Rozdział LII Rysa na szkle

Start from the beginning
                                    

- Chyb a powinniśmy już to zakończyć.

- Co zakończyć, Granger? - warknął. Czuł jej oczy na swojej twarzy, łakomie poszukujące jego spojrzenia. Z trudem zmusił się by w nie spojrzeć.

Dobrze wiedział o czym mówi. Dobrze wiedział. Ale nie potrafił, cholera, odmówić sobie tej dodatkowej tortury, chociaż zdawał sobie sprawę, że przy okazji torturuje i ją.

- Tę wojnę... to... Oczekiwanie...

Prychnął.

- Severusie, ja... bez względu na to, jak bardzo jest mi teraz dobrze, jak bardzo pragnęłabym to zatrzymać... - Czuł zarówno dotyk palców jej zdrowej ręki, jak i nieco obcy, mrowiący dotyk protezy, którą kupił Lucjusz. - Bez względu na to, jak bardzo cię kocham...

- Nie mów tego - wyrwało mu się dopiero teraz.

- Czego? - Uniosła brwi, wyraźnie zaskoczona.

Skrzywił się bardziej.

- Że mnie kochasz - wycedził cicho.

- Severusie...

- Nie mów, do cholery.

Kątem oka widział, jak z wymalowana na twarzy bezradnością w milczeniu wzrusza ramionami.

- Musimy zakończyć tę wojnę, Severusie. Cokolwiek nie miałoby to nas kosztować.

Prosisz o wiele... O zbyt wiele...

Bardzo powoli, a czuł się teraz, jakby pomiędzy jego kręgi szyjne dostał się piasek, skinął głową.

- Jutro mam spotkać się z Potterem.

- Nie mówiłeś mi.

Zamrugała, zaczęła wstawać, pomógł jej więc i czekał aż usiądzie zanim kontynuował.

- Uwierz mi, Granger, lepiej, żebym niósł swoje piekło sam.

Pokręciła głową.

- To nie jest tylko twoje piekło, Severusie. Już nie - powiedziała cicho i spokojnie, ale on potrafił dostrzec, że jej głos drży od wstrzymywanych emocji. Wierzchem dłoni otarła stróżkę krwi, która nagle pociekła jej z nosa, posłała mu pełen zakłopotania uśmiech, odchyliła głowę do tyłu, po czym drżącymi palcami wyłuskała z kieszeni chusteczkę. Dopiero, gdy przyłożyła ją do twarzy, opuściła głowę.

Miał ochotę wyć.

Zaklął pod nosem.

- Dobrze wiesz...

- Wiem, do cholery, nie musisz mi przypominać! - rzucił bardziej głośno i szorstko niż zamierzał.

Ponownie zaklął, teraz już zupełnie głośno.

Wstał.

- Jak to zrobisz? - zapytała. Jej głos był zniekształcony i przytłumiony.

- Klasycznie. Trucizną.

Coś mruknęła.

- Granger?

Zanim odpowiedziała, uniosła głowę spomiędzy kolan.

- Powiedziałam: „mhhhmm".

Pokiwał. Odwrócił się do niej tyłem.

- Będziesz w Hogwarcie - wyjaśnił zimno. - Lucjusz sprowadzi medyka pod Imperiusem. Każe mu podać ci krew.

- Oszalałeś! To niebezpieczne! - Słyszał, że się oburzyła.

- To konieczne - odparł z naciskiem. - I nie chcę słyszeć ani słowa na ten temat.

Spojrzał na nią, przez ramię.

Mrugała zawzięcie.

Usiadł obok niej.

- Jeśli pod moją nieobecność, kiedykolwiek, Lucjusz będzie chciał, żebyś gdzieś z nim poszła... - Patrzyła teraz na niego zdezorientowana. - To zamiast patrzyć się na niego tak, jak teraz na mnie masz z nim bezzwłocznie wyjść, rozumiesz?

- Co się dzieje, Severusie?

Prychnął.

- Wojna, Granger. A ja załatwiłem ci furtkę.

Pokręciła głową.

- Nie, nie mam mowy, chcę na ciebie czekać...

- Jeśli Lucjusz przyjdzie, będzie to oznaczać, że nie masz już NA KOGO czekać.

Znów mrugała. Chyba nie chciała, żeby zobaczył, jak płacze, jak bardzo jej zależy.

Ale on i tak widział.

- Pójdziesz z nim - powtórzył niemal groźnie. Patrzył się na nią przy tym tak przenikliwie, że musiał wyglądać jak podczas typowej lekcji Eliksirów. - Bo po mojej śmierci jest już nowy pretendent do twojej ręki - dodał gorzko.

Poruszyła się.

- Znowu mi o czymś nie powiedziałeś? - zabrzmiała głucho, pusto.

Nie odpowiedział od razu.

- A po co miałem cie straszyć, Granger?

Czuł na sobie jej pełen pretensji wzrok.

- Zdajesz sobie sprawę, jak zależna, jak niepełnosprawna i uprzedmiotowiona się czułam przez wszystkie te tygodnie? - zapytała z wyrzutem, który, ku jego zdumieniu, palił go żywym ogniem.

Tak. Podejrzewał, jak się czuła. Sam został odarty z życia, tożsamości i wolnej woli już tak wiele razy i na tyle kreatywnych sposobów, a jednak nikt nigdy nie poniżył go tak bardzo, jak poniżono ją...

- Kto? - zapytała twardo.

- Granger...

- Kto?! - niemal krzyczała.

- Fenrir Greyback, do cholery...

- Sukinsyn...

- Bez dwóch zdań.

Patrzyła na niego ostro, nieżyczliwie.

- Sama jeszcze nie wiem, czy to o nim, czy o tobie - powiedziała.

Nie spodziewał się tego po niej.

- Granger...

- Do niej też - żachnęła się, - do niej tez mówiłeś po nazwisku?

Do kogo? Kim była owa tajemnicza...

Och... - nagle spłynęła na niego świadomość. Więc Potter musiał powiedzieć jej o wszystkim, co widział w Myślodsiewni...

Zabije go, naprawdę go zabije, nie tylko tak troszeczkę, by zniszczyć horkruksa...

Otworzył usta, by coś powiedzieć. Patrzyła się na niego wyczekująco, w pełnej napięcia ciszy, Snape łapał powietrze niczym ryba wyciągnięta z wody.

I zaiste czuł, jakby się dusił.

Posłała mu wreszcie pełne zawodu spojrzenie, prychnęła i szybkim, chodź wyraźnie niepewnym krokiem, wyszła z pokoju.

- Hermiono - wyszeptał Snape do pustego miejsca po jej sylwetce.

Zacisnął dłonie w pięści i zgrzytał zębami z nienawiści do samego siebie.

Głębia otchłani (sevmione) ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now