Rozdział 1

23K 746 52
                                    

Obudziłam się dość wcześnie jak na pierwszy dzień szkoły. Po przeprowadzce do Seattle nie miałam czasu zaznajomić się dokładnie z tym miastem, a co dopiero z budynkiem, w którym będę spędzać praktycznie pół dnia. Odkąd rodzice podjęli decyzję o opuszczeniu naszego starego, spokojnego miasteczka większość czasu spędzałam na namawianiu ich do zmiany decyzji. Jak się jednak domyślałam, nic z tego nie wyszło. Z resztą nie pamiętam kiedy ostatnio byłam dla nich ważniejsza niż praca. Mama jako dość znany architekt nie miała za dużo czasu by spędzać ze mną czas, a tata właściwie cały dzień spędzał w swojej firmie, którą traktował jak swoje dziecko. Jeśli w ogóle odpowiedział na jakiekolwiek moje pytanie to już był postęp. Tak więc większość czasu spędzałam w towarzystwie naszej służącej Karen i najlepszej przyjaciółki Charlotte. Nie żebym narzekała na dom w jednej z najbogatszych dzielnic miasta, ale gdybym miała wybór oddałabym to wszystko za normalnych rodziców. Jęcząc przeciągle w poduszkę, zmusiłam się do wstania. Na budziku widniała 6:15. Ruszyłam w stronę łazienki, będącej bezpośrednio przy moim pokoju (kolejny plus posiadania dużego domu - własna łazienka). Myjąc zęby przyłapałam się na rozmyślaniu o nowej szkole. Nie dość że to szkoła prywatna dla wysokiej rangi wampirów, to jeszcze przeznaczona dla osób, które mają wykreowane plany na przyszłość. No cóż, ja takich nie mam, ale oczywiście rodzice twierdzą że doskonale sobie poradzę. Westchnęłam, przewracając wymownie oczami do swojego odbicia w lustrze. Sięgnęłam po krem przeciw spalaniu skóry na słońcu i rozsmarowałam na powierzchni ciała. Każdy wampir był skazany na używanie go jeśli nie chciał po pół godzinie stanąć w płomieniach. Jako wampiry ukrywamy swoją tożsamość przed światem ludzi. Najciężej jest mi to ukrywać przed Karen. Rodzice od zawsze wpajali mi żebym zawsze uważała na to gdzie się znajduję, kiedy dochodzi do napadu zmysłów. Wampiry nazywały tak stan kiedy wszystkie zmysły włącznie z głodem (domagającym się krwi) nasilały się dziesięciokrotnie. Dochodziło do tego zazwyczaj w nocy. Stawaliśmy się wtedy niepowstrzymani. Mogliśmy robić rzeczy na które nie mieliśmy wpływu. W przypadku takim jak mój było to praktycznie nie do opanowania. Rozczesawszy długie, intensywnie czarne włosy, skierowałam się do szafy. Sporym plusem było to, że nie musiałam tracić 20 minut na wybieranie stroju. W mojej szkole obowiązywały mundurki. Zestaw dziewcząt składał się z białej koszuli, czarnego krawatu w czerwone paski, czarnej spódniczki, białych podkolanówek i czarnych nieskazitelnie czystych trampek. Kończąc wkładać krawat usłyszałam pukanie do drzwi.

- Proszę! - krzyknęłam, próbując uporać się z węzłem.

- Co panienka sobie życzy na śniadanie?

- Oh Karen, ile razy cię prosiłam żebyś mówiła mi po prostu Lucy. - uśmiechnęłam się do niej życzliwie - Jeśli to nie problem poproszę kawę, croissanta i jajecznicę.

- Oczywiście panienko..to znaczy Lucy - zachichotała Karen i czerwieniąc się opuściła pomieszczenie. Karen była dla mnie jak druga mama. Pracowała u moich rodziców właściwie od zawsze i świetnie się dogadywałyśmy. Miała trochę ponad 50 lat, lekko siwiejące, ciemne włosy i zmarszczki spowodowane raczej częstymi uśmiechami niż wiekiem. Kocham tą kobietę za to że zawsze mi pomaga i ma dla mnie czas. 5 minut później byłam już na dole w naszej biało-czarnej kuchni, zajadając się pysznościami Karen. Kiedy dopijałam kawę, zabrzęczał mój iPhone.

Charlotte ♡: Podjechać po ciebie za 10 min? Musisz mi koniecznie opowiedzieć jak ci minęły wakacje :D

Ja: Jasne, chociaż nie licz na wiele. Nie każdy wakacje spędza w klubach i uganianiu się za chłopakami ;)

Charlotte ♡: Bardzo śmieszne. Dobra szykuj się, będę za chwilę.

Z rezygnacją odstawiłam telefon na blat. Szczerze mówiąc zazdrościłam Char pewności siebie i uroku osobistego. Nigdy nie miała problemu z poderwaniem chłopaka na którego akurat miała ochotę. Ja raczej byłam z tych które zamiast imprez wybierają naukę w domu lub czytanie książek. Z zamyślenia wyrwał mnie głos Karen.

- Lucy! Charlotte już jest!

Chwyciłam iPhona do torby i truchtem wybiegłam na żwirową drogę znajdującą się na dziedzińcu z fontanną w środku i licznymi zielonymi krzaczkami i żywopłotami dookoła. Widok na to wszystko był zachwycający. Charlotte stała opierając się o swojego Jaguara F-Type, ubrana w ten sam mundurek co ja. Po wstępnych oględzinach stwierdziłam że wygląda w nim o wiele lepiej, zresztą jak we wszystkim co tylko włoży. Kiedy tylko mnie zobaczyłam z ekscytacją rzuciła mi się w ramiona.

Strzeżsię Akademio Wampirów, Lucy Roth nadchodzi!

--------------------------------------

Zaczynam pracę nad drugim opowiadaniem, więc proszę o wyrozumiałość ;* mam nadzieję że się spodoba i wytrwacie ze mną i Lucy do końca :)) Będę wdzięczna za wszystkie gwiazdki i komentarze ♡

After DarkTempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang