Rozdział 1

91 3 1
                                    

DZIEŃ PIERWSZY

Mężczyzna rozejrzał się po pomieszczeniu, w którym się znajdował. Ściany w kolorze beżowym, duże okna i jasne lekkie meble. Obrazy na ścianach przedstawiały krajobrazy, ludzi w różnych stanach emocjonalnych - tych płaczących, jak i śmiejących się oraz cytaty motywacyjne. Siedział za biurkiem na wygodnym, pluszowym fotelu, po jego prawicy młoda policjantka z nadwagą zajmowała identyczny, natomiast naprzeciw nich znajdowała się kanapa do kompletu. Trzeba przyznać, że całość sprawiała dość przyjemne wrażenie i nie przypominała typowego gabinetu psychologa z kozetką, ale też nim nie było. Znajdował się na Komendzie Rejonowej Policji Warszawa II, w pomieszczeniu pracującego tu psychologa, pomagającego policjantom.

Na kanapie z podkulonymi nogami siedziała dwudziestokilkuletnia kobieta, w crop topie i skórzanej spódnicy, jej brudne adidasy zostawiły brązowe ślady na błękitnym obiciu mebla. Miała smutny wyraz twarzy i ciemne sińce pod oczami, których nie zakrywał nawet jej mocny, kolorowy makijaż.

- Cały zespół doświadczonych śledczych ciężko pracuje, aby odnaleźć Pani męża - powiedziała siedząca obok niego sierżant sztabowa Milena Grochowska.

- To coś kiepsko im idzie, skoro od tygodnia nie są w stanie powiedzieć nic na temat jego zaginięcia - odparła ostro kobieta siedząca na kanapie. Rzeczywiście Bogusław Niewiadomski tydzień wcześniej przepadł bez śladu, a śledczym nie udało się nic ustalić z powodu sprzecznych informacji podawanych przez jego współpracowników i żonę. Dlatego do sprawy zaangażowano profilera, czyli jego - Konstantyna Ingsburskiego.

- Pani Kalino, jest Pani pewna, że to właśnie tego dnia mąż miał dłużej zostać w pracy, a może to było dzień wcześniej? - zapytał po raz kolejny. Siedzieli tu już od półtorej godziny i wałkowali ten sam temat, wciąż bezskutecznie.

- Oczywiście, że jestem pewna - odpowiedziała tym aroganckim tonem charakterystycznym dla ludzi, którym wydaje się, że są najmądrzejsi - może to jego kolegom pomyliły się dni!? Jak mogłabym nie pamiętać, co powiedział mi mój własny mąż?

- Więc jak Pani wyjaśni to, że wszyscy oprócz Pani są przekonani, iż tego dnia Bogusław wyszedł z pracy wcześniej i z wyraźnym pośpiechem? - zapytała policjantka. Konstantyn czuł, że ta rozmowa nie zaprowadzi ich do nikąd...

◇◇◇

- Proszę pamiętać, że gdyby sobie Pani cokolwiek przypomniała, lub po prostu chciała o tym z kimś porozmawiać, to jestem do usług - powiedział, zdobywając się na uśmiech, gdy wręczał Niewiadomskiej swoją wizytówkę. Kobieta odpowiedziała mu bladym uśmiechem i przelotnie spojrzała na mały kartonik.

- Dziękuję! Z pewnością skorzystam - Przez krótką chwilę jej prawie czarne oczy zaświeciły się i na moment wyglądała nawet sympatycznie, jednakże było to tylko pozorne wrażenie, które zaraz przeminęło.

Kostek przepuścił obie kobiety w drzwiach i skierował się do swojego malutkiego gabinetu na pierwszym piętrze, po drodze mijał główne wejście do budynku, gdzie oczekiwało kilka osób, a sporo funkcjonariuszy przechadzało się w grupach, żywo dyskutując lub się śmiejąc. Spojrzał na zegarek - było po 13. Wszystko jasne, policjanci udali się na przerwę obiadową do kantyny. Na szczęście on zmierzał w przeciwnym kierunku, co znaczy, że nie musiał omijać wszystkich tych grupek, ani zatrzymywać się na pogaduchy. Nie, żeby nie lubił rozmawiać z pracującymi tu osobami, wręcz przeciwnie, miał dobre kontakty ze współpracownikami, można nawet powiedzieć, że był tu dość popularny, szczególnie wśród żeńskiej części personelu. Teraz jednak był zbyt wyczerpany po rozmowie z Niewiadomską i jedyne o czym marzył, to zaszyć się w swoim gabinecie i chwilę odpocząć w ciszy oraz zjeść tego batonika, który na niego czekał od rana.

- Kostek! Zaczekaj! - wygląda na to, że chwila spokoju mu nie przysługuje... Odwrócił się w kierunku recepcji, skąd dobiegł go głos Adama Kotowskiego.

- Szef Cię wzywa - poinformował go wesoły, żylasty mężczyzna w średnim wieku.

- Dzięki, na pewno do niego zajrzę - opowiedział, przyglądając się ubiorowi swojego rozmówcy: koszula z krótkim rękawem w kolorze fuksji, krawat w czerwono-żółte pasy oraz granatowy melonik... Facet był tak barwnie ubrany, że Ingsburski był przekonany, iż gdyby zgasić światło, to świeciłby w ciemności.

- Komendant mówił, że to pilne i masz się zjawić jak najszybciej - Kostek westchnął i podziękował "Ludzkiej Tęczy" jak zwykło się mówić na Kotowskiego na komendzie, następnie skierował się do windy. Normalnie wybrałby schody, lecz była to droga okrężna, a on nie chciał odkładać rozmowy z komendantem w czasie. Im szybciej zacznie, tym szybciej skończy i będzie miał spokój - tak przynajmniej sobie wmawiał.

Po dotarciu na najwyższe piętro Kostek skierował się w dół długiego, szerokiego korytarza, gdzie niegdzie poustawiane były rośliny doniczkowe lub powieszone były zdjęcia przedstawiające komendę i jej pracowników na przestrzeni dziejów. Po obu stronach znajdowały się ciemne, masywne drzwi z przykręconymi tabliczkami w złotym kolorze i wygrawerowanymi nazwiskami urzędujących tam ważniaków. Na końcu korytarza znajdowały się drzwi, do których zapukał, były one opatrzone podpisem:

Nadinspektor Arkadiusz Janicki

Komendant powiatowy

W środku panował półmrok, spowodowany karmazynowymi zasłonami zaciągniętymi na okna. Całą jedną ścianę zajmowała biblioteczka po brzegi wypełniona książkami, po przeciwnej stronie pomieszczenia w niepasujących do siebie ramach umieszczane były liczne dyplomy, certyfikaty i nagrody przyznane zarówno samemu komendantowi, jak i całej jednostce. Za dużym i ciężkim biurkiem, na równie dużym i ciężkim fotelu siedział równie duży i ciężki mężczyzna. Na blacie mebla leżał jedynie nowiutki laptop oraz ramka (również kompletnie nie pasująca do tych na ścianie), w której umieszczone było zdjęcie 50-letniej kobiety o gładkiej cerze i siwych, kręconych włosach, sztucznie uśmiechającej się na potrzeby fotografii.

- Konstanty! Cieszę się, że w końcu dotarłeś

- KonstantyN - mężczyzna bez przekonania poprawił szefa - rozmowa z Panią Niewiadomską znacznie się przedłużyła, niestety wciąż bez skutków.

- No cóż... Niewiadomską zajmie się ktoś inny, mam dla Ciebie ważniejszą robotę, tym razem na miano "prawdziwego profilera", tak jak chciałeś, masz trupy i różne miejsca zbrodni, w cholerę materiałów do analizowania i nie wiadomo co jeszcze, w końcu nie będziesz narzekać na brak danych - przerwał mu szef, który zatrudnił Kostka tylko dlatego, iż dostał takie polecenie z góry, sam będąc sceptycznym wobec skuteczności profilowania. Traktował jego pracę jak rodzaj wróżenia z fusów, nie rozumiał, że psychologia śledcza polega na szczegółowej analizie miejsca i okoliczności zbrodni oraz sposobu zabójstwa i wyglądu ofiary, na podstawie której, możliwe jest wytypowanie cech charakterystycznych sprawcy takich jak wiek, zawód, wykształcenie, czy nawet miejsce zamieszkania z dokładnością do kilku ulic. Takie dane znacznie ułatwiają pracę policji i zawężają grono podejrzanych z kilkuset do zaledwie kilku osób. Jednakże do tego potrzeba czasu i danych, a Konstantyn był nieustannie przerzucany przez szefa od sprawy do sprawy, gdy tylko śledczy nie wiedzieli co zrobić. Przez to mężczyzna niejednokrotnie musiał skupiać się na kilku sprawach naraz, co powodowało dezorientację i małą skuteczność, a więc był antyreklamą samego siebie, jak i całej psychologii śledczej.

- Znaleziono dwie brutalnie zamordowane dziewczyny, ludzie podejrzewają, że może to być seryjny - Konstantyn nawet nie próbował informować mężczyzny, że o "seryjnym", można mówić dopiero po popełnieniu przez osobę co najmniej trzech zabójstw - sprawę prowadzi Podkomisarz Rej... Cały materiał dowodowy masz już na swoim dysku.

Mężczyzna tylko skinął głową i pożegnał się z nadinspektorem, nie wiedząc co więcej mógłby dodać i pospiesznie opuścił jego gabinet. Ten odpowiedział tym samym ponownie, przekręcając jego imię... Niektórzy nigdy się nie nauczą. Właśnie to było najbardziej denerwujące w Arkadiuszu Janickim - jego ignorancja. Był przekonany, że jako komendant jest ponad wszystkimi i nie musi nikogo słuchać, ani niczego się uczyć. Siedział tylko za swoim biurkiem większym niż cały gabinet Konstantyna, wydawał polecenia, udawał, że słucha składanych mu raportów i podpisywał podsuwane mu pod nos przez doradców papiery. Ponadto robił jeszcze jedną rzecz... jadł ogromne ilości jedzenia przygotowywanego i przywożonego mu przez zadziwiająco chudą, w porównaniu z samym komendantem żonę

PodglądaczOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz