35. Teraz, znowu się kłóciliśmy.

465 39 4
                                    

media: Elvenking - What's Left Of Me

<Art>

– Albert, ja ci przypomnę, że Deisres nas zbije, jak zgorszymy mu dziecko – przypominam becie,

– Czyżbyś był zazdrosny o to, że Artemida dostaje więcej twojej uwagi, niż ty? – pyta, przechylając głowę na bok.

– Nie – właśnie o to chodzi – Zresztą, czy ty nie masz niczego do zrobienia w przychodni? – pytam go.

– Jak pracuję, źle; jak nie pracuję, też źle. Zdecyduj się – mruczy niezadowolony.

– Chodzi mi raczej o to, żebyś nie siedział w tej przychodni całymi dniami, tobie też należy się wolne – precyzuje.

– No to biorę sobie wolne – oświadcza.

– Bez przesady – kręcę głową – Od trzech dni masz wolne. Miej ty trochę poszanowania do swojej pracy.

– Widzisz? Twój wujek jest jakiś upośledzony, jak nie trzeba, to krzyczy na mnie, że mam przestać pracować, a jak nie pracuje, to mu to nie pasuje – mówi, a dziewczynka tylko się uśmiecha. Naprawdę polubiła Alberta, Poza moją mamą, nikt prócz Alberta, nie potrafi zapanować nad Artemidą. I on mi naprawdę próbuje wcisnąć, że nie jest omegą?

Może powinniśmy powtórzyć ten test i sprawdzić, czy faktycznie nic się nie zmieniło? W końcu bety nie mają takiego silnego instynktu... Omegi, są idealnymi rodzicami, więc dzieci podświadomie uspakajają się w obecności omeg, dlatego też jestem zaskoczony tym, że Artemida jest taka potulna w towarzystwie Alberta.

– Hej, Albert – zaczynam, a beta spogląda na mnie. W sumie to do twarzy mu w okularach jest.

– Nie, Art. Nie mogę być.

– Skąd w ogóle wiesz, co chciałem? – pytam go.

– Znam cię. Gapiłeś się na mnie i zastanawiałeś się jakim cudem Artemida jest taka spokojna, kiedy ja się nią zajmuję. Na pewno musi mieć coś z omegi, skoro tak się dzieje – mówi. O cholera, aż tak po mnie to było widać, czy po prostu tak mnie, zna?

– Ale...

– Posłuchaj, każdego roku sprawdzałem, czy aby na pewno nic się nie zmieniło... A po naszej rui... Zrobiłem to aż dziesięć razy... Więc nie ma żadnych szans, by coś nagle się zmieniło – tłumaczy mi.

– To by... Czekaj, jak to każdego roku?! – dziwię się.

– No tak, każdego roku powtarzałem ten test, sam nie wiedziałem, dlaczego mój wilk tak bardzo do ciebie ciągnie. Ale wszystko jest ze mną w porządku, rozumiesz?

– Ale przecież...

– Art, mam prawie trzydzieści lat, to jest wręcz już niemożliwe, zresztą jak już mówiłem, po naszej rui zrobiłem z dziesięć takich testów i żaden nie wykrył niczego. Jestem zdrową betą. Właściwie to jestem aż książkowym przykładem – informuje mnie – Zresztą gdyby coś było na rzeczy, to pojawiłaby się u mnie powtórnie ruja.

– To wciąż... – Albert znowu nie daje mi dokończyć.

– Art, czy ty naprawdę każdą cechę, którą przejawiam ja, a jest cechą omegi, będziesz negować i zastanawiać się, czy na pewno sypiasz z betą?

– I znowu zaczynasz – mówię.

– Nie, Art, to ty ciągle zaczynasz. Jakoś przez cały czas nie przeszkadzało ci, że jestem betą, a teraz już nagle zaczęło? Chyba wiedziałeś, co się z tym wiążę, prawda? Teraz nagle przypomniało ci się, że musisz mieć potomka? Serio Art? Jesteś żałosny – mówi Albert, a ja wychodzę z domu. Nie chcę się z nim kłócić. Naprawdę nie chcę. Myślałem, że... Zresztą, czy to już ważne?

<...>

– Art, jak cię kocham, tak zaraz cię walnę – warczy Desires – Artemida śpi i naprawdę nie chcę znowu jej usypiać, uwierz mi. Nie chcę.

– Przepraszam – mówię i siadam na kanapie.

– Dawno cię nie było u mnie, więc...?

– Pokłóciłem się z Albertem.

– A to ci nowość, naprawdę. Żrecie się jak dwa bezdomne koty, jeszcze dziwniej zarywacie do siebie. Ty chyba nie liczyłeś, że cały czas będziecie się za rączki trzymać? – nie wiem, czy Desires specjalnie mi dokopuje, czy robi to, bo sam jest rozgoryczony tym, że stracił swojego partnera, a nam... Mimo wszystko dobrze się układa.

– Chodzi o to, bo... Albert... przejawia cechy jak u omeg i czasami zastanawiam się, czy przypadkiem nie mógłby być... Niby mówi, że robił testy, ale...

– I myślisz, że cię okłamuje? – pyta, a ja przytakuje skinieniem głowy. Właściwie sam nie wiem, co mam o tym myśleć.

– I, co z tego? Nawet jeśli ukrywa przed tobą, że jest omegą, to... Czy ty przypadkiem nie wzdychałeś do niego od szkoły średniej? Wtedy jakoś nie próbowałeś sobie wmówić, że Albert to omega, widziałeś w nim betę. Więc w czym problem? – pyta mnie.

– Właśnie... Sam nie wiem, po prostu nie daje mi to spokoju...

– Stary, wrzuć na luz, bo zaraz sobie uronisz, że Albert jest w ciąży, ale dziecko nie jest twoje.

– Przestań sobie tak żartować. To poważna sprawa.

– Oznaczyłeś go, tak? – kiwam głową – Oboje dostaliście rui, co umożliwiło ci, oznaczenie go. Słuchaj, takie rzeczy mogą się przytrafić. Weźmy mnie i Gwyn'a – słyszałem jak głos brata załamał się – Pamiętasz co mówił Albert? O jego ciąży, a mimo wszystko... Udało nam się za pierwszym razem... Racja, teraz nie ma go tutaj, ale... Zdarzył się cud, łapiesz? Mam córkę. Córkę, której mógłbym nigdy nie mieć, bo Gwyn nie mógłby zajść w ciążę, albo poroniłby. Nie mogę mieć ich obojgu, ale... Teraz lepiej rozumiem, decyzję Gwyn'a. Wybrał ją, bo była naszym małym cudem. I tak właśnie jest z wami, Zdarzył się cud, mogłeś go oznaczyć, sprawić, że zawsze będziecie razem. Więc może, zamiast narzekać, doceń w końcu to? – proponuje Desires. Przez chwilę milczę i analizuję słowa brata. Trudno jest się z nim nie zgodzić.

– Tak, chyba masz rację – mówię.

– To teraz grzecznie się wynoś do Alberta – mówi, a z góry dobiegł nas płacz Artemidy – Wy to chyba nigdy nie dacie mi odpocząć – wzdycha Desires.

– Wiesz, gdybyś chciał pobyć sam... Zawsze możesz podrzucić nam Artemidę, zajmiemy się nią – mówię. Zdaje sobie sprawę, że Desires nie miał jeszcze okazji opłakiwać Gwyn'a, nie w taki sposób jak opłakuje się zmarłych. Oczywiście można powiedzieć, że czas, w którym był pijany, był swego rodzaju żałobą. Jednak to nie była prawdziwa żałoba, a teraz... Zajmuje się córką. Nie ma czasu, by uporządkować swojego życia.

– Będę o tym pamiętać, a teraz idź stąd, zanim będziesz sam musiał położyć tego małego potworka do snu – ostrzega mnie. Wolałem nie ryzykować i zmyć się, póki mogłem. Charakterek odziedziczyła po tatusiu, więc niech tatuś się z nią użera sam. Jak na dzielnego alfę przystało.

The moon is miles above us //BLWhere stories live. Discover now