18. Teraz, znowu byliśmy skłóceni.

432 35 3
                                    

media: BABYMETAL - Oh! MAJINAI (ft. Joakim Brodén)

<Albert>

– Ja mam tylko jedno pytanie, jedno: Jak? – pytam, spoglądając na żałosny wygląd swojego pacjenta, którym o dziwo nie był Art.

– No... Normalnie? – wzrusza ramionami.

– No tak normalnie masz poharataną całą łapę? – upewniam się, a chłopak tylko kiwa głową. Kręcę tylko głową.

– Arthurze mógłbyś mi pomóc, a nie siedzieć na dupie i czekać na zbawienie? – zwracam się do alfy.

– Nie możesz mi rozkazywać – mówi, najwidoczniej uraziłem jego alfią dumę. No jak mi szkoda. A może po prostu próbuje się popisać przed młodą betą?

– Ale jesteś w mojej przychodni, więc ja tutaj dowodzę – patrzę mu prosto w oczy, a alfa w końcu mięknie.

– To, co mam robić? – mówi, zeskakując z kozetki.

– Daj mi bandaż i coś do odkażania – proszę go. Widziałem, że Art chciałby coś powiedzieć, ale jedno moje spojrzenie i przymyka się, całkowicie. Dobry alfa. Może w nagrodę go pomiziam?

– A tak serio młody, to co się stało? – zagaduje Art, jak widać, nie tylko mnie interesuje, co się stało z ręką bety. Wiem, że w tym wieku można mieć głupie pomysły, nawet Art miewał głupie pomysły, które często kończyły się wizytą u lekarza, ale bez przesady. Nie było tak źle... Jeśli miałbym ocenić to w skali ludzkiej to... Człowiek nie byłby zdolny już do ruszania tą dłonią.

– Nic – odpowiada beta.

– Ktoś was zaatakował? – pyta Art, w sumie jakby spojrzeć na to z innej strony to... Czy to młode pokolenie byłoby na tyle głupie, żeby wymyślać, coraz to głupsze zabawy? Oczywiście alfy są na tyle głupie, bo w końcu zawsze muszą pokazać, kto jest silniejszy, ale bety?

Chłopak nie chciał za bardzo mówić, więc kazałem zamknąć Art'owi dziób i grzecznie pomagać.

Kiedy opatrzyłem dłoń bety, usiadłem za biurkiem.

– I co mój szanowny lekarz ma do powiedzenia w tej sprawie? – pyta mnie.

– Myślę, że nikt go nie zaatakował, a raczej próbował popisać się przed alfami.

– Skąd taki wniosek? – dopytuje się.

– Jeśli ktoś, by go zaatakował, powiedziałby, tutaj każdy wie, że nie warto ukrywać takich informacji, jeśli to pozwoli utemperować szczeniaków z tamtej watahy.

– I tyle? Nie powinniśmy poinformować jego rodziców?

– A czy ja robię za opiekuna wszystkich nieletnich? Ja tylko składam was do kupy – wzruszam ramionami.

– I czasami prowadzisz sesyjki terapeutyczne.

– Nieprawda – burczę pod nosem.

– Prawda.

– Nie.

– A kto ostatnio przez godzinę tłumaczył mi, że nie wolno włamywać się do cudzych domów?

– No ja! Ale sam się prosisz o te wykłady! Bo tak nie wolno!

– Mhm.

– No tak, a jakbyś się czuł, gdyby ktoś wchodził do twojego domu, bez uprzedzenia cię? To nie jest zachowanie godne przyszłego przywódcy – tłumaczę mu.

– I znowu to robisz – zauważa Art.

– Co robię?

– Odstawiasz coś na wzór spotkania terapeutycznego.

– Sam się odstawiasz. Ja ci tylko tłumaczę, że nie wolno tak.

– A cicho bądź już.

– Nie, bo ty mi coś insynuujesz. Nie jestem żadnym terapeutą, tylko lekarzem.

– Ale mógłbyś zostać terapeutą! Masz lepsze zadatki na bycie terapeutą niż lekarzem – mówi Art – O cholera, to nie tak miało zabrzmieć – mówi szybko.

– A ty swoje znowu? Wiesz co? Idź stąd i nie pojawiaj się przez najbliższe sto lat! – krzyczę na niego.

– Ale dlaczego jesteś taki agresywny? Nie to miałem na myśli!

– Wynoś się! Bo ciągle to robisz! Ciągle insynuujesz mi, że nie powinienem zostać lekarzem.

– Tak? A ty ciągle insynuujesz mi o tym, że powinienem założyć rodzinę! A ty, to co? Spotykasz się w ogóle z kimś? – pyta mnie. Zrobił to specjalnie. Specjalnie to powiedział.

– A żebyś wiedział, że się spotykam! A teraz wynoś się!

Myślałem, że Art nie weźmie tego na serio, ale wyglądał na zszokowanego moimi słowami.

– W takim razie idę – mówi chłodno. Nie miałem dość odwagi, żeby go zatrzymać. Przecież kłamałem... Nie spotykam się z nikim. Ja... Kocham tylko go. Wiem, że nigdy nie będę z nim, ale...

Dlaczego zawsze musimy kłócić się o totalne głupoty? Zawsze tak jest, kłócimy się o zwykłe błahostki. Czy go to nigdy nie męczy? Nie czuje się z tym źle, że znowu przyczyną naszych kłótni była zwykła błaha rzecz?

– Art... – szepnąłem cicho, kiedy alfa wyszedł z gabinetu – Przepraszam.

<...>

Leżałem na sofie, na której czuć było zapach Art'a. Nawet trudno mi stwierdzić jak wiele nocy spędził tutaj alfa. Pan Wisley podarował Art'owi skromny domek zaraz po tym jak ukończył pełnoletność. Nie zrobił tego, bo chciał pozbyć się syna, po prostu... Uznał, że skoro Art ma swoją wybrankę, to... Wkrótce zamieszkają razem. Wciąż nie wiem, jakim cudem Art dostał mały domek, a Desires dwupiętrowy dom. Jak dla mnie to Art powinien dostać ten dom, skoro umawiał się z Zoe i to było wręcz przesądzone, że którejś pełni ją oznaczy? Zresztą czy to ważne?

Po prostu Art od momentu zamieszkania na swoim zaczął częściej przebywać poza swoim domem. Właściwie... Mogę się przekonać, że nie będzie go w domu. Pewnie poszedł do Desiresa i o ile ten go nie wyrzucił, to spędzi u niego noc. Chociaż biorąc pod uwagę paniczny strach Gwyn'a przed alfami, to... Może jednak spędzi noc w swoim domu.

Źle mi było, że znowu jesteśmy skłóceni, więc po prostu... Pójdę go i przeproszę.

Nim wyszedłem z domu napisałem do Desiresa, czy ta zguba przypadkiem nie przypałętała się do niego, ale jak się mogłem spodziewać Desires wyrzucił go na zbity pysk, dlatego też skierowałem się prosto do domu Art'a.

Zapukałem do drzwi i poczekałem chwilę, jednak kiedy nikt mi nie otworzył, po prostu chwyciłem za klamkę. Drzwi były otwarte. Przez chwilę zastanawiałem się, czy wejść, czy też nie, bo nie wiedziałem, czy jest w domu. Po chwili jednak uznałem, że skoro on może wchodzić do mnie bez pozwolenia, to dlaczego ja nie mogę.

– Art?! – krzyknąłem, ale nikt nie odezwał się. Rozejrzałem się, tak naprawdę to nie bywam tutaj często, bo głównie przesiaduję w przychodni, a Art zazwyczaj przesiaduje u mnie, więc nie często tutaj jestem.

– A na mnie to krzyczysz, kiedy wchodzę pod twoją nieobecność – oświadcza Art, który musiał wejść przed chwilą do domu.

– Ja nie jestem tobą – przypominam mu – Co porównujesz mój jeden raz, do swoich wielu razów? – pytam go.

– Mój dom, zawsze stoi dla ciebie otworem. Zapasowy klucz trzymam pod doniczką – informuje mnie – Chcesz coś do picia? – pyta.

Dziwnie się zachowuje.


Fun fact: Ten rozdział został napisany 25 października. A obecnie wszystkich rozdziałów, Silverthorn ma 35, więc gdyby wzięła tak wolne i nie pisała na bierząco, to za chiny ludowe, by już nie dokończyła tej książki

 

The moon is miles above us //BLWhere stories live. Discover now