Rozdział 16

683 21 4
                                    

Podjechałam pod dom Mii, który kiedyś był jej małym królestwem. Była tą typową szczęśliwą dziewczynką z najlepszą na świcie mamą oraz tatą, który definitywnie miał słabość do miłości swojego życia. Wszystko niemal było perfekcyjne, obiady, wieczory z grami planszowymi, weekendowe wypady za miasto i dom pełen miłości, która otaczała ukochaną córkę. To wszystko trwało do momentu, kiedy Sophia zachorowała na raka, Wtedy całe życie, które można było podpiąć pod wymarzone większości osób zamieniło się w tragedię. Nagle wszystko przestało mieć znaczenie, Conrad odsunął się od rodziny pozostawiając bez opieki córkę, która nie umiała poradzić sobie z chorobą mamy, a tym bardziej myślą o jej stracie. 

Bo jak trzynastolatka ma zrozumieć utratę najważniejszej osoby w jej życiu bez wsparcia ojca? 

Trwało to pół roku, dokładnie sześć miesięcy później stałam nad trumną kobiety trzymając za rękę przyjaciółkę, która została nafaszerowana lekami tylko po to, aby dbać o opinię publiczną. 

Od tamtego dnia Mia mieszkała całkowicie sama, ojca widziała w święto dziękczynienia oraz w przelewach jakie dostawała, aby mogła się utrzymać. Jadła tylko jedzenie, które zamówiła bądź te które przyniósł jej Xander, robił to co piątek zasłaniając się brakiem obowiązków choć tak na prawdę martwił się o nią jak każdy z nas. Eliot Flynn nocował w domu dziewczyny przez rok, kiedy dowiedział się, że bo się sama spać. Za każdym razem byłam przy niej siedząc w milczeniu, ponieważ obie walczyłyśmy z własnymi demonami. Mia próbowała przepracować śmierć mamy jaki odejście ojca, a ja kolejne wybuchy agresji Alexandery. Wtedy leżałyśmy na podłodze patrząc w sufit bądź na trawie analizując każdą chmurę na niebie. 

Dziś może jej dom nie jest już królestwem tej małej dziewczynki, ale również nie jest więzieniem nastolatki uwikłanej w pasmo stanów depresyjnych, z których wyszła dzięki pomocy psychologa jaką zapewniła jej dyrektor szkoły. Dziś moja Mia jest tętniącą życiem osobą z traumami, ciężkim charakterem i dobrym sercem, która wskoczy za przyjaciół w ogień. 

- Boże stara nie uwierzysz co! - zaczęła wsiadając do auta pomijają zbędne przywitanie. 

- Też cię miło widzieć Mia - zaśmiałam się ponownie odpalając silnik na co prychnęła machając lekceważąco ręką. 

- Słuchaj, a nie wyjeżdżasz mi z zasadami kultury - zapięła pasy po czym spojrzała na mnie z uśmiechem choć w jej oczach widziałam czyste wkurwienie. 

- Ta siska Conrada coś zrobiła? - zapytałam retorycznie co od razu potwierdziła skinięciem głowy. 

- Ta mała lambadziara weszła do mojego pokoju zabierając sukienkę i kolczyki i miałabym wyjebane, na prawdę miałabym wyjebane - akcentowała każde słowo, zaśmiałam się pod nosem, bo nie miałaby wyjebane – ale to te kolczyki od mamy - dodała. 

Rozszerzyłam oczy zaciskając ręce na kierownicy po czym spojrzałam na nią. 

- Co zrobiłaś? - przerwałam jej, Mia westchnęła wystawiając dolną wargę do przodu odwracając głowę w przeciwną stronę - Mia?

- No wygarnęłam jej wszystko, a na koniec wyrwałam kolczyki i być może moja ręka niekontrolowanie spotkała się z jej policzkiem - odpowiedziała ciszej na co zmarszczyłam brwi rozumiejąc jej reakcję z jednego ważnego powodu. Obie tępimy dziadostwo co zalęgło się pod skrzydłami komendanta miejscowej policji. 

- Conrad to widział prawda? - zapytałam, a cisza wystarczyła mi jako odpowiedź - Mia ... mogłaś do mnie napisać jak ja bym jej sprzedała liścia to twój ojciec nawet by się nie zająknął. Przecież wiesz jak panicznie boi się mojej matki. 

Nasz kawałek niebaWhere stories live. Discover now