Akt 2

1.9K 121 95
                                    

Jimin przebudził się i przeciągnął na łóżku. Otulało go ciepłe ciało jego ukochanego, który nawet na chwilę nie wypuścił go z rąk w trakcie nocy. Park patrzył na burze ciemnych loków Taehyunga i uśmiechnął się delikatnie. Uwielbiał to, że mógł każdego ranka budzić się obok miłości swojego życia. Przepełniało go wtedy szczęście i poczucie bezpieczeństwa. To było dla niego ważne, bo często bywał osamotniony i niezrozumiany w swojej pasji. W szkole naśmiewano się z jego delikatności, a Tae go chronił przed jakimikolwiek szykanami. Kiedyś prawie pobił się z kimś na ulicy, bo nazwano Jimina dziewczynką. Jimin kochał w Kimie jego zadziorność i odwagę. Był wymarzonym księciem z bajki, który bronił wybranki, a w tym przypadku wybranka, swojego serca.

Jimin lubił fantazjować i romantyzować. Dlatego potrafił każdego dnia wymyślać nowe komplementy dla swojego rycerza, swojego słoneczka, swojej miłości i swojego małego szaleństwa. Chciał mu pokazywać jak bardzo go kocha, a nadal nie czuł, aby robił to wystarczająco.

Blondyn wziął telefon, aby sprawdzić, która godzina. Zerwał się przestraszony z łóżka i serce waliło mu jak opętane. Nie wiedział, jakim cudem nie zadzwonił mu budzik. Miał 5 minut do zajęć z nim. A on nie tolerował spóźnień. Jimin nie miał szans zdążyć, ale musiał spróbować. Opuszczenie zajęć skutkowałoby jeszcze większym gniewem nauczyciela. Dlatego Park szybko zrzucił z siebie ubrania i założył strój do ćwiczeń. Nie mógł przebrać się na sali, nie miał na to czasu.

Taehyung przebudził się słysząc, tłuczącego się po pokoju Jimina. Zobaczył, jak ukochany zakłada baletki i nerwowo je wiąże.

– Co jest Mimi? – zapytał zaspanym głosem Kim.

– Z-zaspałem, spóźnię się – mówił nerwowo Park.

– Mimi, spokojnie – mruknął Taehyung i usiadł na łóżku. Wstał z niego i złapał za ramiona chłopaka. – Hej, to nie koniec świata.

– Tae, on mnie zabije. Muszę już biec – powiedział szybko Jimin i pocałował ukochanego. Ten ziewnął jeszcze i patrzył, jak chłopak wybiega od nich z pokoju. Wiedział, jak pilnym i pracowitym uczniem był blondyn. Nie dość, że cudownie tańczył i był tytanem treningu, to do tego miał dobre stopnie i był chlubą Art&Dance. Przejmował się najdrobniejszym niepowodzeniem, które inni nieraz uznaliby za sukces. Tae nienawidził tego, jak traktowani byli tancerze baletowi w ich szkole. Taniec współczesny miał cudownych nauczycieli, którzy mieli luźne układy z uczniami. Artystom musicalowym dawno wiele swobody twórczej i często pomagano. A baletowi? Na każdym kroku poniżani, zamknięci w hermetycznym światku archaicznego, ale pięknego tańca. Nigdy nie zatańczyli dobrze, nigdy nie trenowali wystarczająco dużo. Mieli inne diety niż reszta szkoły. Nieraz przed występami ich porcje obiadowe były żałośnie małe, a i tak chodzili wymiotować w toaletach. Mieli chroniczne złamania palców, ciągle chodzili posiniaczeni. Najłatwiej było ich rozróżnić od reszty, bo byli najszczuplejsi i zawsze chodzili wyprostowani. Taehyunga bolało, że jego ukochany jest na siłę wpędzany w kompleksy, aby być jeszcze lepszym. Uważał to za chory proceder i za to nienawidził każdego nauczyciela baletu. A szczególnie tego, na którego lekcje właśnie spóźnił się Jimin.

Blondyn biegł przez korytarze prowadzące do sal treningowych. Potwornie się bał i bolał go już żołądek. Nie chciał, aby na jego idealnym wizerunku powstała jakakolwiek skaza. Był względnie lubiany wśród nauczycieli, a to było prawie niemożliwe. Zawsze był serdeczny, uśmiechnięty, a do tego pracowity. Wiele osób nie miało serca być dla niego wrednym, bo nie umieli nakrzyczeć na słodkiego chłopaka.

Ale nie on.

Jimin otworzył drzwi do sali i wszystkie głowy zwróciły się w jego stronę. Reszcie uczniów już było go żal.

Horned Angel | VminkookWhere stories live. Discover now