16. Teraz, nie potrafiłem się na ciebie długo gniewać.

436 35 1
                                    

media: AMBERIAN DAWN - Lay All Your Love On Me (ABBA Cover)

<Art>

Byłem nieco zdziwiony, widząc Alberta z samego rana w moim domu. To nie w stylu bety, by odwiedzać kogoś w domu, bez wyraźnej przyczyny. Oczywiście zdarza mu się to, ale w czysto zawodowych sprawach.

– Co tutaj robisz? Jest jeszcze wcześnie – mówię i opieram się o framugę drzwi. Skoro on potrafi być dla mnie nie miły, to ja również będę.

– No przepraszam, że nie umiem się włamywać – rzuca – Mogę wejść, czy mam sobie tak stać na tym zimnie? – pyta mnie, ale nic nie odpowiadam. Nie jestem debilem, wiem, po co tutaj przyszedł, jednak przez tę chwilę chcę pokazać mu, że nawet jego słowa potrafią ranić, nawet nie mówi ich w pełni świadomy.

– Przepraszam Art – mówi beta i robi coś, co mnie zaskakuje. Kładzie swoją głowę na moim ramieniu i po prostu tak stoi. Wyciągam dłoń, by pogłaskać go po tych niesfornych włosach.

– Mhm – nie potrafię się na niego złościć. Nie chodzi o to, że uczucie, którym go darzę, przysłania mi logiczne myślenie... Po prostu wiem, że nie mówił tego poważnie.

– Nie zostawiaj mnie – prosi mnie.

– Chyba już ogłupiałeś do reszty, Albert – stwierdzam – Czemu miałbym cię zostawić? Wciąż jesteś moim przyjacielem. Nadal jesteś nieznośny, ale to wciąż ty.

– Bo... Sam nie wiem – mówi. Jestem szczęśliwy, że Albert przyszedł do mnie, nawet z samego rana, by przeprosić mnie. Chociaż wiem, że zrobił to na wzgląd naszej przyjaźni, to... I tak się cieszę.

Skoro w taki sposób mogę należeć do jego życia, to nie będę wydziwiać.

– Daj mi jeść – mówi po chwili, a ja parskam śmiechem.

– Przyszedłeś mnie tylko przeprosić, bo... Byłeś głodny? – pytam go, a beta bezwstydnie mi przytakuje.

– Zawiodłem się na tobie, Albert, naprawdę – stwierdzam.

– Nie marudź, dawaj jeść – żąda.

– A jeśli ci nie dam, to...? – podpuszczam go.

– Utopię cię w rzece, a później zakopię w takim miejscu, że nikt nie odnajdzie twojego ciała – grozi mi – Daj jeść – powtarza swój rozkaz.

Jako przykładny alfa, muszę nakarmić tę zbłąkaną betę, bo jeszcze zdecyduje się spełnić swoją groźbę, albo – co gorsza – padnie z głodu. Lepiej nie ryzykować.

– Ty beze mnie, to jak bez ręki.

– Głodny jestem – skarży się.

– A ja niewyspany – odgryzam mu się.

– Ty możesz iść spać, a ja muszę pracować!

– Sugerujesz, że cały dzień się lenię?

– No oczywiście! – oświadcza, a ja w sumie nie mogę się z nim nie zgodzić. Głównie się lenię, ale dziś akurat mam zajęcie,

<...>

– Chcesz wody? – proponuję omedze. Wygląda bardzo słabo, więc wolałbym, żeby nie zemdlał w trakcie rozmowy, bo Desires powiesiłby mnie. Gwyn panicznie rozejrzał się po pomieszczeniu, aż w końcu się odezwał nieśmiało:

– Po-poproszę.

– Bez obaw Gwyn – mówi spokojnie tata, a ja podaję wodę omedze i zajmuję miejsce obok taty. Przypomniałem tacie, by całą rozmowę przeprowadził ostrożnie, a w najlepszym przypadku zaczął od podstawowych informacji. Zwykle nie musieliśmy tego robić, skoro większość dokumentów mieliśmy, ale... Gwyn to osobny przypadek.

The moon is miles above us //BLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz