Rozdział LII Rysa na szkle

1K 105 15
                                    

Gdyby Severus Snape potrafił nazwać emocje, które targały nim w tamte dni, zamiast po prostu klasycznie je wypierać, zapewne i tak zabrakłoby mu słów w językach, którymi się posługiwał.

Nie był mistrzem emocjonalnych wynurzeń, a jednak nie był też kompletnie pozbawiony umiejętności nazywania rzeczy po imieniu. Nawet, gdy chodziło o coś tak wątłego i niecielesnego, jak uczucie.

Tamte dni zastały Severusa Snape'a rozdartego pomiędzy tym, kim był i chciał być oraz tym, kim być musiał.

I ku całej jego rozpaczy, wściekłości i desperacji - te dwie strony zupełnie się wykluczały.

Gdyby Severus Snape potrafił nazywać emocje, które targały im w tamte dni, zamiast klasycznie dla siebie po prostu je wypierać, zapewne oszalałby od ich nadmiaru, zmienił się w wyjącego jak zwierzę obłąkańca, bestię, nie człowieka.

Coś musiał wybrać. Serce, lub rozum. Gdy to pierwsze podpowiadało mu, że skoro całe życie poświęcał się na rzecz innych, teraz nadszedł czas by ratował pozostałości samego siebie, swojego życia i życia kobiety, którą nauczył się kochać, drugie żądało bezwzględnego poświęcenia, twardej moralności i logicznego planu, jak uratować ten cholerny świat, którego na powrót zaczynał nienawidzić każdą cząstką siebie.

Nie rozmawiali o śmierci. Nie, Hermiona nie wspominała już o niej wcale, a jemu nie przecisnęłoby się ono przez gardło.

Nawet, gdyby chciał.

A nie chciał. Nie pragnął bardziej niczego, niż stać się częścią tego zdjęcia, które zrobiła im w jego rodzinnym domu: zastygnąć na zawsze w tej scenie, w tej chwili, w tym jednym momencie razem z nią.

Nigdy niekończąca się wieczność sekundy.

Patrzył teraz na nie: zrobione czarodziejskim aparatem jego matki, który z komody wygrzebały jej wścibskie palce.

- Dostałaś protezę i od razu woda sodowa uderzyła ci do głowy - fuknął wtedy na nią, pół żartem - pół serio. Faktycznie był trochę zły na to, że bez pytania plądrowała zawartość tego wysypiska jego przeszłości. Ale była to znacznie cieplejsza złość, może nawet tylko rozdrażnienie, podszyte czymś, co mógłby uznać za radość, gdyby tylko nie cholerna świadomość nadchodzącego piekła...

Patrzył na zdjęcie, na którym ona uśmiecha się promiennie, choć jej twarz nosi ślady zmęczenia i wyniszczenia chorobą. Jej oczy patrzą prosto w obiektyw; oczy dwudziestolatki, która wie, że zaraz umrze, zdają się starsze o całe dziesięciolecia. On krzywi się kwaśno, ale jego twarz niespodziewanie łagodnieje, gdy ona odwraca ją ku sobie i całuje go w policzek tuz przy nozdrzu.

Ot cała magia. Zatrzaśnięcie chwili na jednej klatce kliszy.

- Co robisz? - Wzdrygnął się, zupełnie jakby nakryła go na czymś zdrożnym.

W jego mniemaniu zresztą tak właśnie było: Severus Snape nie wzrusza się przecież nad świstkiem papieru...

- Granger?

Uśmiechała się krzywo. Stała całkiem pewnie na nogach, całkiem pewnie zważywszy na jej stan zdrowia...

- Severusie... - Ukucnęła przed nim.

Wiedział, że to nie zwiastuje niczego dobrego, podświadomie nawet chyba wiedział, co kobieta chce mu powiedzieć. Miał więc ochotę skląć ją i odesłać do wszystkich diabłów.

Ale potulnie słuchał.

Była jego nowym Albusem Dumbledorem, tylko jeszcze bardziej okrutnym.

Głębia otchłani (sevmione) ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz