25. Czy teraz, wszyscy będziemy szczęśliwi?

466 39 8
                                    

media: Avantasia - The Story Ain't Over

<Albert>

– A co jeśli powiem, ci, że jest ktoś, kto również mocno cię kocha? – pyta mnie, a ja przez chwilę myślę, nad słowami Art'a. Jakby nie spojrzeć zawsze był przy mnie. A jego słowa... Były dość dziwne jak na niego.

– Przestań gadać głupoty – wzruszam ramionami – Mnie? – próbuję obrócić wszystko w żart. Może to zmusi Art'a do powiedzenia więcej.

– Zamiast o mnie porozmawiajmy o tobie, panie przyszły przywódco?

– Ale co ty ode mnie chcesz? W przeciwieństwie do ciebie ja byłem w związku – mówi – A ty, co?

– A czy ja mówię, że nie jestem w związku? – ściągam okulary, przecieram oczy i zakładam je ponownie.

– Mówisz serio? – pyta, a ja mu przytakuję z szerokim uśmiechem. Twarz Art'a zaczęła się zmieniać. Z pogodnego wyrazu twarzy w przygnębienie. To już dało mi do zrozumienia, że przez mówiąc o osobie, która mnie kocha tak samo jak Desires Gwyn'a miał siebie na myśli. I co ja niby mam teraz zrobić? Cofnąć swoje słowa? Dać mu złudną nadzieję, że będziemy razem?

Serce podpowiadało mi, żebym tak zrobił, jednak rozum... Rozum był przeciwny temu rozwiązaniu, a wilk we mnie, pragnął Art'a. Przez cały ten czas... Nawet na moment nie zapomniał o alfie. Zawsze pragnęliśmy tylko go. A teraz, kiedy mamy okazję, to...

– To... Świetnie – mówi, a jego głos jest przepełniony smutkiem. Nie chciałem go zranić. Jednak... Tak będzie dla nas lepiej.

Patrzę jak Art wychodzi, wymigując się pójściem do Borysa. Wiedziałem, że kłamał. Na pewno nie idzie do alfy. Na pewno nie teraz.

I co ja najlepszego zrobiłem? Mogłem... Mogłem coś zrobić.

Przez tyle lat myślałem, że... Nie mam u niego szans, a kiedy dowiaduję się, że nie jestem obojętny mu to... Odrzucam taką możliwość. Dlaczego?

W imię czego to robię? Czy nam też nie należy się odrobinę szczęścia?

Co mam robić?

Po chwili do gabinetu przyszła pani Wisley. Zdziwiła mnie jej obecność, bo kobieta jest okazem zdrowia jak na swój wiek.

– Pokłóciłeś się z Arthurem? – pyta mnie, pewnie musieli się minąć

– Nie, dlaczego pani pyta? – tak naprawdę to złamałem serce Art'owi, ale co tam. To nic takiego. W końcu się pozbiera.

I przy okazji może zniszczyłem też naszą przyjaźń. Ale to nic. Naprawdę nic.

– Wychodził jakiś przybity, więc pomyślałam... Cóż nie jesteście już dziećmi – kobieta uśmiecha się delikatnie.

– Ale wciąż się zachowujemy jak dzieci – wtrącam się – Więc wiele się nie zmieniło.

– Też racja. Kłócicie się tak samo, jakbyście mieli po te siedem lat, naprawdę dziwię się, jak to się stało, że wasza przyjaźń jest taka silna... Naprawdę jesteście dziwnym duetem. Jednak doceniam to, że jako jedyny chyba potrafisz przywołać do porządku Art'a. Niekoniecznie pochwalam metody... Dlatego nie kłóćcie się więcej.

– Tego nie mogę obiecać, Art zbyt mocno mnie irytuje, a ja jego, żebyśmy nie mogli się nie pokłócić – mówię z uśmiechem – Więc... Co panią do mnie sprowadza?

<...>

– Och, zamknij się Art i przynieś mi środek odkażający rany! – wydarłem się na alfę, Borys poinformował Art'a, że udało im się odnaleźć Gwyn'a i że idą go odbić. Oczywiście jak na dobrą alfę przystało, Art, przybiegł do mnie i kazał mi wygonić wszystkich pacjentów, ponieważ nie wiedzieliśmy, co może się stać. Rozstawiałem Art'a po kątach, każąc mu przynosić najpotrzebniejsze rzeczy, których mogę potrzebować.

– Mogą przecież wrócić w każdej chwili! – wydzieram się na niego, wolę być przygotowany. W końcu nie wiem, w jakim stanie będzie Gwyn, Desires, czy Borys.

Ktoś zapukał do drzwi, a Art podbiegł do drzwi, otwierając je. Spojrzałem, jak Art'a wbiło w ziemię, najpierw przytulił brata, a później jasnowłosego. Reakcja Gwyn'a była niesamowita.

– Tak się cieszę, że nic wam nie jest – mówi Art i odsuwa się parę kroków, by pozwolić mi objąć to biedne stworzonko, które z mojej winy musiało trafić w łapy tego zwyrola.

– Tak bardzo cię przeprasza Gwyn, to nie tak miało wyjść! Art jednak miał rację, każąc mi zostać w domu... – mówię szybko. Po tym jak wyjaśnił mi, dlaczego się tak na mnie wściekał, zrozumiałem, że nawet i bez swoich obaw miał rację. To moja wina.

– Bo zaraz się rozkleisz, Albert – rzuca Art, a ja posyłam mu ostrzegawcze spojrzenie. Myślałem, że ten głupek będzie mnie unikać, ale... Wciąż tu jest i wciąż mnie irytuje. Dureń jeden.

– Chodź, zbadam cię – mówię i spoglądam na Art'a i Desiresa – A wam już podziękuję, możecie już iść – dłonią wskazuje na drzwi.

– Czy przypadkiem nie miałem ci pomóc? – pyta alfa.

– Miałeś! – burczę – Bo szacowałem większe rany, ale dam sobie radę! Nie musisz pogadać z Desires'em... Albo z Borysem? Miej ty trochę zainteresowania tym, co się dzieje w twojej sforze! – krzyknąłem i dla pewności, że wyjdą, wypchnąłem obojgu za drzwi. A co się będę ograniczać!

Kazałem usiąść Gwyn'owi na krześle, a sam poszedłem włączyć czajnik z wodą na herbatę. Zerknąłem do mojej szuflady, czy mam jakieś słodkości, którymi mogę poczęstować omegę. Ostatnim razem Art dogrzebał się do wszystkich słodkości i nie jestem pewien, czy odkupił mi wszystko, co zdążył zeżreć.

– Jak się czujesz Gwyn? – pytam. Nie wiem, co działo się z nim przez te trzy dni, może potrzebuje rozmowy zamiast opatrywania ran?

– Ja... Dobrze. Chyba, tak myślę... Bałem się Gartha i tego co może mi zrobić – mówi, jestem zaskoczony jego wylewnością. Myślałem, że przemilczy całe to wydarzenia. Ale to bardzo dobrze, że mówi.

– Rozumiem, to musiało być trudne... Czy Garth... Coś ci zrobił? – pytam. Wiem, że to są niebezpieczne obszary, ale muszę wiedzieć. Jeśli Garth w jakiś sposób go skrzywdził, muszę o tym wiedzieć.

– On próbował, ale Desires przyszedł... Najbardziej bałem się, że... Zdąży mnie oznaczyć – mówi cicho.

– Przecież do pełni jest jeszcze sporo czasu – mówię – On naprawdę zgłupiał – kręcę głową. Każdy wie, że oznaczenie poza pełnią jest niebezpieczne dla omegi. Mógł go zabić! Po co to było wszystko? Próba odbicia go, skoro ostatecznie chciał go zabić?

Jednak organizm Gwyn'a jest osłabiony, możliwe, że nie utrzymałby go przy życiu do najbliższej pełni, a wilk Gwyn'a po prostu zacząłby umierać z tęsknoty za swoim mate.

– Był zazdrosny o Desiresa...

– Nie usprawiedliwiaj go słoneczko, nie musisz. Teraz jesteś już bezpieczny – mówię. Teraz już nic mu nie grozi. Desires zadba o niego. I w końcu wszyscy będziemy żyć szczęśliwie.


Silverthorn jak nigdy nie może znaleźć sobie chwili wolnego, bo zawsze coś jest ważniejszego do zrobienia.  A u moich Flohe co tam słychać?

The moon is miles above us //BLWhere stories live. Discover now