34. Teraz, potrzebowałeś mojej uwagi.

450 37 4
                                    

media: Video - Środa-czwartek

<Art>

Przyglądałem się, jak beta, kręci się po kuchni. Od paru minut nic nie robił, tylko zawracał mi dupę, przez co nie mogłem się skupić na dokończeniu raportu. Teraz żałowałem, że zmusiłem go do wzięcia wolnego. W życiu nie widziałem, żeby Albert był tak upierdliwy jak dziś.

– Gdzie sól? I pieprz? – pyta. Nie sądziłem, żeby to był dobry pomysł, by Albert cokolwiek gotował, ale zawsze to chwila spokoju. Teoretycznie, powinien być spokój.

– Tam, gdzie ją położyłeś – mówię i zerkam w ekran laptopa, licząc na to, że coś się samo napisało. Dwa dni temu Albert zażyczył sobie generalne sprzątanie i przy okazji poukładał wszystko, co mamy w szafkach tak jak mu pasuje. Przez całe dwa dni, myślałem, co takiego zrobiłem mu, że tak mnie, pokarał. Jakby otwierasz szafkę, w której powinny być kubki, ale nie ma ich, bo leżą tam jakieś przyprawy.

– Nie ma! – krzyczy na mnie. Naprawdę nie wnikałem, w to, czy porządki Alberta mają jakikolwiek sens. Właściwie w duchu liczyłem, że po tych porządkach beta, da radę egzystować w kuchni samodzielnie, ale jak widać, zrobił to z czystej złośliwości, by mi dokopać.

– Art! – wydziera się na mnie, a ja zamykam laptopa, raczej już nie dam rady skończyć tego raportu. Na pewno nie wcześniej, dopóki Albert nie pójdzie spać.

– Idę już, nie wściekaj się – mamroczę.

– Nie wściekam się! – warczy na mnie.

– Doprawdy? – mówię, obejmując go, kołyszę się z nim, chcąc go uspokoić.

– Wiesz co?

– Hmmm – beta mruczy wyraźnie zadowolona.

– Tę sól miałeś cały czas przed nosem – mówię, a ciemnowłosy tylko prycha pod nosem.

– Albert... – zaczynam, znam go doskonale, by wiedzieć, że miał jakieś ukryte powody, by to zrobić. Nie wierzę, że nie dostrzegł tej soli.

– Czyżbyś próbował zwrócić na siebie moją uwagę? – pytam, a beta odwraca się i wyciąga tę niesforną łapkę, by znowu mi przywalić. Złapałem tę niesforną łapkę i uśmiechnąłem się. Trafiłem z tym stwierdzeniem.

– A nie mogłeś tak po prostu podejść i... Poprosić? – pytam go. Dotykam jego ciemnobrązowych włosów i przeczesuje je palcami.

– Dlaczego ty sobie tak utrudniasz życie?

– Bo masz pracę! – rzuca z wyrzutem.

– Na pewno zapytanie, byłoby prostsze niż... Właściwie co ty robiłeś?

– Nie ważne, miziaj mnie tak – prosi mnie, a ja wzdycham głośno.

– Nie wzdychaj mi tutaj, tylko poświęcaj mi uwagę!

– Ty... Zawsze byłeś taki nieznośny, czy po prostu teraz taki się stałeś? – pytam. Myślałem, że zajmie mu więcej czasu na pogodzenie się z rzeczywistością, a mnie samego będzie trzymać na dystans, a okazuje się, że mam przed sobą... Całkiem potulną omegę. A raczej czasami mam. W końcu to Albert, tylko on w jednej chwili się łasi, by później z zaskoczenia wbić mi skalpel w żebro.

– To nie ja... To ta więź – mruczy.

– Więc to ta więź każe ci mnie bić, ale jednocześnie prosić, by się tobą zajmować? – pytam.

– Właśnie tak!

– Ty jesteś pewien, że jesteś betą? A nie omegą?

– Nie ma mowy, jestem stuprocentową betą! To ta więź robi ze mnie jakąś sztuczną omegę – tłumaczy się.

– Na pewno? – podjudzam go.

– No ależ tak!

– Pamiętaj, że to mój wilk zaakceptował cię jako swojego partnera. Coś musi być na rzeczy.

– Twój wilk jest upośledzony – komentuje.

– Sam jesteś upośledzony – odgryzam mu się.

– Wasze zaloty dosłownie aż psują wzrok – stwierdza Desires, który nie wiadomo skąd się tutaj wziął.

Oboje przestraszeni spojrzeliśmy w stronę Deisresa, który trzymał Artemidę.

– Spadaj Desires – mówię, a brat tylko wciska Artemidę Albertowi.

– Zajmijcie się nią przez chwilę – mówi.

– No patrzcie, ojciec roku się znalazł – stwierdzam rozbawiony.

– Tylko nie zgorszcie mi dziecka, błagam was? Trzymajcie się najlepiej z osiem metrów od siebie. Tak dla bezpieczeństwa. Nie chcę wrócić i zastać was w żadnej dziwnej pozycji.

<...>

– Jestem zmęczony – oświadcza Albert, kładąc się obok mnie. Przygarniam tą wielce zmęczoną osobę i całuje ją w czółko.

– Biedaczek – mówię, a dziwnym trafem ta wiecznie niesforna łapka Alberta znajduje się pod moją koszulką.

– A ta rączka to gdzie? – pytam.

– Zimno jej – stwierdza z niewinnym uśmiechem Albert.

– A drugiej rączce nie jest zimno? – odzywam się cicho.

– Właśnie, że jest jej zimno – odpowiada, a ja po prostu nie mogę uwierzyć, że Albert w tak bezczelny sposób mnie uwodzi.

– Jesteś bezczelny – stwierdzam, a ciemnoniebieskie oczy błyszczą.

Nim jego te śliczne usteczka coś powiedziały, uciszyłem je pocałunkiem. Na bank powiedziałby coś totalnie żenującego, w końcu to Albert. Zero taktu i przyzwoitości.

– To jak... Ogrzejesz moje łapki? – pyta, a ja gapię się na niego, próbując wyczytać z jego reakcji, jak bardzo sobie ze mnie żartuje, a w ilu procentach jest poważny.

Próbowałem go zrozumieć, ale Albert musiał zauważyć moje zawieszenie, bo nachylił się i pocałował mnie.

– To jak? – pyta uwodzicielskim głosem, a ja wzdycham głośno. Chyba nie mam wyboru, prawda?

– A co jeśli odmówię? – pytam, tak z ciekawości. Oczy Alberta ciemnieją gniewnie.

– Walnę cię – zastrzega. No tak, czego ja się spodziewałem.

– A nie byłeś przypadkiem zmęczony? – pytam go.

– Byłem, ale w sumie nie jestem już – oświadcza. A ja po prostu wzdycham głośno.
Beta znowu pocałowała mnie, ale tym razem nie był to zwykły buziak. Nim się zorientowałem przebrzydła istota, siedziała na mnie okrakiem i całowała mnie.

Westchnąłem cicho, kiedy zjechał pocałunkami na moją szyję.

– Auć – syknąłem, kiedy ugryzł mnie w szyję. Nie było to jakieś seksowne ugryzienie, a po prostu z czystą premedytacją ugryzł mnie, jakbym mu coś zrobił. Czułem, jak coś ciepłego, spływa po mojej szyi, a po chwili poczułem również coś mokrego na swojej skórze.

– Albert – syknąłem, domyślając się, co robi Albert, zlizuje krew z rany, którą zrobił. Zamknąłem oczy, by opanować się, ale im dłużej pozostawałem bierny, tym Albert stawał się śmielszy. Właściwie to powinno mi to przeszkadzać, ale cóż... Instynktów nie da się oszukać. Podobało mi się to, cholernie mi się to podobało. Właściwie czułem się, jakbym był, głównym bohaterem jakiegoś taniego erotyka z fantastyczną otoczką. Chwyciłem Alberta za kark i próbowałem go od siebie odsunąć. Nie chciałem, by tylko on tutaj rządził. I źle mi było, że moja kochana beta zajmuje się mną, a sama nie dostaje odpowiedniej ilości mojej uwagi. Jednak zaraz to zmienimy. Zapomni, że to on zaczął wszystko i odda mi się w całości. Niech tylko poczeka. Tylko się uwolnię od niego.

The moon is miles above us //BLWhere stories live. Discover now