Rozdział 9

3.3K 86 44
                                    

Oparta o krzesło wpatrywałam się w ekran laptopa próbując dodzwonić się do Lee. Pierdolniętego blondyna z wysokim ego i tendencją do popołudniowych drzemek do tego stopnia, że potrafi przespać czternaście godzin z dostępnych dwudziestu czterech. Wypuściłam powietrze odchylając głowę do tyłu obiecując samej sobie, że następnym razem kupię bilety i polecę do Londynu, aby strzelić mu z liścia.

- Hej skarbie! - wróciłam wzrokiem do urządzenia, na którym zamiast profilowego chłopaka pojawił się Will - jak tam? - zapytał popijając poranną kawę.

Przymknęłam powieki rozumiejąc czemu blondyn nie odbierał. Różnica czasu. Zapomniałam o cholernej strefie czasowej.

- Hej, jest dobrze - mruknęłam przybliżając nogi do siebie - obudziłam was?

- Nie, znaczy Lee tak, nas nie - zaśmiał się puszczając do mnie oczko.

Szansa na zemstę wynosi równe osiemdziesiąt procent. Dwadzieścia zostawiam na wypadek ujawnienia się lenistwa chłopaka, które nie pozwoli mu ruszyć się po telefon.

- Kurwa! Kto normalny dzwoni o dziewiątej rano? - uśmiechnęłam się widząc młodszego Thomsona idącego z ręcznikiem przerzuconym przez ramię - zemszczę się kwiatuszku, jak boga daję zemszczę się! - kolejny raz wykrzyknął grożąc mi palcem.

- Nie strasz nie strasz, bo się zesrasz Lee - prychnął Will stając po mojej stronie, Lee spojrzał wkurzony na swojego rodziciela z mordem w oczach - znając ciebie nie będzie ci się chciało - mruknął unosząc zwycięsko w moją stronę filiżankę z kawą.

- Nawet własny ojciec przeciwko mnie - wyrzucił ręce do góry powodując u mnie cichy śmiech.

Kolejny punkt na moje konto. Zdobyty przez Willa ale się liczy.

- Widzisz Lee to znak - powiedziałam dumnie przez co zmarszczył brwi przybliżając się do ekranu - lubią mnie bardziej - wyszeptałam z lekkim uśmiechem na co prychnął pokazują mi środkowy palec.

- Jak w szkole? - wtrącił Will przerywając nasze potyczki.

- Jest okej, jak na razie utrzymuje drugie miejsce w rankingu, więc nie ma tragedii.

Tragedia była dla mojej matki, która słysząc moją średnią wpadła w furię, której ślady nadal noszę na plecach.

- Nie ma tragedii? Lily to super! Jestem w cholerę dumy - przerwał mi tym głosem pełnym dumy, tym samym, którym obdarzał naszą dwójkę, kiedy dawaliśmy radę z szkołą lub po prostu z życiem.

Uśmiechnęłam się blado widząc te radosne spojrzenie pełne miłości i ciepła. Był idealnym rodzicem do granic możliwości. Lee to ich jedyne dziecko, a mimo wszystko wychowali go na jednego z lepszych ludzi na tym świecie. Mieli pieniądze, co nie przeszkadzało, aby zarabiał na siebie podczas gdy na ich konta wpływały kolejne tysiące z udanych rozpraw.

- Może przylecisz do nas? Zrobimy grilla o i pojedziemy w te góry co chciałaś! – zaproponował to tak cholernie wesoło, a moje oczy wręcz się zaszkliły.

Był ze mnie dumny jako ojciec, mimo że nie byłam pierwsza. Był po prostu dumny z tego, że się staram i walczę.

- Raczej wątpię Will, mama się nie zgodzi, mam za dużo obowiązków. GG też ostatnio ma gorszy czas i muszę przy niej być - mruknęłam cicho przez co na ich twarzach pojawił smutek rozrywający moje serce.

Pragnęłam tam wrócić, ale nie mogłam ponownie uciec od problemów.

- Ej Lily, a może ogarniemy coś w połowie? Zwiedzimy nowy kraj, lećmy do Europy - wymruczał zapychając się gofrem.

Nasz kawałek niebaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz