- Chyb a powinniśmy już to zakończyć.
- Co zakończyć, Granger? - warknął. Czuł jej oczy na swojej twarzy, łakomie poszukujące jego spojrzenia. Z trudem zmusił się by w nie spojrzeć.
Dobrze wiedział o czym mówi. Dobrze wiedział. Ale nie potrafił, cholera, odmówić sobie tej dodatkowej tortury, chociaż zdawał sobie sprawę, że przy okazji torturuje i ją.
- Tę wojnę... to... Oczekiwanie...
Prychnął.
- Severusie, ja... bez względu na to, jak bardzo jest mi teraz dobrze, jak bardzo pragnęłabym to zatrzymać... - Czuł zarówno dotyk palców jej zdrowej ręki, jak i nieco obcy, mrowiący dotyk protezy, którą kupił Lucjusz. - Bez względu na to, jak bardzo cię kocham...
- Nie mów tego - wyrwało mu się dopiero teraz.
- Czego? - Uniosła brwi, wyraźnie zaskoczona.
Skrzywił się bardziej.
- Że mnie kochasz - wycedził cicho.
- Severusie...
- Nie mów, do cholery.
Kątem oka widział, jak z wymalowana na twarzy bezradnością w milczeniu wzrusza ramionami.
- Musimy zakończyć tę wojnę, Severusie. Cokolwiek nie miałoby to nas kosztować.
Prosisz o wiele... O zbyt wiele...
Bardzo powoli, a czuł się teraz, jakby pomiędzy jego kręgi szyjne dostał się piasek, skinął głową.
- Jutro mam spotkać się z Potterem.
- Nie mówiłeś mi.
Zamrugała, zaczęła wstawać, pomógł jej więc i czekał aż usiądzie zanim kontynuował.
- Uwierz mi, Granger, lepiej, żebym niósł swoje piekło sam.
Pokręciła głową.
- To nie jest tylko twoje piekło, Severusie. Już nie - powiedziała cicho i spokojnie, ale on potrafił dostrzec, że jej głos drży od wstrzymywanych emocji. Wierzchem dłoni otarła stróżkę krwi, która nagle pociekła jej z nosa, posłała mu pełen zakłopotania uśmiech, odchyliła głowę do tyłu, po czym drżącymi palcami wyłuskała z kieszeni chusteczkę. Dopiero, gdy przyłożyła ją do twarzy, opuściła głowę.
Miał ochotę wyć.
Zaklął pod nosem.
- Dobrze wiesz...
- Wiem, do cholery, nie musisz mi przypominać! - rzucił bardziej głośno i szorstko niż zamierzał.
Ponownie zaklął, teraz już zupełnie głośno.
Wstał.
- Jak to zrobisz? - zapytała. Jej głos był zniekształcony i przytłumiony.
- Klasycznie. Trucizną.
Coś mruknęła.
- Granger?
Zanim odpowiedziała, uniosła głowę spomiędzy kolan.
- Powiedziałam: „mhhhmm".
Pokiwał. Odwrócił się do niej tyłem.
- Będziesz w Hogwarcie - wyjaśnił zimno. - Lucjusz sprowadzi medyka pod Imperiusem. Każe mu podać ci krew.
- Oszalałeś! To niebezpieczne! - Słyszał, że się oburzyła.
- To konieczne - odparł z naciskiem. - I nie chcę słyszeć ani słowa na ten temat.
Spojrzał na nią, przez ramię.
Mrugała zawzięcie.
Usiadł obok niej.
- Jeśli pod moją nieobecność, kiedykolwiek, Lucjusz będzie chciał, żebyś gdzieś z nim poszła... - Patrzyła teraz na niego zdezorientowana. - To zamiast patrzyć się na niego tak, jak teraz na mnie masz z nim bezzwłocznie wyjść, rozumiesz?
- Co się dzieje, Severusie?
Prychnął.
- Wojna, Granger. A ja załatwiłem ci furtkę.
Pokręciła głową.
- Nie, nie mam mowy, chcę na ciebie czekać...
- Jeśli Lucjusz przyjdzie, będzie to oznaczać, że nie masz już NA KOGO czekać.
Znów mrugała. Chyba nie chciała, żeby zobaczył, jak płacze, jak bardzo jej zależy.
Ale on i tak widział.
- Pójdziesz z nim - powtórzył niemal groźnie. Patrzył się na nią przy tym tak przenikliwie, że musiał wyglądać jak podczas typowej lekcji Eliksirów. - Bo po mojej śmierci jest już nowy pretendent do twojej ręki - dodał gorzko.
Poruszyła się.
- Znowu mi o czymś nie powiedziałeś? - zabrzmiała głucho, pusto.
Nie odpowiedział od razu.
- A po co miałem cie straszyć, Granger?
Czuł na sobie jej pełen pretensji wzrok.
- Zdajesz sobie sprawę, jak zależna, jak niepełnosprawna i uprzedmiotowiona się czułam przez wszystkie te tygodnie? - zapytała z wyrzutem, który, ku jego zdumieniu, palił go żywym ogniem.
Tak. Podejrzewał, jak się czuła. Sam został odarty z życia, tożsamości i wolnej woli już tak wiele razy i na tyle kreatywnych sposobów, a jednak nikt nigdy nie poniżył go tak bardzo, jak poniżono ją...
- Kto? - zapytała twardo.
- Granger...
- Kto?! - niemal krzyczała.
- Fenrir Greyback, do cholery...
- Sukinsyn...
- Bez dwóch zdań.
Patrzyła na niego ostro, nieżyczliwie.
- Sama jeszcze nie wiem, czy to o nim, czy o tobie - powiedziała.
Nie spodziewał się tego po niej.
- Granger...
- Do niej też - żachnęła się, - do niej tez mówiłeś po nazwisku?
Do kogo? Kim była owa tajemnicza...
Och... - nagle spłynęła na niego świadomość. Więc Potter musiał powiedzieć jej o wszystkim, co widział w Myślodsiewni...
Zabije go, naprawdę go zabije, nie tylko tak troszeczkę, by zniszczyć horkruksa...
Otworzył usta, by coś powiedzieć. Patrzyła się na niego wyczekująco, w pełnej napięcia ciszy, Snape łapał powietrze niczym ryba wyciągnięta z wody.
I zaiste czuł, jakby się dusił.
Posłała mu wreszcie pełne zawodu spojrzenie, prychnęła i szybkim, chodź wyraźnie niepewnym krokiem, wyszła z pokoju.
- Hermiono - wyszeptał Snape do pustego miejsca po jej sylwetce.
Zacisnął dłonie w pięści i zgrzytał zębami z nienawiści do samego siebie.
YOU ARE READING
Głębia otchłani (sevmione) ZAKOŃCZONE
FanfictionPewnej nocy Hagrid niepokoi dyrektora Hogwartu Severusa Snape'a nieoczekiwaną informacją. Mistrz Eliksirów podąża za półolbrzymem do jego chatki, by znaleźć tam swoje przeznaczenie. Świat stworzony przez J.K. Rowling nie należy do mnie.
Rozdział LII Rysa na szkle
Start from the beginning