szybkim krokiem, wyprzedzając innych, dopóki jej droga nie przecięła się z drogą jakiegoś chłopaka. Oboje zatrzymali się na środku chodnika, zrobiła pół kroku w prawą stronę, w tym samym momencie on zrobił pół kroku w lewą stronę, później sytuacja powtórzyła się w lustrzanym odbiciu, za trzecim razem w końcu udało im się rozejść. Zanim jednak to nastąpiło, miała chwilę, by mu się przyjrzeć. Jasnobrązowe włosy były zaczesane do tyłu i sięgały mu do brody. Był wysoki, chudy, miał na sobie czerwoną koszulkę polo, zapewne szedł na imprezę do któregoś z pobliskich klubów. Był całkiem przystojny, ale nie to spowodowało, że jej serce przyspieszyło, lecz jego spojrzenie, które wywołało w niej niepokój. Było głodne, wręcz nienasycone, lustrowało człowieka od stóp do głów, przeszywało na wylot i wwiercało dziurę w brzuchu. Pod tym spojrzeniem skurczyła się, chciała stać się niewidzialna. Na chwilę pożałowała, że ubrała koronkową bluzkę z głębokim dekoltem, która odsłaniała spory fragment jej pełnych piersi. Szczelniej okryła się spraną kurtką jeansową i ruszyła dalej, aż dotarła w pobliże apartamentowców na Emilii Plater.
Po zlokalizowaniu budynku, którego szukała, usiadła na ławce w pobliżu i rozłożyła gazetę, udając, że czyta. Nie musiała czekać długo. Jedynym co zdążyła, przeczytać był nagłówek jednego z artykułów informujący o kolejnych podwyżkach rachunków za prąd, gdy z przeciwnej strony nadeszła kobieta przed pięćdziesiątką, w obu rękach trzymała torby wypchane zakupami, nic dziwnego, że później będzie mówić o tym, jak bardzo bolą ją plecy. Kobieta przyłożyła małe, plastikowe kółeczko do czytnika i bramka przed apartamentowcem sama się otworzyła, nieznajoma za nią przeszła, a ona szybkim, lecz spokojnym krokiem wślizgnęła się, zanim urządzenie znów się zamknęło. Następnie została kilka kroków z tyłu, by nie zostać zauważoną przez tamtą. Miała szczęście, kobieta skierowała się do tej samej klatki schodowej, do której ona sama miała zamiar się udać. W przeciwnym wypadku musiałaby, czekać nie wiadomo jak długo aż ktoś inny przyjdzie i przy pomocy kawałka szarego plastiku przymocowanego do pęku kluczy, otworzy jej drzwi. Wprawdzie już przed bramką mogła skorzystać z domofonu i zadzwonić, na pewno zostałaby wpuszczona, ale nie chciała ostrzec osoby, którą zamierzała odwiedzić o swojej obecności. Udało się, niepostrzeżenie dostała się na klatkę schodową, serce ponownie zaczęło jej szybciej bić, tym razem z podekscytowania. Dawno nie robiła czegoś takiego, nawet nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo brakowało jej akcji w terenie. Skradania się, kamuflowania, przesłuchiwania, przeszukiwania terenu, niepewności i związanej z tym adrenaliny. Niestety nie była w formie na takie akcje, nadwaga dawała się we znaki. Musi się w końcu wziąć za siebie! Oderwać się od biurka i papierkowej roboty. Zacznie już dzisiaj, zamiast windy wybierze schody.
Szybko pożałowała tej decyzji, natychmiast dostała zadyszki, zanim wspięła się na czwarte piętro, musiała się zatrzymać i odpocząć. Nareszcie stanęła przed drzwiami z numerem 15, uspokoiła oddech i zapukała. Po chwili w drzwiach ukazała się wyraźnie zaskoczona kobieta.
- Milena!? Co ty tu robisz?
- Hej! Przyszłam odwiedzić moją przyjaciółkę i pomóc jej się rozerwać - uśmiechnęła się promiennie.
- Dzięki wielkie, to miłe z twojej strony, ale chyba sama się już wystarczająco rozerwałam - po tych słowach Roza złapała się za bok.
- Co się stało? - nie mogła ukryć zmartwienia w głosie.
- Coś sobie naciągnęłam, ćwicząc - dopiero teraz zauważyła, że kobieta rzeczywiście była w stroju do ćwiczeń - legginsy, biustonosz sportowy, adidasy oraz włosy związane w dwa malutkie kucyki na czubku głowy. - Wejdziesz, czy będziemy tu tak stać? - zapytała, robiąc Grochowskiej miejsce w drzwiach.
- Myślałam, że poczekamy, aż Staszek wyjdzie się przywitać. Na pewno by się ucieszył, widząc cię w tym stroju - delikatnie szturchnęła przyjaciółkę w bok, oczywiście ten nieuszkodzony. Ta jedynie wywróciła oczami.
- Ty sprawiłabyś mu jeszcze większą radość. U mnie nie miałby na co patrzeć - po tych słowach obie zaczęły chichotać jak nastolatki. Staszek był sąsiadem Rej, zakochanym w niej po uszy. Nieustannie starał się wywrzeć dobre wrażenie, pomóc w noszeniu ciężkich zakupów, naprawić coś, porozmawiać o pogodzie, czy sporcie. Ostatnio w ich relacji nastąpił "przełom", poruszony został temat polityki, który został zakończony równie szybko i niespodziewanie jak był rozpoczęty, gdy tylko okazało się, że mają różne poglądy. Stanisław był naprawdę miłym osobnikiem, pomimo że Roza nieustannie go odrzucała, on wciąż próbował i wierzył, iż kiedyś uda mu się podbić jej serce. "Kiedyś znaczy nigdy" odcinała się Rej, która za nic nie chciała nawiązywać bliższych relacji ze Stachem, z resztą z nikim innym również nie.
Skierowały się do pokoju dziennego, gdzie rozłożona była mata do ćwiczeń, Rozalia szybko ją zwinęła i poszła się przebrać, a w tym czasie Milena miała się rozgościć. Usiadła na czerwonym narożniku, Michał dumnym krokiem wszedł do pokoju, by się z nią przywitać. Był nieufny wobec ludzi, lecz po zachęceniu smakołykiem bez oporu wskoczył na jej kolana. Właścicielka i zwierzak idealnie się do siebie dobrali pod względem charakteru.
- Nie dokarmiaj mi kota i bez twojej pomocy jest tłusty.
- Musiałam go jakoś przekupić, by dał się pogłaskać.
- Ktoś tu się ostatnio stał strasznym obżartuchem. Na dodatek przekupnym - zganiła swojego pupila. Jednakże pod wpływem jego niebieskich oczu nawet najtwardsze serce miękło. Nie mogła nie zatrzymać się w pół kroku do kuchni i nie pogłaskać go. - Masz może ochotę na gofry?
- O tak! Dawno nie jadłam twoich pyszności, więc skuszę się nawet na resztki z zeszłego tygodnia! - Nie mogła ukryć entuzjazmu na myśl o pysznym posiłku przygotowanym przez Rej.
- Lepsze to niż zupka chińska.
- Lub fast food.
Grochowska nie pomagała przy gofrach, już sama jej obecność w pobliżu aneksu kuchennego mogła doprowadzić do katastrofy, zamiast tego postawiła na stoliku kawowym przyniesioną butelkę wytrawnego wina, wzięła z witryny dwa kieliszki oraz włączyła YouTube na telewizorze, potem znalazła jakąś playlistę z imprezową muzyką, podgłośniła. Rozalia postawiła przed nią talerz z goframi na bogato: bita śmietana, owoce, polewa, posypka i nie wiadomo co jeszcze niemalże spływały z talerza.
Po napełnieniu brzuchów i opróżnieniu butelki zaczęły tańczyć, śpiewać i wygłupiać się. Nie obyło się bez głupich zdjęć oraz bitwy na poduszki, a właściwie na poduchy oparciowe. Kiedy już wyładowały nadmiar energii po całym tygodniu spędzonym za biurkiem, usiadły na narożniku z filiżankami herbaty w dłoniach i zaczęły poszukiwania filmu.
- "Upadek Grace"? - zaproponowała Milena.
- Nie. "Ulica Strachu"?
- Nie!
- "Jumanji"?
- To oglądałyśmy ostatnio - przypomniała jej Rej.
- Masz rację. "Zanim się pojawiłeś"?
- Ble. "Nie Oddychaj"?
- Nie ma mowy! To było przerażające - na wspomnienie horroru Grochowską przeszedł dreszcz.
- Rzeczywiście, muszę to obejrzeć sama - powiedziała, zapisując film na liście "do obejrzenia"
- Ooo! "Alvin i Wiewiórki"! Tak, to jest to!
- Chyba cię! Może jeszcze "Jaś Fasola"? - zaśmiała się Rozalia.
- Skoro nalegasz... Co powiesz na kompromis w postaci "Cudu w celi nr 7"?
- Pokaż to, dobra może być - nareszcie udało im się podjąć najtrudniejszą decyzję tego wieczoru i ustalić, co będą oglądać.
Po seansie Milena wzięła prysznic, a w tym czasie Roza pościeliła dla niej narożnik oraz swoje łóżko, później sama się wykąpała i obie poszły spać.
YOU ARE READING
Podglądacz
Mystery / ThrillerW Warszawie dochodzi do serii brutalnych morderstw. Stołeczna policja staje na głowie, by schwytać sprawcę. Śledztwo przejmuje podkomisarz Rozalia Rej, która jeszcze nigdy nie dowodziła żadną sprawą. Czy podoła odpowiedzialnemu zadaniu? A może ugnie...