Rozdział 7

16 1 0
                                    

DZIEŃ DRUGI

Konstantyn siedział w swoim gabinecie, analizował zebrane dotychczas dane, lecz nie szło mu to najlepiej. Po kolejnej nieprzespanej nocy nie mógł się skupić i nawet nie rozumiał, co czytał, a o wyciągnięciu z tego logicznych wniosków nie było mowy. Wtem usłyszał ciche pukanie do drzwi, mruknął do osoby stojącej za drzwiami, by weszła i zaraz zobaczył znajomą postać.

- Dzień dobry Panie Innsbrucki!

- Po pierwsze Ingsburski, po drugie mam na imię "Kostek", nie "Pan".

- Och, no tak... Przepraszam - kobieta cofnęła się i zamknęła za sobą drzwi, po czym ponownie zapukała.

- A Tobie co? Nie wygłupiaj się i właź!

- Dzień dobry Kostku!

- Cześć... - Odpowiedział na powitanie bez entuzjazmu - Eeee... Czy Twoje imię się jakoś zdrabnia?

- Roza.

- Aha, to cześć Roza!

- Nikt nie powiedział, że możesz się tak do mnie zwracać.

- A nie mogę?

- Nie. To zdrobnienie jest zarezerwowane tylko dla najbliższych.

- A ja nie jestem Ci bliski? - Uśmiechnął się i poczuł, że nareszcie wstępuje w niego odrobina energii.

- Ani trochę. Jedna kiepska gadka motywacyjna nie wystarczy, żeby zdobyć moją sympatię.

- Oj, wcale nie była aż taka zła! Chyba... No dobra, masz rację, była beznadziejna.

- Wcale nie. Muszę przyznać, że podziałała - Kostek aż rozdziawił usta ze zdumienia - Nie rób takiej miny!

- Zmieniam profesję! Od teraz gadam do ludzi, co mi ślina na język przyniesie, a oni jeszcze mi za to płacą i zachwycają się nad moim geniuszem! Wreszcie będą mnie choć trochę szanować, nie to co tutaj...

- Hola hola! Nie tak prędko! Jesteś mi tu dzisiaj potrzebny. A na komendanta możemy ponarzekać kiedy indziej i gdzieś, gdzie nas nie usłyszy.

- Kusząca propozycja... ale do czego Ci jestem potrzebny, trzeba Cię zmotywować?

- Nie, za to przyda mi się psycholog śledczy, zanim się przekwalifikuje. Od rana wykonałam kilka telefonów, wykorzystałam swoje wpływy oraz dawne długi wdzięczności i załatwiłam, że przed 15 przywiozą nam na komendę Państwo Mazuraków na przesłuchanie. Postarałam się również o to, abym to ja je prowadziła i liczyłam na Twoją pomoc.

- Rodzice ofiary tak... To wyjątkowo delikatny materiał do pracy. - Psycholog zamyślił się na chwilę - Dobrze, że do mnie przyszłaś. Ci ludzie będą w głębokim szoku, tym bardziej że zadbałaś o wyjątkowo traumatyczny powrót do domu. Ale nie bój żaby! Już wiem jak ich podejść i wyciągnąć jak najwięcej informacji. Musimy tylko...

- Tu muszę Ci przerwać. Dziękuję za pomoc. W szczegóły wtajemniczysz mnie później. Na razie dopracuj plan ataku. Widzimy się punkt 15 w moim gabinecie.

- A czy nie mówiłaś przypadkiem, że mają ich przywieźć przed 15?

- Otóż to. Niech sobie trochę na nas poczekają. Im dłużej będą siedzieć w niepewności, tym szybciej będą chcieli wyjść i tym szybciej wyśpiewają nam wszystko.

- To spartańskie metody. Nie spodziewałem się tego po Tobie.

- Czy Ty mnie strofujesz?

- Nie nie! To, że są spartańskie, nie znaczy, że nieskuteczne, a wręcz przeciwnie.

- Więc o co Ci chodzi?

- Myślałem, że zlitujesz się nad ludźmi w żałobie i wybierzesz bardziej humanitarne warunki przesłuchania. Wygodna kanapa, ciepły kocyk, muzyka relaksacyjna, ciepłe kakałko i wielka paka chusteczek. Plus poklepywanie po plecach i przytulanie gratis.

- Taki cyrk to Ty możesz sobie urządzić po pracy. Być może nie zauważyłeś, że ja mam zabójcę do schwytania i muszę przeprowadzić przesłuchanie. Poza tym, czy nad Tobą ktoś się w życiu zlitował?

- No nie. "Życie mnie, mnie!"

Otóż to.

- A co z Tobą? - Kobieta nie odpowiedziała i odwróciła wzrok. Zaległa niezręczna cisza, przez chwilę oboje siedzieli bez ruchu, nie wiedząc jak ją przerwać.

- Okej. Lepiej nie mówić. Rozumiem, zapomniałem, że nie jestem Ci bliski Rozo - Chciał zażartować, lecz niestety tymi słowami jedynie pogorszył sytuację. Zauważył, że Rej zacisnęła pięści tak mocno, że aż jej zbielały.

- Mówiłam Ci, żebyś się tak do mnie nie zwracał - Ton głosu kobiety był niesamowicie ostry -

To, że pracujemy nad jedną sprawą, nie znaczy, że się zaprzyjaźnimy, nie licz na to.

Okej, ale to nie znaczy też, że musimy poprzestać na przedpotopowych uprzejmościach!

Trochę luzu i pozytywnych relacji ze współpracownikami Ci nie zaszkodzi - Konstantyn nieumyślnie podniósł głos. Przez chwilę Rozalia stała i wpatrywała się w niego nienawistnym spojrzeniem, po czym odwróciła się na pięcie i szybko opuściła gabinet.

PodglądaczWhere stories live. Discover now