44. Pułapka

1K 94 37
                                    

Mayumi westchnęła ciężko i sięgnęła po kolejną szklankę.

- Ktoś tu ma kaca. - uśmiechnął się jej kolega barman.

- Nic nie mów. - jęknęła. - Mój chłopak nie dał mi wczoraj spokoju...

- Ach, czyli to nie tylko kac! - roześmiał się. - To po jakiego chuja tu przyszłaś?

- Mój kac to nie wymówka, żeby zawalić praktyki. - polała kolejnemu gościu alkohol.

- Ja bym sobie odpuścił na twoim miejscu. - odparł barman.

Wzruszyła ramionami. Ona by przyszła na te praktyki nawet, gdyby nie miała się w co ubrać. Przywdziałaby się w worek na śmieci i doczłapałaby w nim na miejsce. Determinacja Mayumi w niektórych kwestiach nie znała granic...

- Co taki uroczy chłopak robi całkiem sam w takim klubie?

Mayumi kątem oka dostrzegła przystojnego mężczyznę, który teraz dosiadł się do młodszego od siebie. Ten zaś, wydawał się już nieco pijany. Mayumi widziała, jak jej kolega co jakiś czas otrzymywał od niego nowe zamówienie. Teraz młody mężczyzna spojrzał ze smutkiem w oczach na swojego towarzysza.

- On mnie zostawił. - wybełkotał. - Zostawił mnie, do cholery. Powiedział, że są rzeczy ważniejsze ode mnie. Wiesz, co było dla niego ważne? - łzy popłynęły po jego gładkiej twarzy. - Jakiś durny zamach. Mówił, że musi mieć wszystko zaplanowane. Że musi go zabić.

Mayumi pobladła. W lot pojęła, że pijany gość mówi o dzisiejszym spotkaniu Mikey'ego z Karmazynowymi Liliami. Słuchała w napięciu dalej.

- Nie miał czasu dla mnie. - chlipał dalej mężczyzna. - Mówił, że pułapka jest idealna, ale musi pracować do końca, by zadziałała... Nawet wynajął snajpera, płatnego zabójcę... Powiedział, że spotkanie to tylko przykrywka... - mężczyzna zaczął bełkotać bez ładu i składu.- Wyrzucił mnie, bo chciałem, żeby został ze mną...

- Już, już. - poklepał go po ramieniu drugi mężczyzna. - Wystarczy. Chodźmy gdzieś indziej, by pomóc ci zapomnieć.

I oboje odeszli od baru. Mayumi stała w bezruchu, czując wyłącznie szybkie bicie swojego serca. Tego... Tego nie wiedziała. Mikey też tego nie wiedział. Jechał teraz na spotkanie z Karmazynowymi Liliami, niczego nie świadomy. Mayumi nie miała wcześniej tak szczegółowych informacji. Mikey w takim razie również. Nie był przygotowany na snajpera. Może na płatnych zabójców... Ale snajper?! Nie przyszło im to do głowy!
Mayumi zaczęły drżeć ręce. Powoli obejrzała się na swojego kolegę.

- Wiesz, źle się czuję. - wymamrotała.

Mężczyzna zmarszczył brwi i podszedł do niej. Położył jej dłoń na czole i zacmokał niezadowolony.

- Jesteś blada. - powiedział. - I chyba masz gorączkę. Idź do domu. I tak jesteś tu od godziny.

- Chyba masz rację. - uśmiechnęła się nieobecnie. - Chyba tak będzie lepiej.

Chwiejnym krokiem poszła na zaplecze, by zgarnąć swoje rzeczy. Jej wzrok na chwilę zatrzymał się na złożonej w kostkę i schowanej do torby, kurtce Tomanu. Oddech jej przyspieszył. Nosiła ją ze sobą, od kiedy ją odzyskała. Czuła się wtedy raźniej.
Jeśli nic nie zrobi, zabiją Mikey'ego. Zabiją jej chłopaka. Zabiją osobę, którą kochała. Mayumi zacisnęła zęby i wyszła z klubu, czując buzującą w niej determinację zmieszaną z furią.
O nie, wy skurwysyny, myślała. Nie na mojej warcie.

~*~

Mikey ocknął się, gdy poczuł kłujący ból w ramieniu. Zamrugał kilkakrotnie, by wyostrzyć lekko zamazany obraz, który widział. Powoli przypominał sobie, co się stało.
Stary magazyn. Spotkanie. Pułapka. Strzał.
Stęknął i chciał przetrzeć dłonią twarz, ale nie potrafił ruszyć rękami. Podniósł wzrok i rozejrzał się. Siedział na krześle, związany. Z jego ramienia ciekła krew. Gdzieś pod ścianą leżał nieprzytomny Draken, Sanzu szarpał się, mając związaną każdą kończynę. Ran i Rindou siedzieli pod ścianą, plecami do siebie, ze związanymi razem nadgarstkami i najwyraźniej nieprzytomni.

Miłosna gonitwa - Mikey x OCWhere stories live. Discover now