Grabarz

59 8 0
                                    


- Nie musiałeś brać jednego pokoju! Czy ciebie całkiem pogrzało?! Uchiha!

Madara jęknął tylko, zrezygnowany siadając na łóżku. Duży pokój w hotelu, który znajdował się na trasie ich podróży, wyposażony był w spore łóżko, kącik kawowy i kilka szaf. Na komodzie stał też adapter i leżało tam kilka płyt. Madara pomyślał, że teraz chętnie by kilka z nich przesłuchał.

- Nie krzycz...

- Jak mam nie krzyczeć?! Jeśli myślisz, że będę...

- Tak właśnie myślę. – Uchiha podniósł się, a jego głos stał się zimny i nieprzyjemny. – Powiedziałem ci wczoraj, to nie był mój pomysł. Ale jesteśmy tu razem na misji, która wymaga od nas czegoś. Jesteśmy za blisko Suna. Nie mam zamiaru ryzykować wojny, Dealupus.

Dziewczyna tylko zacisnęła szczękę. Wokół niej zaczęły pojawiać się maleńkie drobiny granatowego pyłu.

- Skup się. – Madara zrobił niezadowoloną minę. – Odpoczniemy dzisiaj i ruszymy rano. Nikt ci nie każe robić ze mną dzieci i prać mi skarpet. Załatwimy to szybko i wracamy do domu, jasne?

Dziewczyna tylko odetchnęła. Skinęła głową, a granatowy, ledwo zauważalny pył rozwiał się. Uchiha też odetchnął i usiadł z powrotem na łóżku.

- Możesz się umyć, a ja załatwię jakieś jedzenie – burknął. – Tylko nie krzycz przy wszystkich, bo cały trud Hashiramy z tym paktem pójdzie się paść.

Dziewczyna prychnęła i zniknęła w drzwiach do łazienki. Po chwili tafla zatrzasnęła się i rozległ się cichy szczęk zamka. Uchiha odetchnął i opadł na pościel. A było tak dobrze. Po wczorajszej rozmowie przy ognisku dziewczyna była o niebo łagodniejsza, pozwoliła sobie nawet na krótkie pogawędki w czasie drogi. Uśmiechała się przy tym uroczo. A teraz? Nagle przez ten durny pokój wszystko się chrzaniło.

Mógł być stanowczy i tłumaczyć to misją, ale prawda była okrutna i okropna – wziął ten jeden pokój, bo nagle, tak po prostu, chciał spędzić przy Dealupus maksymalnie dużo czasu, a myśl, że byłaby za ścianą, w innym pomieszczeniu, wydawała mu się nieznośna i nieprawidłowa. Za swoje głupie pomysły właśnie oberwał i wiedział, że to nie ostatni raz dzisiaj.

Jęknął i ukrył twarz w dłoniach. Czuł się jak totalny głupiec. Jakby próbował złapać piękny, kolorowy, ale ulotny dym.

W końcu westchnął i podniósł się. Z łazienki dobiegł do niego szum prysznica. Uchiha wyszedł z pokoju i skierował się na targ. O tej porze sprzedawców nie było wielu, ale zdołał jeszcze zakupić w rozsądnej cenie trochę owoców, chleb i zapasy na drogę. Zaczynał się robić też głodny, z torbą w jednej ręce i pajdą chleba w ustach skierował się zatem do hotelu.

W drodze powrotnej zauważył siedzącego na środku rynku staruszka. Zainteresował się, gdyż mężczyzna siedział na stosie trumien, majdając radośnie nogami. Za jego plecami stał wóz, a na nim znajdowało się jeszcze kilka innych, śmiertelnych pudeł. Trumny dostępne były w przeróżnych rozmiarach i wzorach – od prostych, aż po bogato zdobione, od małych, aż po ponad dwumetrowe skrzynie. Przy wozie stała chuda, szara szkapa, która wyglądała, jakby jeździła na niej sama śmierć. Zwierzę stało nieruchomo, nie wstrząsając nawet łbem, ani nie ruszając ogonem. Przez chwilę Madara zastanawiał się, czy koń może zdechnąć na stojąco.

- Trumnę? – Mężczyzna zagaił, przechylając głowę na bok.

Dopiero teraz Madara zobaczył, że mężczyzna nie jest wcale taki stary. Postarzał go jedynie strój, poszarpany, długi płaszcz i siwe, równie długie co płaszcz włosy. Grzywka zasłaniała jego spojrzenie, kończyła się jednak centymetr, czy dwa nad szeroką blizną, przebiegającą przez pół twarzy. Obcy miał promienny uśmiech i z rękoma złożonymi przed sobą wyglądał jak urokliwa przekupka sprzedająca kwiaty lub owoce.

Na początku był chaos...Onde histórias criam vida. Descubra agora