26. Teraz, sprawy całkowicie się skomplikowały.

586 41 5
                                    

media: DYNAZTY - Heartless Madness

<Albert>

Wracałem właśnie do domu, byłem całkowicie wyprany ze wszystkich sił, Dostrzegłem Gwyn'a i Desiresa idących – zgaduję – w stronę lasu. Dzisiejsza pełnia nie okazała się tą pełnią, podczas której Gwyn ma ruję. Jednak wcale mnie to nie dziwiło. Właściwie to... Byłbym zdziwiony gdyby ruja się dziś pojawiła. Gwyn to jeszcze dziecko, więc jego ruje będą nieregularne. Chyba nie mam żadnych obaw odnośnie tego, że do końca życia mogą być nieregularne. Czasami tak się zdarza, kiedy omega prowadzi niezdrowy tryb życia, bądź po prostu psychika jest w słabej kondycji. Właściwie na nieregularną ruję, może wpływać wiele czynników.

Przywitałem się z nimi, widziałem, że Gwyn chciał zamienić ze mną słowo, ale Desires szepnął coś mu na ucho. Nie byłem na niego zły, właściwie to odczuwałem wdzięczność. Jestem zmęczony i najchętniej położyłbym się spać, ale jeśli dobrze myślę, czeka mnie jeszcze konfrontacja z Art'em i kilka prób wyrzucenia go z mojego domu. Oczywiście nie odniosę żadnego sukcesu. To dlaczego to ja w ogóle robię?

– Cześć, Art – mówię od progu, zdejmując obuwie.

– Dzień dobrerk, Albert! – krzyknął radośnie, a ja uśmiechnąłem się sam do siebie. Głuptas.

Poszedłem do kuchni i usiadłem przy stole. Wbiłem wzrok w Art'a, czekając, aż mi wyjaśni, co właściwie robi. Trudno było mi dostrzec, ponieważ stał tyłem, a ja... Nawet nie miałem siły, by kiwnąć palcem, a co dopiero napastować Art'a w tym, co robi.

– Chciałem zrobić ci kolację, ale... Przypaliłem ci garnek – mówi. Cóż to trochę wyjaśnia, dlaczego stoi przy kuchennym zlewie.

– Czy ty właśnie szorujesz mój ulubiony garnek?

– Przecież ty nie gotujesz, to jakim cudem może być on twoim ulubionym garnkiem? Już prędzej to mój ulubiony garnek – mówi. Coś mi nie pasowało w zachowaniu Art'a. Zachowywał się dziwnie i to dziwnie. Nie twierdzę, że sprzątanie po sobie jest, czymś dziwnym, bo w końcu Art zawsze to robi, ale...

– Wietrzyłeś dom? – pytam go. Jest duszno, bardzo duszno. Właściwie to... Mam wrażenie, że Art pod moją nieobecność robił strasznie nieprzyzwoite rzeczy. W dodatku z omegą, która jest w rui...

Co raczej nie jest możliwie, ale... Chwilka... Czy ja wyczuwam w swoim domu zapach charakterystyczny podczas rui?!

– Art, spójrz na mnie – proszę go.

– Po co?

– Po prostu spójrz na mnie, dobrze? – proszę go. Alfa niepewnie odwraca się w moją stronę i nieśmiało zerka w moją stronę.

Wszystko wskazywało na to, że Art dostał rui... Nie jest to niemożliwe, właściwie to... Jest niewielki procent szansy, że alfa, bądź beta przejdą ruję. Oczywiście w każdym z przypadków nie jest możliwe zajście w ciążę, jak w przypadku omegi w trakcie rui... Ruja u alf i bet to raczej swoiste zwiększenie chęci na seks. Zastanawiałem się, czym obraziłem Lunę, że pokarała mnie Art'em w rui?

Jasnowłosy alfa podszedł do mnie, w jego złotych oczach błyszczy pożądanie. Siedziałem jak sparaliżowany, zamiast zrobić cokolwiek, by powstrzymać Art'a.

Kiedy zbliżył się do mnie na niebezpieczną odległość, wyciągnąłem dłonie, by odepchnąć go.

– Hej, Art, co ty robisz? – pytam, a do moich nozdrzy dotarł mocny zapach mięty, przez który kręciło mi się w głowie. Zaschło mi w ustach, kiedy zdałem sobie sprawę, że... Nie tylko Art dostał dziś rui.
Jestem lekarzem, więc stwierdzenie, czy mam ruję, nie stanowi dla mnie problemu. Ukłucie w podbrzuszu ponownie się pojawiło, a ja nie mogę dłużej walczyć ze sobą. Przyciągnąłem Art'a do pocałunku, który szybko odwzajemnił.

Nim się zorientowałem, alfa złapał mnie, a ja oplotłem go nogami w biodrach, nie przerywając pocałunku. Cholera jasna, co my robimy?!

Zaniósł mnie do sypialni i położył na łóżku; górując nade mną, zaczął wodzić dłońmi po moim rozgrzanym ciele.

– Art – szepnąłem, chcąc przywrócić alfie zdrowy rozsądek. Niedługo mój wilk przejmie nade mną kontrolę, rano będziemy tego żałować. Jak ja niby później spojrzę mu w twarz?

Art, tylko warknął w moją stronę, jednak przerwał pieszczenie mojego ciała. Spojrzał mi prosto w oczy.

– Mój – powiedział, po czym dla pewności, że zrozumiałem, powtórzył:

– Tylko mój.

Mój wilk szalał z radości, wyginając ciało, dałem mu do zrozumienia, że również tego chcę. Cóż... Wstydzić się będę jutro...

Przyciągnąłem alfę do pocałunku, w tym samym czasie pozbywając się swoich ubrań. Nasze ciała przylegały do siebie, w taki sposób, że nie było wolnej przestrzeni. Prawie tak jakbyśmy zostali dla siebie stworzeni.

Objąłem mocniej Arthura, cicho skomląc, by w końcu wszedł we mnie.

– Proszę – jęknąłem, ocierając się o niego – Proszę – nasze zapachy mieszały się ze sobą, tworząc nieco orzeźwiającą nutę zapachową.

Jęknąłem cicho, kiedy Art ugryzł mnie w ramię, delikatnie polizał. Jednak to mu nie wystarczyło. Sięgnął wyżej, gryząc mnie w kark. Krzyknąłem głośno. On... Nie mógł tego zrobić, prawda?

– Mój – warknął, zlizując stróżkę krwi, która pojawiła się przy ugryzieniu.

Nie zrobił tego prawda? Nie oznaczył mnie? Czy to w ogóle możliwe? Jednak niedane było mi się dłużej nad tym zastanawiać, bo Art wszedł we mnie jednym zdecydowanym ruchem, który sprawił, że pociemniało mi przed oczami. Krzyknąłem głośno i złapałem się go mocniej, kiedy on poruszał się, we mnie, dając mi nieskończoną przyjemność.

<...>

Rano wcale nie czułem się dobrze. Wszystko mnie bolało, jednak to nie było najgorsze. Gdybyśmy się tylko ze sobą przespali w jakiś sposób, bym wybrnął z tej sytuacji. W końcu zdarza się, że bety i alfy dostają rui, nic złego się nie stało. Zapomnielibyśmy o tym, ale... Oznaczył mnie... Łudziłem się, że tylko to był mój wymysł, ale ślad na karku wciąż się znajduje, swoim bólem przypominając mi, że nie mam żadnych omamów wzrokowych. Jak teraz z tego wybrniemy? Oznaczył mnie, stałem się jego partnerem. I takie rzeczy się zdarzają. Nigdy nie widziałem na własne oczy oznaczoną betę przez swojego partnera, bądź alfę w rui, ale... Wiem, że to możliwe.

Kiedy Art wstał, rzuciłem w niego talerzem, który akurat miałem pod ręką.

– Co ty najlepszego szmaciarzu uczyniłeś?! – wydzieram się na niego i tylko jego refleks sprawił, że nie rozbiłem tego talerza na jego głupiej gębie.

– Oznaczyłem cię? – pyta spokojnie. Do niego nie dociera powaga sytuacji?

– Ty w ogóle wiesz, co zrobiłeś?! – drę się na niego. Czy mógł chociaż raz pomyśleć, nad tym co robi?

– Oznaczyłem cię – powtarza, a ja biorę kolejny talerz, tym razem nie zamierzam spudłować.


The moon is miles above us //BLWhere stories live. Discover now