Rozdział 25

3K 83 15
                                    

Przerażona wpatrywałam się w budynek szkoły Gabby wyobrażając sobie każdy możliwy scenariusz jaki może wydarzyć się pierwszego dnia po śmierci Noah. Całe tygodnie spędzałyśmy w domu kontaktując się jedynie z Mią, Lee, Willem oraz Blair. Próbowałam udawać przed każdym jak silna jestem, uciekałam w naukę i nocne wpatrywanie się w balkon z nadzieją, że tej nocy pan idealny ponownie wejdzie przez balkon i pomoże mi zapomnieć o całym świecie. Nie pojawił się ani razu od naszej ostatniej rozmowy, a ja szczerze żałowałam, żałowałam tego wszystkiego, ponieważ zrozumiałam jak jego obecność była uzależniająca.

- Gotowa? – zapytała Mia podając plecak siedmiolatce, mała spojrzała na nią z lekkim uśmiechem kiwając przy tym głową.

Nie miałam pojęcia co musiałoby się stać, aby Gabby sobie z tym nie poradziła.

- Jasne! Lily mi obiecała, że po zajęciach pójdziemy na gofry!

- Wow ale super! - zaczęła Mia poprawiając jej warkoczyki, które sama zaplatała bitą godzinę - pójdę z wami co wy na to? - zapytała zadzierając głowę do góry, aby na mnie spojrzeć, zacisnęłam usta wąską linię czując wyczekujący wzrok brunetki.

Pierwszy raz miałyśmy wyjść z domu na dłużej niż wizyta u lekarza czy terapia GG. Przez śmieć Noah to miasto stało się jeszcze bardziej zepsute niż było to możliwe. Na ulicach zapanował cholerny mrok, a dom ociekający w luksusy pani vice burmistrz stał się jeszcze bardziej zimny.

- Lily, a ty jesteś gotowa? - zapytała cicho Gabby, wypuściłam powietrze kiwając głową.

Skłamałam po raz kolejny. Nie byłam gotowa, nie chciałam widzieć tych współczujących spojrzeń, słyszeć szeptów i wyrazów kondolencji. Noah umarł, ale tylko my wiedzieliśmy jak wartościowym był człowiekiem. I choć w pewnym stopniu zaczynałam rozumieć jego stratę to co noc chciałam wymazać z pamięci czarne jak noc tęczówki, które wracały do mnie w snach.

Co wieczór otwierałam drzwi balkonowe z nadzieją, że pan idealny wyjedzie przez nie z tym swoim uśmieszkiem. Nie oczekiwałam przeproszeń, ponieważ Xander nigdy nie przepraszał nikogo. Oczekiwałam cholernego poczucia bezpieczeństwa jakie mi zapewniał.

- Dasz radę księżniczko - zaczęłam łamiącym głosem, przykucnęłam przy niej łapiąc za rączki, a jej zielone oczy wręcz świeciły.

Nadal tam widziałam zapał, który wyróżniał ją z tłumu.

- Jasne, że dam - odparła z dumą - jestem Gabriela Wilson, córka Noah i siostra Lily mogą mi jedynie skoczyć! - pokręciłam rozbawiona głową.

- Tak jest Gabby! - krzyknęła Mia wstając z ziemi, przewróciłam oczami patrząc na brunetkę - jak coś to Lily ich dojedzie! - przybiła piątkę z dziewczynką szczerząc się jak szczur do sera.

- Jak coś to masz prosić, aby po mnie dzwonili okej?

Mała przewróciła oczami rzucając mi się w objęcia. Przytuliłam ją tak mocno jak potrafiłam chcąc zapewnić samą siebie, że potrafię ją obronić. Chciałam tylko, aby Gabriela Wilson miała normalne dzieciństwo i była bezpieczna.

- Lily jestem duża, z toalety korzystam sama.

- Wiem to księżniczko, ale się martwię - objęłam ją podnosząc do góry - jesteś moją małą siostrzyczką.

- I właśnie dlatego dam sobie radę - mruknęła wlepiając we mnie swoje zielone tęczówki - dojedziesz ich jak szczura! - ponowiła dużo głośniej, przewróciłam oczami słysząc śmiech dziewczyn.

- W takim razie pokaż na co cię stać - powiedziałam całkowicie poważnie doskonale wiedząc jak źle mogą się skończyć moje słowa.

Gabriela Wilson była zdolna do wszystkiego.

Nasz kawałek niebaWhere stories live. Discover now