Rozdział XXVI Uciekaj Granger

1.1K 108 11
                                    

Marszczyła brwi, przyglądając się przedmiotowi w swojej lewej ręce.

‒ Mam wrażenie, jakbym trzymała ją po raz pierwszy ‒ powiedziała, chyba bardziej do siebie, niż do niego.

Nie skomentował.

W dłoni trzymała różdżkę: po raz pierwszy od wypadku z horkruksem.

‒ Czujesz coś dziwnego? ‒ zapytał. ‒ Coś, czego nie powinnaś czuć?

Prychnęła.

‒ Cała ta sytuacja jest dziwna. To nie ta ręka...

‒ Skup się, Granger. To ważne.

Westchnęła.

‒ A co takiego powinnam czuć? ‒ zapytała poważnie.

‒ Ne mam pojęcia.

‒ Każesz mi się skupić i rzetelnie odpowiadać na pytania, a sam nie wiesz o co pytasz? ‒ żachnęła się.

‒ Współpracuj. Zanim jej użyjesz, czy raczej spróbujesz użyć...

‒ Dzięki za to jakże uczynne przypomnienie ‒ mruknęła. ‒ Czy to oznacza, że mogłam się stać...

Urwała, przełknęła kilka razy ślinę.

‒ No wykrztuś to z siebie, Granger ‒ powiedział chłodno.

‒ Charłakiem?

‒ Wtórne charłactwo, zwłaszcza całkowite nie jest częstym zjawiskiem ‒ odparł ze spokojem.

‒ I to ma mnie pocieszyć? ‒ zaśmiała się ponuro. ‒ Że będę jedyna w swoim rodzaju? ‒ brzmiała teraz gorzko i sarkastycznie, jak on.

Zmarszczyła brwi. Znieruchomiała.

‒ Granger?

Jego wszystkie mięśnie się napięły, wstał, gotowy na wszystko, co może za chwile nastąpić.

‒ Nie... ja... ‒ mówiła powoli. ‒ Chyba czuję lekkie mrowienie, jak wtedy gdy trzymałam różdżkę w prawej dłoni tylko znacznie, znacznie słabsze.

Wypuścił powietrze, ale pozostał w pogotowiu.

Posłał jej wściekłe spojrzenie.

‒ Uprzedź mnie następnym razem ‒ warknął.

‒ Przed czym? ‒ Nie patrzyła na niego, tylko na swoją dłoń.

‒ Jak będziesz miała zamiar popaść w samozachwyt.

Podniosła głowę.

‒ Nie popadłam w samozachwyt po prostu.. byłam zaskoczona ‒ wyjaśniła, ale on i tak krzywił się do niej kwaśno.

Gdyby nie Eliksir Pieprzowy dzisiaj czułby się koszmarnie. Wyrzucał sobie pomysł z porzuceniem magii w jej towarzystwie do czasu opanowania przez nią na nowo używania różdżki.

‒ Dlaczego teraz? ‒ zapytała.

Bo miał dość patrzenia, jak szlocha, jak się miota, jak w jednej chwili dziecinnieje, poddając się całkowicie swoim emocjom...

‒ Wiemy już przynajmniej kiedy masz ataki ‒ zauważył. ‒ Nie wiemy, co dokładnie się z tobą dzieje, ale na razie nikogo nie krzywdziłaś. Są wakacje. Zamek jest pusty. W najgorszym wypadku wysadzisz nas, Minerwę i starego Filcha ‒ zakończył z pełnym przekąsu grymasem.

‒ Co za ulga.

Parsknął krótkim śmiechem.

Spojrzała na niego: w oczach miała blask, którego już dawno u niej nie widział.

Głębia otchłani (sevmione) ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now