30. Teraz, kochałem cię najmocniej na świecie.

493 42 6
                                    

media: Elvenking - The Play of the Leaves

< Art>

– I gdzie tak się śpieszysz? – pytam Alberta, który wystrzelił jak z procy, zaraz po tym jak dojechaliśmy do miasta. Nawet nie zarejestrowałem momentu, kiedy wyszedł z auta. Po prostu... Był Albert, nie ma Alberta.

Z trudem go dogoniłem, ale może dlatego, że... Nie jestem już taki młody.

Chciałem być dobrym alfą i uszczęśliwić swoją betę. W dodatku dziś, kiedy przypadają jego urodziny.

– Zakupy – odpowiada.

– Przecież nie zamkną nam sklepów – chowam dłonie do kieszeni płaszcza. Końcówka listopada przypominała o zbliżającej się zimie. Oczywiście to nie przeszkadzało Albertowi, by wymijać ludzi, z niedbale zapiętym płaszczem. Chociaż my – wilkołaki – nie odczuwamy tak niskich temperatur, to raczej staramy się przypominać ludzi, kiedy chodzimy po mieście pełnym ludzi. Raczej ludzie nie są świadomi tego, ale... Dlaczego mamy odstawać od reszty?

– A kto powiedział, że to będzie jeden sklep? – pyta, odwracając głowę, uśmiechając się promiennie. Westchnąłem ciężko i podążałem za betą. Miałem nadzieję, że jego zakupy nie pokrzyżują reszty moich planów na dziś.

<...>

– Właśnie przepadła nam rezerwacja – wzdycham ciężko, mówiąc kiedy zerkam na godzinę. Nie pomyślałem, żeby wziąć ze sobą telefon i w ewentualności zadzwonić i przesunąć rezerwację na późniejszą godzinę.

– Ups? – beta zaśmiał się, spoglądając na mnie niewinnie.

– Przypomnij mi, dlaczego jeszcze cię nie zabiłem? – pytam go.

– Ponieważ... Zapłakałbyś się na śmierć, gdybyś mnie zabił – oznajmia. No coś w tym jest.

– To nie zmienia faktu, że kiedyś cię zabiję.

– Podźgam cię skalpelem – ostrzega mnie.

– Jesteś tak samo groźny jak szczeniaczek – zauważam.

– A chcesz się przekonać? – pyta mnie, wbijając we mnie swoje spojrzenie, które próbuje podtrzymać. Może i Albert nie jest silny, ale za to jest przebiegły, więc uderzył mnie, kiedy się tego nie spodziewałem.

– Bo zaraz będziesz wracać na piechotę – mówię, odpalając silnik.

– Nie zrobisz tego.

– Zrobię.

– Nie zrobisz – mówi poważnie, a ja wzdycham głośno. Liczyłem, że skoro już jesteśmy związani ze sobą, to dam radę zapanować nad Albertem. A wyszło na to, że to Albert ma więcej do powiedzenia niż ja. Staram się nie przejmować tym, że pewnego dnia tata odda mi przywództwo, a Albert jako mój partner będzie również ważną osobą. Chociaż nie sądzę, by wyszedł ze swojej przychodni. Tak na dobrą sprawę to... Jako mój życiowy partner powinien przekazać prowadzenie przychodni komuś innemu, a sam zająć się sprawami stada. Tak jak robi to mama, chociaż nie uczestniczy w każdej naradzie, ale jeśli chodzi o dobro ogółu... Towarzyszy tacie, przemawia w imieniu omeg i kobiet. Chociaż nie wiem, czy by to wyszło z Albertem. Mimo wszystko jest mężczyzną. Jakby miał zrozumieć większość problemów, które rozumieją tylko kobiety i omegi? Owszem jest lekarzem, słucha dużo, ale... To jednak coś innego.

– Ty patrzysz na drogę, czy mnie podziwiasz? – pyta Albert, szturchając mnie.

– A nie mogę robić jednego i drugiego? – odpowiadam, a Albert wzdycha głośno, kręcąc głową. Domyślam się, że miał bardzo, ale to bardzo ciętą odpowiedź.

<...>

Pocałowałem Alberta, a ten w odpowiedzi wsunął swoje dłonie pod moją bluzkę. Naparłem na niego mocniej, pogłębiając pocałunek. Oczywiście Albert nie byłby sobą, gdyby nie pokazał, że... powoli nudzi go ta gra wstępna. Kochanie się z nim jest inne, niż kochanie się z omegą. Omegi są kruche, wymagają wiele uwagi. Trzeba być... ostrożnym, delikatnym. Z Albertem... Z Albertem jest inaczej.

Jest niecierpliwy, nie potrzebuje tyle uwagi, co omega.

Ściągnąłem z niego ubrania, zjechałem niżej pocałunkami; na jego szyję. Beta zadrżała w moich ramionach Przejechałem językiem po oznaczeniu, a z ust Alberta wydobyło się ciche westchnięcie.

Nigdy nie pomyślałbym, że moja beta może być taka... Taka gwałtowna? Raczej to co widzę na co dzień, powoduje, że nigdy bym nie podejrzewał Alberta o to, że potrafi dominować na równi z alfą. Bo właśnie to robi Albert, dominuje.

– Czy zawsze musi być po twojej myśli? – szepczę mu do ucha. Ciemnowłosy przechyla głowę i spogląda na mnie swoimi niebieskimi oczami.

– Oczywiście – odpowiada i nim się orientuję, leżę na plecach, a Albert siedzi na mnie okrakiem. Nie, żebym miał na co narzekać. Miałem idealny widok na nagie ciało Alberta.

Przejechałem dłonią po jego boku, Właściwie chciałem się z nim podroczyć. Jeździłem dłonią po jego nagi torsie, patrząc bezczelnie mu prosto w twarz, której mimika zmieniała się w zaskakującym tempie. W jednej chwili wyglądał, jakby chciał mnie zamordować, a w drugiej... cóż wyglądał bardzo podniecająco.

– Art – nie byłem pewien, czy w ogóle Albert coś powiedział, czy tylko poruszał ustami, ale przestałem się nad nim tak pastwić. Co nie oznacza, że całkowicie porzuciłem, pomysł, męczenia go nim przejdziemy do konkretów. Zjechałem dłonią na męskość mężczyzny i bez pośpiechu zacząłem poruszać ręką na niej. Wiedziałem, że to tylko bardziej zirytuje Alberta. Jednak jakoś muszę się odgryźć za te wszystkie momenty, kiedy on mi ubliża? Beta wydał z siebie ciche jęknięcie, ale nie powiedział nic. Dziś był zaskakująco cicho, nie licząc dźwięków świadczących, że jest mu ze mną dobrze, był cicho, co wręcz było podejrzane.

– Jesteś dziś jakiś milczący – mówię, a Albert marszczy brwi. Chyba nie spodziewał się, że w takiej chwili będę z nim rozmawiać.

– A ty jesteś dziś strasznie irytujący – mówi, a kiedy przyśpieszam ruchy dłonią, wygina swoje ciało delikatnie – Mógłbyś w końcu przestać się tak mną bawić? – burczy z wyrzutem.

– A co nie podoba ci się? – pytam, kładąc wolną dłoń na jego plecach, skąd powoli zsunąłem ją na pośladki mężczyzny.

– Po-podoba – mruknął, kiedy wsunąłem w niego pierwszy palec.

– To skąd te pretensje?

– Robisz to celowo – warknął, nachylając się nade mną.

– Oczywiście, ze robię – uśmiechnąłem się, a beta mnie pocałowała.

– Jesteś okropny – komentuje.

– Uczę się od najlepszych – znowu go pocałowałem, a kiedy doszedł w moją dłoń, uznałem, że czas przestać się nad nim pastwić.

Zmieniłem pozycję, tak, że to teraz on leżał pode mną, a sam zająłem się zdejmowaniem swoich ubrań. Albert bez słowa rozsunął swoje nogi, dając mi lepszy dostęp.

– Nie można było tak od razu? – powiedział zaraz po tym jak wszedłem w niego do końca.

– Ty to potrafisz psuć każdy nastój – mówię i nachylam się, by go pocałować – Musisz się tak rządzić?

– To mój obowiązek, by wychować cię na porządnego obywatela i przyszłego przywódcę.

– Wiesz co? Chyba się rozmyśliłem – mówię, a Albert objął mnie z całej siły.

– Nawet mi się teraz nie waż wycofywać.

The moon is miles above us //BLWhere stories live. Discover now