5. Dawno temu, zostawiłeś wszystko, by być przy mnie.

563 50 8
                                    

media: DARIA - PARANOIA

<Albert>

Przyglądałem się, jak znajomi Art'a zapraszają go do wspólnego spędzania czasu po szkole. Nie, żebym czuł się zazdrosny z tego powodu. Ja nie, ale mój wilk owszem. Jest wściekły, że wśród tych osób są omegi.

Art jest przystojny, może nie dorównuje Desiresowi, ale tak... Zdecydowanie jest przystojny. W końcu to alfa. Bez zbędnego wysiłku może wyglądać perfekcyjnie, gdzie ja, beta, muszę się sporo natrudzić, żeby wyglądać, chociaż w minimalnym stopniu, co alfa.

Ale Art jest przystojny w taki swój własny sposób. Nie wiem jak to wytłumaczyć. Kiedy widzę, innego alfę to każdy wygląda dla mnie tak samo, natomiast Art i jego brat, przybrany, ale wciąż brat, wyglądają... Inaczej. Oczywiście Desires wychował się w innych warunkach przez co, czasami ma się wrażenie, że jest jakiś egzotyczny... Ehhh nieważne.

Art jako pierworodny syn, w dodatku alfa, przyciąga uwagę każdej samicy. W końcu, która nie chciałaby być wybranką, bądź wybrankiem, samego następcy stada?

Oczywiście gdzieś tam jest ta jedna wyjątkowa omega. Jego bratnia dusza. Jednak, czy ją odnajdzie, czy nie... Wszystko zależy od Luny. Może ją spotkać za rok, a może dopiero spotkać ją pod koniec swojego życia.

A na barkach Art'a ciąży jeden obowiązek – spłodzenie potomka, który przejmie po nim stado. Co momentalnie skreślało mnie z listy potencjalnych kandydatów, na bycie związanym w jakiś sposób z alfą nim pozna swoją przeznaczoną omegę. O ile wcześniej jakaś inna nie zawróci mu w głowie i nie oznaczy jej, tym samym łamiąc serce omedze, której nigdy nie spotkał. Z jednej strony to... Smutne, a z drugiej najbardziej logiczne rozwiązanie. Nie każdy alfa chcę, zaakceptować swoją drugą połówkę wybrną przez Lunę.

Jestem betą, nigdy nie spotkam swojej bratniej duszy. Będę mógł związać się, z kim tylko będę chciał. Nigdy nie oznaczę, ani nie będę oznaczony. To znaczy... Wiem, że to jest możliwe. O ile dostanie się rui, a ruja u alf, czy bet... Nie występuje. Może wystąpić, ale nie musi. Do końca życia możemy być wolni, bądź wziąć ludzki ślub. Chociaż i bez tego nasza społeczność będzie traktować dwie bety, i nie tylko, jak partnerów życiowych.

Art spojrzał na mnie, jakby szukał pozwolenia na to, by móc wyjść. Nie zamierzam stać mu na przeszkodzie w posiadaniu innego życia. Sam mu mówiłem, że ono nie musi kręcić się wokół mnie. Cokolwiek uczyni... Ja będę podążać za nim.

Nie dlatego, że go... kocham. Będę za nim podążać, bo przede wszystkim jestem jego przyjacielem. I taka jest moja rola – być przy nim i wspierać go. W dodatku jeśli zostanę lekarzem... Pomogę innym, będę w końcu użyteczny.

<...>

Przetarłem dłonią krwawiący nos i spojrzałem w stronę Gilberta, który odchodził w popłochu.

Gilbert jest betą jak ja i nie ma mózgu. Większość nauczyła się, że... zawsze któryś z braci Wisely przyjdzie mi z odsieczą – najczęściej był to Art.

Jednak dziś przyszedł Desires. Lubię go.

Tak samo jak ja, stracił rodzinę i został przygarnięty przez rodzinę Wisely. Chociaż ja oficjalnie nie należę do nich, to... wiem, że traktują mnie ja własnego syna.

Czasami jestem zły, że Desires nie jest prawdziwym synem pana Wisely'a, bo wtedy mógłby zdjąć z Art'a obowiązek posiadania potomka. Niby w teorii mógłby, ale... Mogłoby to wzbudzić kontrowersje wśród starszych członków stada. Cholerne stare pierniki!

– Nie mów nic Art'owi – proszę Desiresa. Nie chcę, by pakował się jakieś kłopoty, tylko dlatego, że mu się nie spodobało, że ktoś inny nie rozumie jego poleceń.

– Nie powiem mu – mówi – Bo wiesz... Tamto powiedziałem tak przypadkiem – tłumaczy się.

– Wiem, Desires, wiem, że nie zrobiłeś tego celowo – mówię. Desires jest niewinnym alfą. Jestem przekonany, że jak osiągnie pełnoletność, zacznie szukać swojej omegi.

– Nie jesteś zły?

– Skądże... Czemu miałbym? – pytam – Ja i Art często się żremy, przecież wiesz – stwierdzam. Czasami kłóciliśmy się tak, że nie odzywaliśmy się do siebie kilka dni, ale zawsze się godziliśmy, ponieważ nie potrafiliśmy żyć bez siebie. Znamy się od dziecka. Dlaczego jakaś błahostka miałaby nas poróżnić i zniszczyć naszą przyjaźń?

<...>

Uczyłem się do sprawdzianu, który miałem w poniedziałek, ale co mogłem robić w piątkowy wieczór?

Spędzić je z Art'em?

Pewnie tak, gdyby był tutaj ze mną, ale przecież został zaproszony na spotkanie. Na pewno teraz obściskuje się z jakąś omegą, która wpadła mu w oko.

Być może przedstawi mi ją jako swojego obecnego partnera. Może zostanę zepchnięty na drugie miejsce? Przestanę być taki ważny? Po prostu będę jego przyjacielem, ale... między nami powstanie niewidzialna granica.

Oczywiście taka już istnieje. On nie może poznać moich prawdziwych uczuć. Jeśli je pozna... Jest tyle scenariuszy, które mogą się spełnić, od tych dobrych, po te złe. Ale jedno jest pewne – finał każdego z nich będzie taki sam. Nasza przyjaźń się skończy i nie ważne, czy zaakceptuje moje uczucia, odrzuci je, czy odwzajemni. W pewnym momencie nasza przyjaźń... Rozpadnie się. On może ze mną zerwać, może nic nie będzie czuć, będzie czuł się źle, że najlepszy przyjaciel go kocha.

Usłyszałem jak, ktoś wchodzi do mojego domu. Nie spodziewałem się gości, ale zgadywałem, że Desires, albo pani Wisely przyszła w odwiedziny, a raczej sprawdzić, czy nie potrzebuję czegoś.

Nie spodziewałem się zobaczyć Alberta.

– Nie pomyliłeś przypadkiem miejsc? – pytam go. Jestem niemal pewien, że umawiali się na dziś!

– Nie pomyliłem domów.

– To... Co tu robisz? Bo jeśli myślisz, że mnie wyciągniesz to... OSZALAŁEŚ?! – wydarłem się na niego kiedy rzucił się na kanapę, kładąc swoją głowę na moich kolanach.

– Jesteś jakiś nienormalny?

– Może trochę – przyznaję z uśmiechem, a ja uderzam go podręcznikiem. Idiota jak nic.

– Prawdę powiedziałem, po co mnie bijesz?

– Dla zasady – warczę – Co cię tutaj sprowadza? – pytam, próbuję nie okazywać tego, że jestem szczęśliwy, iż jest tutaj.

– Wiedziałem, że będziesz się uczyć, więc przyszedłem do ciebie – oświadcza – Zresztą bez ciebie było tam nudno. Zdecydowanie wolę twoje towarzystwo – przyznaje się, a ja uśmiecham się lekko. Wiedziałem, że mogę się tego po nim spodziewać. W końcu to Art. A Art jest Art'em.

Chociaż kazałem mu, żeby nie żył życiem podyktowanym pode mnie. Nie musi zmieniać swoich planów, ponieważ ja ich żadnych nie mam.

Z drugiej strony... To miłe, że ponad wszystko woli moje towarzystwo. I jak ja to niby mam to wszystko zniszczyć?

The moon is miles above us //BLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz