Rozdział V Decyzja

1.6K 120 62
                                    

 Hermiona bardzo długo milczała, wpatrzona w zakurzoną szybę hagridowej chaty. Twarz miała zaskakująco spokojną, chociaż może był to po prostu efekt jej zmęczenia i złego samopoczucia. Snape czekał. Bez względu na to, jakimi pobudkami się kierował, decyzja musiała należeć do niej. Nie odzywał się. Nie chciał jej przeszkadzać, a tym bardziej nie zamierzał kłaść jej do głowy dyrdymałów pokroju: "to tylko na chwilę, Granger", "będziemy tylko udawać". Skąd miał to wiedzieć, do cholery? Wiedzieć, jak potoczą się ich losy, losy wojny? Jeśli konflikt będzie się ciągnął latami, on sam okaże się wtedy jedynie zwykłym manipulantem. Powinien dać jej czas do namysłu, nie mówiąc już o tym, że najlepiej by było porozmawiać z nią o tym, gdy wróci do pełni sił. Ale nie miał tego luksusu. Oboje go nie mieli.

Zastanawiał się, co czuła. O czym myślała. Egoistycznie chciał móc się do tego odnieść. Chciał zachować pełną kontrolę nad sytuacją, ale wiedział, że to niemożliwe i nielogiczne. Nie w tej sytuacji.

Wreszcie spojrzała na niego, zbyt poważnie i ze zbyt dużą, jak na jego gust, odwagą.

‒ Dobrze ‒ powiedziała po prostu.

Uniósł brew.

‒ Dobrze?

‒ Tak.

‒ Tylko to masz mi do powiedzenia, Granger?

Patrzyła na niego skonsternowana.

‒ Chyba tego pan ode mnie oczekiwał, prawda?

Oczekiwał, to było zbyt mocne słowo. Na to miał nadzieję: na jej zdroworozsądkowe podejście do tematu. Ale czy tego oczekiwał?

Sam nie wiedział, co myślał i czuł w tej sytuacji.

Gdy Amycus przyszedł, grożąc im obydwojgu rychłą śmiercią, wydało mu się to jedynym logicznym rozwiązaniem, które nie usunęłoby go automatycznie z udziału w wojnie. Musiał pozostać na posterunku. Przynajmniej dopóki żył.

Nadal nie znalazł żadnej lepszej opcji. Żadnej, która nie oznaczałaby kompletnej porażki.

‒ Nie masz żadnych pytań, żadnych wątpliwości? ‒ dodał jeszcze.

Wzruszyła ramionami. Wyglądała na pustą i obojętną. Z jakiegoś powodu wolałby widzieć jej złość albo rozczarowani... chyba wtedy czułby się mniej winny i zobowiązany.

‒ To i tak nie ma żadnego znaczenia, czyż nie? ‒ powiedziała trzeźwo. ‒ Pojawiłam się tu, Carrowowie mnie odkryli, postawiono pana pod ścianą... Albo to, albo stryczek, prawda?

Snape skinął głową.

‒ Nie miałem jak inaczej wytłumaczyć twojej obecności tutaj, Granger. Inaczej, niż twoją chęcią współpracy. Czarny Pan gardzi osobami twojej krwi i pochodzenia, a ciebie nienawidzi tym bardziej, że przez lata byłaś najbliższą przyjaciółką Pottera. Nie chciałby twojej współpracy. Pragnąłby ode mnie twojej głowy, podanej na srebrnej tacy i uwierz mi, nikt nie wie tego lepiej, niż ja. Odkąd w nic Turnieju Trójmagicznego odzyskał moc, Czarny Pan wielokrotnie żądał ode mnie wydania mu najpierw Pottera, a potem całej waszej trójki.

‒ Więc teraz...

‒ Teraz, Granger musiałem dać mu dobry powód, żeby cię nie zabił.

‒ Wiem, że robi pan to, żeby ochronić mnie i nas wszystkich... ale naprawdę nie musi pan...

‒ Nie mów mi, Granger, co muszę, a czego nie ‒ powiedział gorzko. ‒ Po tych wszystkich latach służenia dwóm panom jednocześnie naprawdę sam potrafię ocenić, gdzie kończy się a gdzie zaczyna moja konieczność.

Głębia otchłani (sevmione) ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now