Rozdział V Decyzja

Start from the beginning
                                    

Milczała. Zdał sobie sprawę, że znowu przesadził.

‒ To nie twoja wina, Granger ‒ oznajmił głucho. ‒ I ja już podjąłem decyzję za siebie. Teraz pora na twoją.

‒ Przecież ja nawet nie mam wyboru ‒ zaśmiała się gorzko.

‒ Błąd ‒ odparł ostrzej, niż zamierzał. ‒ Zawsze istnieje JAKIŚ wybór.

Patrzyła na niego dziwnie.

‒ Jeśli się zgodzę ‒ zaczęła powoli, ‒ będzie to oznaczało, że muszę zdradzić Harry'ego prawda?

‒ Tylko w teorii ‒ powiedział. ‒ Ale nie mam zamiaru cię okłamywać. Będziesz musiała przekazywać jakieś informacje. Jednak zapewne nigdy się z nim nie spotkasz. Nie dopóki ufa mnie. A ja zadbam o to, żeby tak pozostało. Nie mogę ci niczego obiecać, Granger. Mogę tylko dołożyć wszelkich starań, żebyście i ty i Potter byli bezpieczni.

‒ A Ron?

Ach tak. Weasley.

‒ On też.

Skinęła głową.

‒ I w jaki sposób małżeństwo z panem ma mnie uchronić przed śmiercią?

Spojrzał na nią krzywo.

‒ Chodzi ci o to, dlaczego Czarny Pan miałby powstrzymać się od zabiciem ciebie ze względu na nasz związek?

Kolejne skinięcie.

‒ Tu nie chodzi o mnie Granger. Źle interpretujesz całą sytuację. Tak naprawdę mogłabyś poślubić jakiegokolwiek zwolennika Czarnego Pana, Śmierciożercę, czy nie. Musiałby być półkrwi, odpowiednio niskiego statusu półkrwi, racz zauważyć, oraz wyrazić zgodę na to, by poręczyć za ciebie i twoją rodzinę.

Patrzyła na niego w skupieniu.

‒ Czytałaś cokolwiek na temat tej ustawy?

‒ Tak ‒ jej odpowiedź wcale go nie zaskoczyła.

‒ Co wiesz?

‒ Że opiera się na starej zasadzie, którą stosowano podczas wojen między księstwami, konfliktów pomiędzy włodarzami: przegrana strona oddawała jedną ze swoich córek za żonę stronie wygranej. To miało zapewnić gwarancję posłuszeństwa poddającej się rodzinie, ale przy okazji dawało niejaką pewność, że nie dojdzie do kolejnego buntu.

‒ Lepiej bym tego nie ujął ‒ stwierdził, przywołując tym wyraz zaskoczenia na jej bladą twarz.

Nie miał jednak teraz czasu ani ochoty na swoje słynne erystyczne gierki.

‒ Paskudne ‒ powiedziała.

‒ Nie wątpię ‒ przyznał. ‒ Tym bardziej potrzebuję wiedzieć na pewno, że się na to zgadzasz, Granger. Jeśli masz na oku innego chętnego zwolennika Czarnego Pana, z chęcią oddam mu miejsce, niech pełni honory...

Spojrzała na niego dziwnie.

‒ Wtedy pan nadal byłby w niebezpieczeństwie ‒ zauważyła. ‒ Poza tym, naprawdę sądzi pan, że znam na pęczki Śmierciożerców?

‒ Ja nic nie sądzę ‒ powiedział cicho. I taka była prawda: nie starał się niczego zakładać z góry. Nie w takiej materii.

‒ Nie, profesorze. Nie znam nikogo, kto chciałby mi pomóc.

‒ Cudownie.

Zapadła chwila ciężkiego milczenia. Granger patrzyła się przed siebie, dłonią lewej ręki dłubiąc brzeg koca.

Głębia otchłani (sevmione) ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now