Rozdział 13

3K 80 38
                                    

Nie mam pojęcia jakim cudem doszło do momentu, kiedy szykowałam się na spotkanie nie tylko z przyjaciółmi, ale również Dylanem i Josie, którzy okazali się cudownymi osobami. Nie wiem też jaka jest szansa, aby szatyn trafiał do więzienia raz w miesiącu, to tak jakby zamknąć małą pandę za kratami.

Zwykle wychodziliśmy nocami przez co coraz lepiej opanowywałam wchodzenie do pokoju przez balkon. Czasem wymykałam się tylko po to, aby jechać nad jezioro, gdzie spędzaliśmy zaznaczą część czasu.

- Liliano - rozszerzyłam oczy mało nie wypuszczając kluczyków z rąk.

Przede mną jak i przed moim domem stał Victor Henderson ubrany w cholerny garnitur. Nabrałam powietrze wymijając jego posturę. Nie zamierzałam narażać się na jakąkolwiek interakcję z diabłem

- Liliano - ponowił głośniej, zrezygnowana odchyliłam głowę do tyłu zatrzymując się.

- Mamy nie ma w domu, mnie zresztą zaraz też - wycedziłam przez zęby nie odwracając się - życzę miłego dnia - dodałam idąc w kierunku chodnika uważając tylko na to, aby nie wywalić się przy mężczyźnie.

- Przyjechałem do ciebie! - krzyknął ostro, zatrzymałam się momentalnie, aby po chwili obrócić się do blondyna zdezorientowanym spojrzeniem - podwiozę cię - prychnęłam zmniejszając między nami odległość.

- Mam zakaz rozmowy z panem – oświadczyłam w pełni przekonana na co przewrócił oczami wkładając ręce do kieszeni spodni.

- Alexandra zabroniła ci ze mną rozmawiać? - zaptyał z szczerym niedowierzaniem, skinęłam głową idąc w stronę swojego auta - zróbmy tak wsiądziesz ze mną do auta, a ja nie powiem jej o szczegółach twojej ostatniej wizyty.

Cholerny burmistrz szantażował mnie własną matką, a najgorsze w tym wszystkim jest fakt, że będę musiała podpisać pakt z diabłem.

- To jest szantaż - warknęłam zakładając ręce na klatkę piersiową, mężczyzna zaśmiał się kręcąc głową - ja mogę w każdej chwili zadzwonić i opowiedzieć o dzisiejszej wizycie.

- Oboje wiemy, że to się nie wydarzy - podszedł do auta otwierając drzwi pasażera. Jestem w cholernej dupie - podwiozę cię, a Alexandra nie dowie się o twoim wybuchowym charakterze - przewróciłam oczami podchodząc do auta.

- Nie musi pan zamykać za mną drzwi - spojrzałam na niego mocniej ciągnąć za klamkę - nie jestem niepełnosprawna, mam dwie rączki i zaskoczę pana ... są sprawne - dodałam z sarkastycznym uśmiechem, uniósł ręce do góry cofając się dwa kroki do tyłu, aby po chwili zająć miejsce kierowcy.

- Zapnij pasy Liliano - polecił, wypuściłam ostentacyjnie powietrze, ale posłusznie wykonałam jego polecenie.

Nie zamierzałam skończyć swojego żywota obok kochanka matki jakby się dowiedziała wskrzesiłaby mnie, aby ponownie mnie dojechać.

- Gdzie cię zawieść?

- Wystarczy do parku koło apteki - odpowiedziałam unikając szczegółów.

Nie miałam ochoty tłumaczyć się później, dlaczego przyjechałam z ojcem pana idealnego.

- Mogę wiedzieć czym zasłużyłam na taki przywilej? - spojrzałam na mężczyznę, który cały czas wpatrywał się w jednię.

Przynajmniej nas nie zabije.

- Jak było w Londynie? - zapytał ignorując moje pytanie, zmarszczyłam brwi nie rozumiejąc jego nagłego zmiany frontu.

- Proszę wybaczyć, ale nie zamierzam spowiadać się panu z mojego życia.

Kącik jego ust drgnął po czym spojrzał na mnie z tym dziwnym błyskiem jaki co jakiś czas pojawiał się w jego oczach. Zastanawiało mnie to cholernie bardzo, ponieważ zawsze byłam w centrum uwagi, kiedy to się działo. I być może byłam jego córką chrzestną, ale nigdy nie krył niechęci do mojej osoby.

Nasz kawałek niebaWhere stories live. Discover now