8. Dawno temu, lubiłem cię dręczyć.

516 39 8
                                    

media:  Katy Perry - Hot N Cold

<Art>

– Czy możesz łaskawie przymknąć się? Głowa mnie boli – jęczy Albert, a ja specjalnie jeszcze głośniej rozmawiam z Desiresem. Robię to specjalnie, ponieważ sam jest sobie winien dzisiejszego stanu.

Chociaż po części to jednak moja wina. Mogłem nie zabierać go ze sobą, a skończyło się tak, że Albertowi kubki się pomyliły, a może nie zdawał sobie sprawy, że będąc na imprezie, raczej nikt gościom nie będzie serwować herbaty.

Takie sytuacje nie są u nas częste, z wielu powodów. Głównie chodzi o to, że po prostu nam tak nie wypada, nie jesteśmy ludzkimi nastolatkami, żeby przy każdej możliwej okazji spotykać się i wlewać w siebie nieskończoną ilość alkoholu. Jednak czasami chcemy się poczuć jak ludzcy nastolatkowie, więc i pojawia się alkohol – w niezbyt dużych ilościach, ale się pojawia,

Wiadomo, Albert, raczej jest przeciwny wszystkiemu i... No biedny uznał, że w tym kubku akurat musi być herbata... Cóż skończyło się tym, że musiałem biedaka dowlec do domu i siedzieć z nim, bo tak naprawdę nie wiem jak mógłby jego organizm zachować się po wypiciu alkoholu.

Nasze organizmy są inne od ludzkich, w większości przypadków nie tolerujemy alkoholu, bądź nigdy nie możemy się upić.

– Arthur, na Lunę, uduszę cię zaraz jeśli się nie zamkniesz! – warczy w moją stronę.

– Nie – odpowiadam, a Desires, po prostu wali w łeb.

– No już uspokój się – każe mi.

– I ty też przeciwko mnie?

– Właśnie tak.

– Co to, za spisek przeciwko mnie? – pytam go.

– Właśnie tak, a teraz sobie idź, musimy z Albertem przegadać gdzie ukryć twoje zwłoki – mówi Desires, a ja wzdycham ciężko. Z nimi po prostu nie da się normalnie siedzieć. Wstaję z łóżka i zamierzam iść, ponieważ raczej wyłapałem aluzję, że chwilowo nie jestem tutaj mile widziany, a ci dwoje po prostu chcą spędzić trochę czasu. W końcu Albert sam prosił żebym przyprowadzał Desiresa, żebyśmy moglibyśmy spędzać we trójkę.

W końcu Albert i Desires mają wiele wspólnego, nawet jeśli dzieli ich siedem lat różnicy.

– A ty gdzie? – pyta mnie Albert.

– No... Sami przecież mnie wyganiacie – mówię, a Albert tylko zaczyna się śmiać.

– Serio Art? – pyta mnie, a ja wzruszam ramionami.

– To weźcie się, zdecydujcie w końcu.

– Zawsze wiedziałem, że jesteś debilem, Art – stwierdza Desires.

– No dzięki, Desires – odpowiadam, a kasztanowłosy alfa tylko uśmiecha się złośliwie.

– Jak dobrze, że masz mnie i Arta, to jakoś nie umrzesz z braku inteligencji – mówi dumnie Desires, a Albert kiwa głową, po czym wyciąga rękę, żeby mnie poklepać po głowie.

– Nie denerwuj się Art – prosi mnie, a później zwraca się do Desiresa – Nie denerwuj brata.

Uśmiecham się w stronę Alberta, który nawet nie odwzajemnia mojego uśmiechu. No jak zawsze, w końcu Albert nie jest raczej tym, który jest zainteresowany mną.

I nigdy nie będzie.

Trochę szkoda, ale nic na to nie mogę na to poradzić, w końcu Albert... To jest Albert. Nic nie mogę na to poradzić. Nie mogę go zmusić do uczucia, ani do niczego innego. Boję się po prostu, że pewnego dnia, on się dowie, że coś do niego czuję. I co ja wtedy zrobię? Jak mu to wytłumaczę?

<...>

– Art – ktoś mną potrząsnął – Art, do cholery jasnej, bo cię walnę! – rozpoznałem głos Alberta.

– Daj mi spać – mówię i odwracam się na drugi bok.

– Obiecałeś mi, że dzisiaj pójdziemy do miasta! – mówi.

– I pójdziemy – mruczę – Daj mi się wyspać.

– Jest południe, wstawaj – znowu mną potrząsa.

Westchnąłem głośno, najwidoczniej nie wygram z Albertem. Zostaje mi tylko wstać, ogarnąć się i poprosić tatę, by zawiózł nas do miasta.

– Ale musimy? – pytam go, siadając na łóżku.

– Tak – warknął.

– A nie możesz sam? Spać chcę – po prostu udaję, że nie jestem zainteresowany. W końcu Albert, kiedy się irytuje, jest bardzo uroczy.

– Nie, a teraz się pośpiesz, bo twój tato ma plany na resztę dnia! – przypomina mi. Oczywiście, że wiem, że jest zajęty. Wciąż nie udało się odnaleźć watahy, która była odpowiedzialna za ostatni atak na watahę, którą opiekujemy się.

Ojciec jest wściekły, ponieważ to jest zbyt, uwłaczające dla naszego honoru. Jednak nic nie możemy nic zrobić z tym. Możemy szukać i w końcu odnaleźć przywódcę tego stada i wymagać od niego zadośćuczynienia za to, co zrobił.

– No już, idę – mówię, wstając z łóżka.

– Pośpiesz się!

– Zamierzasz mnie pilnować? – pytam go.

– Co? Nie? Masz pięć minut, bo później wyrzucę cię z okna – ostrzega mnie, wychodząc z mojego pokoju.

Szybko się przebieram i schodzę na dół. Nie, żebym bał się Alberta i tego, że mnie wyrzuci mnie z okna. Chociaż mówimy tutaj o Albercie, nie wiadomo nic. Może i by spróbował?

– No jestem – mówię.

– Czy ty się naprawdę wystraszyłeś się, że wyrzucę cię z okna? – pyta mnie Albert.

– Nie – odpowiadam niezbyt optymistycznie. Może trochę się bałem. Ale tylko dlatego, że nie wiem, czy Albert może być do tego zdolny.

– Czyli, tak.

– A zamknij się już. Możemy iść? – pytam, ale Albert tylko się śmieje. No tak, bardzo zabawne. Bardzo.

– Może złapać cię za rączkę, żebyś się nie zgubił? – zapytał żartobliwym tonem. Chciałem mu odpowiedzieć, że z całą przyjemnością może potrzymać mnie za rączkę, ale... To byłoby dziwne? Nie na miejscu.

Zresztą to chyba ja powinienem pilnować go, żeby nie zgubił się w tłumie ludzi?

Udałem, że wcale nie słyszałem jego docinki i ruszyłem do auta, kątem oka widziałem, że Albert szedł za mną.

– Mogę jechać też? – pyta Desires, a ja wzdycham głośno, że teraz też musiał go przywiać. Przecież wiedział od samego początku, że dzisiaj jedziemy do miasta.

– Pośpiesz się – mówi tata, nie widząc nic złego w tym, że musi czekać jeszcze dłużej.

– Nie masz przypadkiem innych planów, tato? – pytam się, a tata tylko uśmiecha się łagodnie.

– Może i mam?

– Czy to właściwie, czekać jeszcze na Desiresa? – pytam go.

– A dlaczego mielibyśmy nie czekać na niego? Jesteśmy wspólnotą i musimy pomagać sobie nawzajem. Zresztą... Zobaczysz, jak dorośniesz.

– Coraz mniej podoba mi się to, że będę przywódcą. Gdzie w tym wszystkim czas dla mnie?

– Jak dorośniesz, to ci się priorytety w życiu zmienią... Zresztą leń jesteś, Art, więc będziesz mieć dużo wolnego czasu – stwierdza Albert, tata przez chwilę patrzy na niego, po czym mu przytakuje. Że co? Że ja leń jestem? Wypraszam sobie! Jestem bardzo pracowity!


Tak sobie Silverthorn myśli, że powinny powstać zawody w obrażaniu Arta xD

A tak przy okazji dziwnie jest dodawać 8 rozdział mając 13 rozdziałów napisanych w przód. Tutaj głównie nic się nie dzieje, a tam... Wszyscy bawią się przednio  

The moon is miles above us //BLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz