2

1.4K 126 8
                                    

Udało mi się.

Matki nie ma w domu. Bez pośpiechu poszedłem do swojego pokoju. Najpierw zabrałem z jednej z szafek paczkę moich ukochanych marlboro, a następnie sięgnąłem po inną paczkę, to znaczy pudełeczko. Magiczne pudełeczko. Otworzyłem je i wyciągnąłem jednego z kilku ładnie skręconych blantów. No cóż, każdy chce żyć wygodnie, tak? Z jointem w dłoni wyszedłem za dom, gdzie spokojnie spaliłem packa, a później stwierdziłem, że teraz mogę iść do szkoły na trzy ostatnie lekcje. Zawsze coś. Wróciłem jeszcze do domu, ubrałem moją czarną, skórzaną kurtkę i okulary tego samego koloru, jako, iż na zewnątrz było wyjątkowo ładnie. Wybrałem drogę do szkoły, odpaliłem papierosa i powolnym krokiem ruszyłem w wyznaczonym kierunku.

Było już grubo po dzwonku na... Chyba piątą lekcję. Jakoś nie specjalnie mi się spieszyło, ale pasowało pojawić się w końcu na historii, której od początku liceum unikałem jak ognia. Wchodząc na teren szkoły uniosłem dumnie głowę do góry i pewnym krokiem ruszyłem do sali... Byłem pewny, że mam w sali numer 17, więc tam też wszedłem. Bez pukania, tylko zdjąłem okulary, a wtedy zorientowałem się, że jestem w złej sali.

Nauczycielka zaczęła coś do mnie mówić, niezbyt się tym przejąłem, bo zorientowałem się, że jestem w klasie Calum'a i tego blondaska. Mój wzrok przykuł śmiejący się ze mnie Hood i siedzący za nim... Wyraźnie czymś przejęty Hemmings. Wywróciłem oczami, spojrzałem na nauczycielkę i powiedziałem tylko łaskawe "to przepraszam" i wyszedłem z sali. Po chwili namysłu postanowiłem iść do sali 47, która znajdowała się na trzecim piętrze, więc to było wyzwanie. Ale podjąłem się tego i przyszedłem na jakieś ostatnie dziesięć minut historii. Oczywiście wciskanie kitów, że autobus mi uciekł nie wchodziło w grę, może dlatego, że była dwunasta.

- Michael Clifford. Cóż za okazja, że pojawiłeś się na dzisiejszej lekcji? - zapytała ironicznie pani Adams.

- No widzi pani, chyba się stęskniłem. - uśmiechnąłem się szeroko, po czym wywróciłem oczami.

- No już, siadaj na miejsce i nie zakłócaj tych ostatnich minut lekcji. - rozkazała czarna, znienawidzona przeze mnie czarownica Adams.

- Aaa... Jest opcja, żebym dostał spóźnienie, a jeszcze nie nieobecność? - zwróciłem się do nauczycieli.

- Nawet sobie nie żartuj. Siadaj i lepiej będzie, jeśli zaczniesz pojawiać się na kolejnych lekcjach, bo nie masz jeszcze żadnej oceny, podczas, kiedy reszta klasy ma już po trzy,cztery. Jeśli dalej tak będziesz chodził nie zdasz, Michael. - oznajmiła całkiem poważnie i sięgnęła po podręcznik do historii. Westchnąłem cicho i ruszyłem w stronę jakiejś wolnej ławki, ale postanowiłem, że to ja będę miał ostatnie słowo, więc odwróciłem się do niej, puściłem do niej oczko i powiedziałem:

- Rok dłużej z panią!

Reszta lekcji, to znaczy ostatnie kilka minut minęło już spokojnie. Może dlatego, że miałem przy sobie tylko paczkę papierosów i telefon. Ale na trzy lekcje nie opłacało mi się nic dzisiaj brać. Kiedy zabrzmiał dzwonek od razu wyszedłem z klasy, Ashton szybko mnie dogonił i tylko spojrzałem na niego jednoznacznym wzrokiem, który mówił, że czekamy na Caluma i idziemy w jedno miejsce. Zanim zdążyliśmy zejść z trzeciego piętra, Hood już na nas czekał, ale nie był sam i to mnie zdziwiło. Stał z Hemmingsem, jednak kiedy nas zobaczyli, wysoki blondyn odszedł od naszego przyjaciela. W sumie tym lepiej.

Wyszliśmy ze szkoły i udaliśmy się poza teren szkoły, aby w spokoju sobie zapalić. Nigdy nie odchodziliśmy zbyt daleko, najzwyczajniej staliśmy przy murku przed szkołą. Żaden z nauczycieli nie zwracał na to uwagi, bo nie byliśmy jedynymi osobami, które to robią, tym bardziej w taką ładną pogodę, przecież szkoda siedzieć w tym budynku, podczas kiedy na zewnątrz jest taka ładna pogoda.

Wyciągnąłem paczkę szlugów i poczęstowałem nimi przyjaciół, po czym odpaliłem swojego, porządnie się nim zaciągając. Moi towarzysze skończyli palić przede mną, bo ja jeszcze w wielkim skrócie opowiedziałem Calum'owi, co stało się wczoraj, uświadamiając mu od razu, że dzisiaj zostaję u niego. Kiedy skończyłem, było już kilka minut po dzwonku, więc Cal stwierdził, że nie może spóźnić się a kolejną lekcję, bo spóźniał się praktycznie na każdą, więc zostałem sam z Ash'em.

Podczas, kiedy do końca szluga zostały mi może trzy setki usłyszałem za sobą ten znienawidzony głos. Adams.

- Michael Clifford, w tej chwili wyrzuć tego papierosa. - rozkazała starsza kobieta.

- No teraz nie wyrzucę, chwila, dopalę. - powiedziałem spokojnie i zaciągnąłem się przy niej.

- Clifford, albo go wyrzucisz, albo masz uwagę. - no tak... w tej szkole coś takiego, jak uwagi jeszcze funkcjonuje.

- Dopalę i już idę na lekcje. - mówiłem jak najbardziej poważnie.

- Wpisuję ci uwagę, w takim razie.

- Dobra. - machnąłem ręką.- A mam tę nieobecność na tej historii?

- No raczej nie było cię na większości.- odpowiedziała i a odeszła już bez słowa. Zwróciłem się do Ashtona, który najwyraźniej był rozbawiony całą tą sytuacją.

- Dobra, to ja w takim razie wychodzę.

- Co? - zapytał zdziwiony przyjaciel.

- I tak mam nieobecność, więc jak nie będzie mnie cały dzień to chyba nie mogłem dostać uwagi, nie? - Ash przytaknął, już znał mój tok myślenia. - Wbijesz do Calum'a wieczorem?

- Zapraszasz mnie do niego? - zaśmiał się.

- No proste. Wpadnij, mam tam coś mocniejszego. - uśmiechnąłem się szeroko, na co Ash ponownie się zaśmiał. Później już tylko pożegnałem się z przyjacielem i poprosiłem, aby przekazał Hood'owi, że dzisiaj wieczorem przychodzę do niego i zostaję do jutra, dodatkowo będę miał coś, co na pewno szybko nie pozwoli nam szybko zasnąć.

Prosto ze szkoły udałem się do swojego domu, skąd odnalazłem kilka starych kontaktów, które mimo wszystko w miarę często mi się przydawały. Nie uważałem się za jakiegoś ćpuna, ale lubiłem czasem wziąć coś mocniejszego, bo samo jaranie często mi nie wystarczało. Chociaż chcąc nie chcąc niezbyt często ćpałem przy chłopakach, bo wiem, że oni, o ile tolerowali moje jaranie i sami tez często to robili, to o tyle nie lubili, jak ćpałem. Martwili się o mnie, co ja jak najbardziej doceniałem.

Dopiero wieczorem planowałem zagościć u Hood'a. Wcześniej załatwiając kilka swoich spraw. Kiedy już postanowiłem udać się do przyjaciela dostałem sms'a, właśnie od niego

"Jak będziesz w okolicy to wstąpiłbyś do Hemmings'a? Wydaje mi się, że on ma mój zeszyt od chemii, a ja go potrzebuję w chuj pilnie, bo nie zdam. Błaaagam, Mikeeey."

Westchnąłem ciężko, naprawdę mi się nie chciało, ale jemu nie mógłbym odmówić, jak przypomnę sobie, ile razy on już mnie krył, czy mi w czymś pomógł, to... Takie coś to jest nic. Odpisałem mu krótkie "Wal się", ale obydwoje wiedzieliśmy, że to u mnie oznaczało zgodę. Kolejny sms:

"Dziękkuuuuje!"

Hmm, może przynajmniej w końcu poznam imię tego blondaska.

⚡️⚡️⚡️⚡️⚡️⚡️⚡️

W sumie jakoś wczoraj wzieło mnie na dokończenie i dodanie tego rozdziału. No nic... Pozostaje mi czekać na głosy i jakieś komentarze :D
Do następnego xx

Stop. I need you. || muke ||Where stories live. Discover now